Rozdział 30.

672 39 1
                                    


Adria 

 Rush wziął sobie do serca moją prośbę o lekcję samoobrony. Wyznaczył ją na weekend, by nie zaburzać harmonogramu ustalonych działań związanych z szukaniem mordercy. Przez cały tydzień roboczy sprawnie działaliśmy w ternie i biurze. Nie zwalnialiśmy tempa. Z przeprowadzonej sekcji zwłok wyszło, że moja teoria była prawidłowa. Wrzody na żołądku były dowodem na to, że Daniel Crawford zmarł na skutek wymarznięcia, do którego doszło poprzez sparaliżowanie organizmu. Była to tragiczna śmierć. Przesłuchaliśmy kolejny tuzin osób. Rush wystosował prośbę do dziekana uniwersytetu o przekazanie nam danych wszystkich roczników. Oczywiście, po niesłusznym oskarżeniu mężczyzny przez Rusha, nie był skory do współpracy i bazując na odpowiednich paragrafach odmówił wydania nam danych studentów. Rozzłościł tym Holta i mnie. Zabierał nam cenny czas. Rush został zmuszony do wystosowania nowego pisma, tym razem do sądu o odpowiednią zgodę. Nie był tym pocieszony, a wręcz przez pierwszą połowę dnia chodził i kurwił na wszystko co się ruszało i za głośno oddychało. Dostało się nawet niewinnemu psu, który podbiegł do niego chcąc, żeby mu rzucił piłkę, a on zamiast poturlać ją po podłodze, otworzył okno i wypieprzył ją na ulicę. Zdenerwował tym mnie i nie szczędziłam mu gorzkich słów. Mógł być zły, ale nie oznaczało to, by wyżywał się na stworzeniach, które nic mu nie zrobiły i nie były w stanie mu się postawić. Następnego dnia przyniósł psu nową piłkę, więc musiał zrozumieć swój błąd. Zostając zmuszonym do zgłoszenia się do wyższych organizacji wstąpiło w niego jakieś zło, co dało mi do myślenia. Widziałam w nim coraz więcej znaków zapytania, które prowadziły mnie do pytań o jego rodzinę i dzieciństwo. Zwłaszcza o rodzinę, o której tak niechętnie wspominał.

 W środę dostarczyliśmy na uczelnie nową prośbę wspartą przez wyższe jednostki i do tej pory nie dostaliśmy informacji zwrotnej. Na nasze nieszczęście dziekan miał pieprzone dwa tygodnie robocze na rozpatrzenie pisma. Opóźniając naszą sprawę ogromnie stracił w moich oczach. Powinien dążyć do poznania prawdy. Do zabezpieczenia swoich studentów przed zagrożeniem. Studentów, do których sam przyjechał, rzekomo żeby ich wesprzeć. Ale on wolał się obrazić. Myśl o tym wywoływała we mnie duże pokłady frustracji.

 Kiedy nadeszła sobota przyszedł do mnie również stres. Nieco obawiałam się tego dnia, a raczej tego co mnie czekało. Rush miał mnie uczyć samoobrony. Będę mieć z tym pierwszy raz do czynienia, a on nie należał do najcierpliwszych. Miała być to też nowa rzecz, której miałam się nauczyć, więc stres mieszał się z ekscytacją. Przez to nie mogłam spać i już od szóstej rano byłam na zewnątrz. Wzięłam ze sobą Tiffaniego i poszliśmy biegać w towarzystwie padającego śniegu i błota chlupiącego pod podeszwami. Pozwoliło mi to się odrobinę wyluzować.

— Chodź, wracamy — powiedziałam do psa, poklepując udo.

 Na czas rozciągania puściłam go wolno, żeby mógł sobie pobiegać za piłką. Kończąc dostrzegłam, że bardzo dobrze bawił się sam ze sobą.

— Tiffany! — upomniałam, gdy czmychnął w bok uciekając w drugą stronę, zamiast kierować się do domu.

 Podziałało na niego wyciągnięcie smakołyków. Słysząc szelest woreczka foliowego nastawił uszy, powodził nosem i zerwał się w moją stronę. Zaczął skakać wokół mnie domagając się jedzenia.

— Jesteś niedobry. Teraz chcesz, a nie powinieneś dostać. Ostatni raz ci daje. Następnym razem, jak się nie posłuchasz, to nie dostaniesz żadnych kości aż do odwołania.

 Wyciągnęłam przysmak i mu wręczyłam. Zżarł go na raz nie przejmując się czymś takim, jak posmakowanie jedzenia. Kręcąc głową przypięłam mu smycz. Wspólnie wyruszyliśmy w drogę do kamienicy. Idąc sprawdzałam na zegarku tętno i ilość przebiegniętych kilometrów. Tym razem padło na pięć. Było za zimno na więcej.

Nietuzinkowe Morderstwa #1 Dylogii Nietuzinkowe MorderstwaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz