Rozdział 8.

538 33 3
                                    


Adria 

 Paraliżujące przerażenie sprawiło, że nie potrafiłam się ruszyć, choć podświadomie wiedziałam, że musiałam brać nogi za pas. Kiedy dotarła do mnie powaga sytuacji, zmusiłam się do ruchu. Wzięłam nogi za pas i ruszyłam przed siebie wbiegając w mrok. Nie było żadnego światła, tylko głęboka czerń. Przepaść. Próżnia. Nie wiedziałam, która droga była tą prawidłową. Czy w ogóle istniała odpowiednia droga? Nie mając pewności, jak skończę nieprzerwanie biegłam.

 Gdy krzyk rozniósł się echem sceneria uległa zmianie. Nie było czerni. Przynajmniej nie tak głębokiej i czarnej jak smoła. Znalazłam się nieopodal willi klasowego kolegi ze szkoły średniej. Musiałam wyjść z imprezy, bo źle się poczułam. Nieustannie dzwoniący telefon wyświetlający numer matki zwiastował dla mnie katastrofalne problemy. Było już późno, a impreza się przedłużała. W domu powinnam się wstawić już godzinę temu, jednak za dobrze się bawiłam. Przynajmniej do czasu, dopóki nie złapały mnie duszności. Nie byłam pijana, ani mocno podpita. Już miałam odebrać, gdy wydarzyło się coś, co zmieniło moje życie na zawsze. Przystanęłam w miejscu wlepiając spojrzenie w mężczyznę celującego w głowę innego chłopaka. Nie ruszając się na krok wybrałam numer alarmowy. Z przerażeniem obserwowałam egzekucję i nie byłam w stanie nic zrobić. Tylko wierzyć, że dyspozytor odbierający połączenie usłyszy strzał i przyśle służby. Niestety się przeliczyłam. Dyspozytor rozłączył połączenie nie słysząc, żadnego odzewu. Chrzęst gałęzi padający za mną zwrócił uwagę uzbrojonego. Padł kolejny strzał.

*

 Gwałtownie poderwałam się do siadu dłońmi zatykając rozchylone usta, na które cisnął się krzyk. Oddychałam płytko, w głowie mi się kręciło. Strużka potu spłynęła po kręgosłupie, a do czoła przykleiło mi się kilka kosmyków włosów. Przetarłam twarz trzęsącymi się dłońmi. Nie starałam się przymknąć powiek, wiedząc, że za nimi od razu zobaczę widok wykrwawiającego się człowieka. Dlatego rozwierając palce zerknęłam na zegar leżący na szafce nocnej. Czwarta rano. Spałam dokładnie cztery godziny i tyle musiało mi wystarczyć. Nie dałabym rady zasnąć ponownie, nawet na tę godzinę do pierwszego alarmu.

 Nie wymyślając innego rozwiązania wstałam z łóżka. Po omacku odnalazłam włącznik lampki nocnej wiszącej nad wezgłowiem. Rozświetlając pokój przeciągnęłam się i wyjrzałam za okno. Gęsta mgła zdominowała widoczność, skroplona woda spływała wzdłuż ram okna. Przeszedł mnie dreszcz na myśl jak chłodno musiało być na zewnątrz. Z mniejszym entuzjazmem wyciągnęłam z szafy termiczne ubrania. Leginsy, na które narzuciłam jeszcze dres. Bluzka z krótkim rękawem, bluza z kapturem i kurtka wiatrówka. Długie skarpety podciągnęłam do połowy piszczeli wtykając w nie ściągacze dresów. Nie chciałam przypadkiem nadepnąć na nogawkę i głupio się przewrócić. Splątałam włosy w niskiego koka i nasunęłam na głowę bawełnianą czapkę. Przed wyjściem z mieszkania wsadzałam słuchawki do uszu, a telefon do kieszeni. Zrezygnowałam z wzięcia ze sobą bidonu z wodą. Napicie się w taką pogodę po wysiłku fizycznym mogłoby się dla mnie źle skończyć. Nie chciałam skończyć z chorym gardłem.

 Wychodząc na ulicę rozejrzałam się dookoła. Miasto zaczynało budzić się do życia. W oknach, niektórych mieszkań odbijało się światło. Po drogach poruszały się pojedyncze pojazdy. Głównie tiry. Włączyłam zegarek śledzący parametry i obrałam przeciwny kurs do tego, który wybierałam zawsze. Miałam więcej czasu, więc nie spiesząc się planowałam zrobić dłuższą trasę. Rozpoczęłam trucht do spokojniejszej dzielnicy.

 Za dziesięć szósta zatrzymałam się przy zniszczonej ławce i zaczęłam się rozciągać. Paliły mnie łydki od cięższej aktywności. Zmarzły mi dłonie, a z nosa mi ciekło. Pociągając nim starałam się uregulować przyspieszony oddech. Ostatni raz się przeciągnęłam. Czułam się dostatecznie rozgrzana i rozciągnięta. Tętno stopniowo wracało do właściwej normy. Sprawdzając resztę danych udałam się do domu. Łącznie przebiegłam osiemnaście kilometrów, ale znacznie wolniejszym tempem niż, kiedy pokonywałam tylko dziesięciokilometrowy dystans.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz