Od strony lasu, zbliżał się w naszą stronę królewski wysłannik. Wraz z nim, na naszym terenie pojawiła się jego kilkuosobowa świta. Jej członkowie byli ubrani w zdecydowanie skromniejsze szaty niż nasz, długo wyczekiwany gość. W ich klanie najprawdopodobniej, to właśnie oni zajmowali najniższy status społeczny. Cała ta grupa, wzbudzała mój zachwyt, jak i wielki podziw.
Z tej, wspaniale reprezentującej się gromadki osób, wolnym krokiem zmierzał w naszą stronę najważniejszy jej członek.
Mężczyzna ów znacznie wyróżniał się, na tle swoich wiernych współtowarzyszy. Pomimo, że otaczała go aura tajemniczości, jak i władzy, którą zapewne posiadał i świadomie wykorzystywał, był o dziwo najmłodszy z grupy. Oceniając jedynie po jego wyglądzie, mogłabym z całą pewnością stwierdzić, że był nawet młodszy, od samego Lucjana.
Przed wykonaniem pierwszego kroku, leniwym ruchem ręki, młodzieniec nakazał swoim poddanym, aby nie ruszali się ze swoich miejsc. Towarzyszące mu wampiry cierpliwie czekały, na granicy między naszą polaną, a dzikim dobrze znanym mi lasem. Stali tam i nawet na nas nie spoglądali. Nawet, na ułamek sekundy nie okazywali nam, swojego zainteresowania. To utwierdziło mnie w przekonaniu, że my wszyscy, cała ta wioska i jej mieszkańcy, jesteśmy dla nich nic nie znaczącym punktem, w ich długiej wędrówce do domu.
Z uwagę przyglądałam się teraz naszemu wysłannikowi.
Był wyraźnie znudzony i zniecierpliwiony. Ta wizyta, była dla niego ewidentnie przykrym obowiązkiem. Z całą pewnością mogłam stwierdzić,że wywoływaliśmy u niego irytację.
Tłum zebranych na ulicy gapiów, zdawał się jednak nie dostrzegać, z jaką pogardą spoglądał w naszą stronę. Wszyscy, bez wyjątku, byli oczarowani jego widokiem. Zaślepiała ich władza, jaka biła od przybysza. Kochali to i jako wampiry uwielbiali ogrzewać się w blasku władzy.
Nikt z mieszkańców, nie dostrzegał szyderczego uśmiechu jaki pojawił się na jego twarzy. Jego jasna skóra kontrastowała ze szkarłatną szatą ozdobioną misternie, czarnymi jak jego włosy nićmi.
Nasza wioska była ostatnią, na jego długiej liście. Dziś, kończył kilku miesięczny marsz przez nasz wampirzy świat. Po dzisiejszym wieczorze, nareszcie, będzie mógł spokojnie powrócić do swojego domu, do stolicy.
Wolnym krokiem, młody mężczyzna, podszedł wprost do mego ojca. Wyczekiwał, aż zostanie należycie przywitany.
- Witaj drogi Maksymilianie! Jesteśmy zaszczyceni, że możemy ponownie gościć cię w naszej skromnej wiosce - piskliwym głosem, Lucjan, jak przystało na najważniejszą osobę w naszym małym piekiełku, powitał swego starego znajomego. Od razu zauważyłam, że ciało mego ojca jest mocno naprężone. Świadczyło to wyłącznie o tym, że obecna sytuacja nie była dla niego komfortowa. Z całą pewnością, nie czuł się jej panem, a tego wręcz chorobliwie nienawidził.
Przez tyle lat, doskonale go poznałam. Przez całe moje życie, to ja wywoływałam w nim podobny stan. Tym razem jednak, tak dla odmiany, mogłam obserwować jak Lucjan trzymał swoje nerwy na wodzy. Doskonale potrafił zapanować nad swoim psychopatycznym demonem.
- Witaj, mój drogi - po długiej przerwie Maksymilian ,w końcu ,odezwał się znudzonym głosem.
- Widzę, że życie w tym, zapomnianym przez wszystkich miejscu, nic się nie zmieniło - nasz gość dalej przemawiał spokojnym i zimnym głosem.
- Nadal jesteście... - bardziej się skrzywił. - ... Jacy jesteście. Trwacie wciąż, w tym... czymś – machnął ręką i z niesmakiem spojrzał na niektóre osoby, które stały najbliżej jego.
CZYTASZ
Pierwsza (TOM 1)
Werewolf„Nagle naszła mnie nieodparta ochota aby znów dotknąć jego oznaczeń. Dosłownie przyzywały mnie do siebie. Były jak magnez przyciągający mnie do niego. Zagryzłam dolną wargę i wyciągnęłam rękę w jedynym i możliwym, w tej chwili kierunku. Logan przes...