Rozdział 3.

596 27 1
                                    


Adria 

 Kiedy nadszedł koniec zajęć i męczarni myślałam, że z wdzięczności zacznę przemawiać do niebios, mimo że nie należałam do religijnych osób. Budząc się rano spodziewałam się luźnego dnia, który minie niebywale szybko. W zamian dostałam bombę informacyjną o śmierci Josha, a każda napotkana osoba patrzyła na mnie, jak na encyklopedię wiedzy. Ten dzień dłużył się jak żaden inny. Dosłownie ostatnie minuty ostatniego wykładu dłużyły mi się niemiłosiernie. Myślałam, że wyjdę z siebie i stanę obok. Oczywiście, rozmowa z wujkiem odbiła się echem wśród studentów, którzy zlecieli się do mnie jak sępy. Gdy odsyłałam ich z kwitkiem rzucali mi nieprzychylne komentarze. A nawet stało się coś czego się nie spodziewałam. Zgłosiła się do mnie jedna z profesorek pytając o jakieś szczegóły.

 Ciekawość to wada wszystkich ludzi. Nie tylko młodych i niedoświadczonych, ale również starszych.

 Wychodząc z uczelni byłam potwornie zmęczona, ale i zadowolona, że był to koniec. Zatrzymałam się na najwyższym stopniu i wzniosłam spojrzenie na niebo. Zdążyło się ściemnić. Latarnie oświetlały żwirową dróżkę prowadzącą do głównej bramy i wyjścia na ulicę. Lekka mgła unosiła się nad podłożem wprawiając mnie w tajemniczy nastrój. Widząc widok przed sobą odnosiłam wrażenie, jakbym siedziała w sali kinowej i oglądała początek jakiegoś horroru. Uczelnia wyglądająca jak zamczysko, mgła ją okalająca i śmierć jednego ze studentów w tle. Materiał na dobry horror.

— Tak wszyscy cię zachwalają, tak podkreślają twoje umiejętności i dojścia, a przychodzi co do czego, to jesteś najbardziej bezużyteczna. — Z niechęcią odwróciłam głowę do dziewczyny. Pierwszy raz widziałam ją na oczy.

— Czego wy się tak naprawdę spodziewacie? — zapytałam, załamując ręce. — Prawda jest taka, że nie zależy wam na poznaniu prawdziwego losu Josha. Liczycie na poznanie informacji, którą roznieślibyście dalej i zdobyli dzięki temu uznanie. Zabawa „kto pierwszy ten lepszy". Wszyscy, którzy myśleli, że coś wiem jesteście żałośni. — Pokręciłam głową, załamana postawą ludzi. — Wasza postawa udowodniła mi, że jakiekolwiek bym posiadała informację, nie podzieliłabym się nimi z wami. Nie warto.

 Zostawiłam ją na szczycie w dwóch krokach pokonując schodki. Nim zdołałam się oddalić usłyszałam jak sarka pod nosem:

— Nie warto to polegać na tobie.

 Zaciskając zęby hardo parłam do przodu. Nie mogłam zwracać uwagi na takie zawistne cizie. Nie powinnam zwracać uwagi na komentarze. Znałam swoją wartość. Byłam pewna swoich umiejętności. Zwłaszcza umiejętności rozsądnej oceny sytuacji. Przeszłość pokazała, że można było na mnie polegać. Dlatego najlepszym rozwiązaniem było zbycie takich komentarzy. Tyle że nie była to jednorazowa sytuacja. Tego dnia kilka razy usłyszałam takie frazy. I po którymś razie zaczęły one we mnie uderzać.

 Po dziesięciu minutach dotarłam pod bibliotekę publiczną. Złoty napis widniał nad wejściem. Pchnęłam szklane drzwi wchodząc do środka. Na wstępie buchnęło we mnie ciepłe powietrze i zapach papieru. Zaciągnęłam się nim. Był uspokajający. Przywitałam się uśmiechem z miłą bibliotekarką. Wiedząc co chciałam ze sobą zabrać skierowałam się do odpowiedniego regału. Sięgnęłam po odpowiednią pozycję stojącą na najwyższej półce. Musiałam stanąć na palcach by choć odrobinę ją wysunąć. Gdy oparłam ją o siebie sięgnęłam niżej po kolejną pięciuset stronnicową pozycję.

— Żebyś się nie przedźwigała kochana — powiedziała, kobieta widząc jak odkładam na blat księgi. — Masz dla mnie poprzednio wypożyczone?

— Oczywiście. — Wyciągnęłam z torby trzy ostatnio wypożyczone egzemplarze. Były cieńsze od tych co wzięłam. — Proszę bardzo. — Podałam jej książki.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz