35. Nie odejdę.

35 5 0
                                    

Joe

Otworzyłem oczy. Zmrużyłem je widząc w oddali pewną limuzynę. Nie miałem wyjścia. Musiałem się  zgodzić dla jej bezpieczeństwa.
- Joe? Może pójdziemy tam gdzie jest ciepło i sucho? - spytała gdy się lekko odsunęła
- Tak tak - zgodziłem się prędko na to i odeszliśmy. Teraz już nie mam wyboru co do gry.
- Joe? Możemy porozmawiać szczerze?  - spytała mnie nagle.
Szczerze? Szczersze?! Z skąd jej się wzięło takie pytanie?!
- Pewnie. Z tobą zawsze.
Poszliśmy do jej domu.
- Rany! - wrzasnęła jej mama - Co wyście robili na zewnątrz?! Stali jak słupy czekając, aż nie zostanie na was nawet sucha nitka?!
- Przepraszam mamo... Mieliśmy mały kryzys i...
- To moja wina - wtrąciłem się - zamiast stanąć normalnie do rozmowy to uciekłem przed Kirą i musiała mnie gonić. Stchórzyłem.
Jej rodzicielka zmierzyła  nas srogim wzrokiem po czym ciężko westchnęła.
- Dobra. Kira chodź się ogarnąć, a ty chłopcze zdejmij to mokre ubranie - zabrała Kirę.
Zdjąłem marynarke mundurka i koszulkę.

Kira

Mama zaczęła mi pomaga ogarnąć się w moim pokoju
- Kochasz go mam rację?
- Bardzo... Ale pan Vincent dał mi propozycje mówiąc, że Ty się na to zgodziłaś  - powiedziałam gdy wytarłam włosy
- Wiesz... To znaczyło by lepsze życie kochanie. Dla ciebie, dla mnie i dla Maxa. Pomyśl tylko...
- Ja nie chce. Mam tu miłość życia mamo. Nie będę tu odwalała akcji bo tak chce i nie będę tupać nogą bo nie mam 5 lat i nie jedne rozpuszczonym dzieckiem, ale powinnaś uszanować moje zdanie. Czy byś tak zrobiła, wyjechała wiedząc, że zostawiasz na zawsze kogoś bliskiego twojemu sercu?
- Nie zostawiasz go na zawsze Kira
- Ale to nie to samo jak nie będę miała jego przytulasów, ani...
-Kira - mama mocno zapięła mi nowy stanik - też nie chce wyjeżdżać z powodu ciebie. Wiem, że się kochacie mocno. Dlatego... Zostaniemy tu
- Naprawdę?! Dziękuję! - przytuliłam ją.

Potem do pokoju przyszedł Joe.
Dostaliśmy herbaty w kubeczkach i ciasteczka. Siedzieliśmy na moim łóżku
- To może ja zacznę tą rozmowę... - zaczęłam niepewnie - wasz.. Znaczy nasz trener to... Ja go znam. On  odpowiadać za wypadek mojego brata.
Joe pokiwał głową w milczeniu patrząc na mnie uważnie.
- powiedział mi, że da mi jak i mojej rodzinie spokój, sfinansuje także jakoś sposób w jaki mój brat będzie mógł chodzić. Mama na początku się zgodziła, ale po rozmowie ze mną zrezygnowała - powiedziałam. Uf ulga.
- No tak. Chciałem poznać twojego braciszka. Gdzie on jest?
- Pewnie u siebie. Chodźmy - zeszłam z nim z łóżka i poszliśmy. Joe potem będzie musiał powiedzieć o co chodziło z tym sms.
Weszliśmy do pokoju mojego brata. Podciągał się na dwóch drążkach. Widziałam jak mu się trzęsą ręce.
Joe podszedł do niego i złapał w ostatniej chwili pod ramiona. Max spojrzał na niego zaskoczony, a potem na mnie
- To twój chłopak?! - spytał z uśmiechem jak Joe go posadził na wózku.
- Tak - powiedziałam jednocześnie z Joem na co spojrzeliśmy na siebie.
- Ale mega! Miło cie poznać - powiedział z uśmiechem - jestem Max. Grasz w piłkę? A lubisz ją?
Joe kucnął przed nim
- Ciebie również. Ja jestem Joe i tak gram w piłkę. Bardzo lubię grać, ale ty chyba bardziej widząc po plakatach
- Uwielbiam..., ale... - gdy mój brat spuścił wzrok na nogi.
- Ten wypadek cie ograniczył, ale nie ograniczył twoich marzeń Max - King mu położył rękę na jego dłoni - musisz pamiętać, że nie stoisz na nogach, lecz na swoich marzeniach i swojej woli walki Max. To one ci pomagają być wyprostowanym i jak inni stać normalnie.
- Co masz na myśli?
- Że będziesz jeszcze chodził. Wózek to nie wyrok Max. Walczysz prawda? To jest najważniejsze. Nie poddałeś się
Zrób coś dla mnie i ćwicz byś wstał i do kopał mi ma boisku, byś mnie pokonał w strzałach na bramkę.
Uśmiechnęłam się widząc jak Maxowi szklą się oczy. Nie ze smutku, ale z radości, że dostał takie słowa od piłkarza. Nagle mój braciszek go przytulił mocno zaciskając powieki
- Obiecuje, że się spotkamy na murawie - powiedział do Joe'go który go również przytulił. Piękny widok.
- Super młody.
Puścili się, a Joe wstał
-Będziesz przychodził i patrzył jak trenuje stacie?
- Jasne, pewnie. Z chęcią będę Ci kibicować - rzekł King
- A teraz musisz odpocząć mam rację? - wyraziłam się.
Max pokiwał głową. Joe go położył na łóżku i wyszliśmy z pokoju.
To miłe, że się polubili.
Wróciliśmy do mojej sypialni.
- Więc twoja kolej Joe. O co chodziło z tym sms? - spytałam otwarcie
- No... Już nie ważne. Nowy kapitan mnie zdenerwował poprostu i zamiast wysłać do niego wiadomość, że chce odejść wysłałem do Ciebie...
- Odchodzisz z zespołu? - spytałam z nadzieją.
On pokręcił głową
- Nie. Miałem taki zamiar, ale jednak nie. Zostaje w drużynie.
- Jasne... Rozumiem - a już miałam nadzieję.

Joe

Westchnąłem widząc jej minę
- Ale to nic się nie dzieje Kira. Nadal cie kocham tylko... Poprostu będziemy mieć w zespole trenera który...
- Prawie zabił mi brata? - fuknęła w moją stronę
- No tak..., ale nie jest taki straszny - powiedziałem niepewnie. Nie jest straszny? Dzięki niemu ją znalazłem bo jakoś nie zauważalnie wbił w jej rękę nadajnik GPS, a ja dostałem zadanie, że albo muszę przekonać Kirę do odejścia lub zostania, ale co znaczyło, by, że musi być posłuszna.
- Nie jest straszny?! Joe ty się słyszysz?! Nic zapewne nie zrobił, aby nowy kapitan cie przestał bić!
Zacisnąłem zęby. Co fakt to fakt.
- Dobra... Przesadziłem trochę, ale pomyśl logicznie. Jeśli się go boisz możesz odejść, a między nami i tak się nic nie zmieni . Możesz też zostać i dalej wspierać naszą drużyne. Kira wspierasz wtedy nas, chłopaków, a nie trenera przecież prawda? - spytałem, a ją zatkało. Spuściła wzrok na swoje palce jakie przeplatała
- Nie chce widzieć waszego bólu Joe. Tego jak on was zmienia. On chce was wykorzystać do zniszczenia tego sportu King.
- Wcale nie. Ty tak myślisz
- Rozmawiałam z nim i go znam i... - zaczęła, ale przerwała gdy spojrzała na mnie.
- Kira. Nie można oceniać kogoś po tym co kiedyś zrobił to po pierwsze. Po drugie mógł Ci tak powiedzieć, aby sprawdzić cie lub zdenerwować gwiazdo. Bo wiedział, że jesteś uczulona na tym punkcie. To tylko twoja wyobraźnia Kira. On nic złego nie zrobił. Będzie nas poprostu prowadzić twardą ręką. Uwierz mi na słowo. Nic nam nie grozi. Ufam mu jak i reszta chłopaków - Patrzyłem w jej oczy spokojnie. Wierzę trenerowi tylko trochę, ale nie wydaje się być taki szalony, aby nas wykorzystać do zniszczenia tego sportu. Jakby tak było nigdy, by nie pojawił się w świecie Piłki nożnej przecież.
- No... Może masz rację? Może te wszystkie emocje jakie pamiętam z kiedyś przełożyły się na przyszłość i... Oceniłam go tak jak go zapamiętałam, a ludzi się zmieniają.
- No właśnie. To co? Zdrowie i za nasse wygrane - poniosłem kubek z herbatą, a ona uczyniła to samo i zderzyliśmy je w powietrzu.
- Jutro Raimon gra przeciwko Kirkwood, a my pojutrze z Zeusem
- Dokładnie. Wygramy to. Zobaczysz. Mamy dużo czasu na treningi. Będzie dobrze Kira - pogładziłem jej wierzch dłoni.

* TIME IS GOING *

Kira

Następnego dnia poszłam do szkoły, a raczej na trening. Siedziałam na ławce patrząc jak chłopaki się rozgrzewają.
Przyszedł i trener
- Przepraszam - powiedziałam patrząc na chłopaków - źle myślałam o panu. Każdy się zmienia, a ja pana oceniłam tak jak zapamiętałam z przeszłości pańskie zachowanie. Jest mi głupio z tego powodu.
Nic się nie odezwał, ale poczułam rękę na swoim ramieniu jaka mnie poklepała
Spojrzałam na niego. Usiadł obok mnie z powagą
- Każdy się myli panno Kinsher. Nie ma ludzi nieomylnych na świecie. Nie dziwię się, że mogłaś o mnie tak pomyśleć po tym wszystkim co się stało. Ale już dobrze i jak rozumiem zostajesz w zespole?
- Tak
- Wspaniale. Także przepraszam. Chciałem cie sprawdzić czy nadal myślisz przeszłościowo - wstał i stanął przy białej linii patrząc na zawodników. Mój wzrok też ku nim powędrował.

Vincent

Uśmiechnąłem się wrednie i przybrałem znów powagę. Kiwnąłem głową lekko do bramkarza. Bardzo dobrze się spisał
Kira mi ufa i nic nie podejrzewa co się ma stać. Doskonale. Mecz z Zeusem niedługo, a kamień alisua będzie przed meczem. Wszystko idzie idealnie. Hmhm Ha... Hahh... Hahahahahaha!

Shiny ballOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz