12. Emily

573 33 1
                                    

Biegłam, wciąż biegłam. Ciągle przebywałam na granicy dwóch światów. Egzystowałam na ziemi niczyjej. Lawirowałam pomiędzy terenami należącymi do wampirów lub do zmiennych. Ciągle byłam na granicy rozsądku i bezpieczeństwa. Nigdzie nie zatrzymywałam się na dłużej. Byłam czujna, moje ciało wciąż było gotowe na odparcie potencjalnego zagrożenia. Każdy, najdrobniejszy szelest przypominał mi, że jestem poszukiwanym zbiegiem.
Od dwóch miesięcy nieustannie byłam w drodze na północ. Powoli kończyły mi się przygotowane przez Jakuba zapasy. Wiedziałam, że za chwilę będę zmuszona zapolować. Strasznie bałam się tej chwili. Zdawałam sobie sprawę, że od tego momentu moja siła i szybkość osłabną. Będę bardziej ludzka i bardziej bezbronna.
W plecaku, po dzisiejszym dniu, pozostanie mi tylko żelazny zapas. Dwa ostatnie worki z krwią postanowiłam nie ruszać, będzie to moja rezerwa na czarną godzinę, która wcześniej czy później ale na pewno nadejdzie.
Znów uśmiechnęłam się na myśl o mym zielonym pasikoniku. Kiedy pierwszy raz go spotkałam nie przypuszczałam, że właśnie on mnie uratuje. To on, jako jedyny, wyciągnął do mnie pomocną dłoń. Dlaczego to zrobił? Jakim cudem ten mężczyzna wiedział co się wydarzy? Moją ucieczkę miał z góry zaplanowaną. W plecaku oprócz worków z krwią znalazłam ubranie i wygodne buty na zmianę. Dodatkowo, za co byłam mu ogromnie wdzięczna, spakował mi mapę z krótkimi wskazówkami.
Ubrania ceremonialne przy pierwszej lepszej sposobności wrzuciłam do przypadkowo mijanego głębszego potoku. Dobrze wiedziałam, że woda szybko zmyje mój zapach, a prądy wodne zmylą grupę pościgową. Zresztą nie trzymałam się tej sieci wodnej. Nie chciałam zbędnie ryzykować.
Z ostatnich słów Jakuba, jak i z liściku, wynikało, że mam udać się do lasów za miastem Olimpie. Byłam ciekawa co tam jest. Co może spowodować, że moje życie nie będzie tam zagrożone, że będę bezpieczniejsza tam, a nie tu.
Przecież wyznaczone przez niego miejsce znajdowało się głęboko na terenach wilków. Ja jako wampir nie mam tam prawa wstępu. Żaden przedstawiciel naszego gatunku nigdy tam nie dotarł. Przynajmniej ja do tej pory nic o tym nie słyszałam.
Byłam niemal pewna, że wcześniej stracę życie niż znajdę cel mojej ucieczki. Jednak Jakub wyznaczył mi ścieżkę. Drogę, którą mam podążać. Skoro w tamtym okropnym momencie wiedział jak mnie ratować to teraz postanowiłam mu w pełni zaufać. Nie miałam wyboru. Jeśli on miał nadzieje to i ja ją musiałam odnaleźć. Ta mała iskra nadzieji musiała mi w pełni wystarczyć.

W czasie wędrówki odtwarzałam w kółko ostatnie chwile na uczelni. Co prawda ścigający mnie głos lekko ucichł. Jednak nie potrafiłam pogodzić się z sytuacją. Całe życie znosiłam bicie i poniżanie. Przy życiu od zawsze trzymała mnie myśl o czekającej nagrodzie. Ból zawsze łagodziła myśl, że wszystko jest tymczasowe i kiedyś minie. Odkąd pamiętam wmawiałam sobie, że warto było tak cierpieć. Poświęcałam się dla dobra Nataszy i innych. Przecież to ja na starcie spieprzyłam wszystko wszystkim, byłam im to winna. A teraz co, zostałam z niczym. Nie mogłam przeboleć straty przyjaciółki i tej nadzieji na lepsze życie.

Nie wiem dlaczego to robiłam, chyba za bardzo przyzwyczaiłam się do bólu, ale wciąż na nowo analizowałam przebieg ceremonii. Każda sekunda tego wydarzenia na zawsze wyryła się w mojej pamięci. Na spokojnie i metodycznie odtworzyłam każdy moment. Z bólem odkryłam, że jedynie Natasza mogła podnieść ten alarm. Nie było innej możliwości. To ona stała na tyle blisko aby dostrzec wszystko. To z jej kierunku rozległ się ten ogłuszający krzyk. To nie był męski głos Filipa, tylko jej. Zastanawiałam się co ją do tego skłoniło. Wciąż łudziłam się, że jest między nami jakaś przyjacielska więź. Wiem zmieniła się, ale czy aż tak. W sumie, nie miałam czasu na dłuższą i szczerą rozmowę z przyjaciółką. Nie znałam więc prawdziwych powodów jej postępowania i zmiany nastawienia do mnie.

W końcu nadszedł ten dzień, w którym musiałam w końcu zagłębić się w tereny zmiennych. Nie mogłam tego odkładać w nieskończoność. Musiałam w zaryzykować. Świadomość, że od paru tygodni zmuszona byłam polować nie działam na mnie relaksująco.

-Dobrze Emily trzymamy się z dala od osad. A jak zdarzy się okazja na większą zwierzynę to działasz, to dla twojego dobra..... Musisz być o wiele szybsza, teraz zaczyna się prawdziwa zabawa.

Wiedziałam , że od teraz pozbywam się pościgu. Wampiry nie będą mnie tu szukać. Rozpoczynam jednak inną bardziej niebezpieczną grę. Moja obecna sytuacja nie rysowała się w różowych barwach. Od teraz byłam na całkowicie obcym mi terenie.

Oprócz całkiem odmiennych zapachów budujących podziały graniczne, tereny te prawie nie różniły się niczym od naszych. Natura to natura. Niestety na terenach wilków trudniej było o smaczną zwierzyną. W czasie polowań musiałam się nieźle natrudzić. U nas zwierzyna była bardziej rozleniwioną, tu instynktownie walczyła o przetrwanie. Dla swojego bezpieczeństwa postanowiłam zrezygnować ze snu. Im szybciej dotrę na miejsce tym lepiej. Każdy dzień był na wagę złota. Ewidentnie opadałam z sił. Mój bieg zamienił się w marsz, oddech stał się częstszy. Wiosna już dawno zamieniła się w chłodne lato. Pogoda jak zwykle nie rozpieszczała mnie.

To była najchłodniejsza noc tego lata. Od tygodnia wszelkie znaki na niebie i na ziemi wskazywały, że jesień zbliża się wielkimi krokami. Czas nie stoi w miejscu. Wszystkie najdrobniejsze gałązki i źdźbła traw ozdobione były srebrzystymi kropelkami rosy, a nad roślinnością unosiła się gęsta, lepka mgła. Księżyc w pełni leniwie chował się za widnokrąg.
Głuchy odgłos mych kroków nikł w mchu, a śpiew budzących się ze snu ptaków informował mnie o zbliżającym się wschodzie słońca. Szłam nareszcie przez stary, dziewiczy las. Skrywał on skrzętnie swój najcenniejszy tajemniczy skarb. Już nie długo powinnam być na miejscu, byłam blisko celu podróży. Wczoraj wielkim łukiem ominęłam Olimpie.
Od teraz wszystko się zmieni. Wiedziałam, że moje przeznaczenie jest gdzieś tam zapisane i wystarczyło tylko iść do przodu. Niestety do tej pory boleśnie przekonałam się, że przeznaczanie nie słucha praw czy zakazów, które zostały ustalone przez naszych dziadów czy pradziadów. Fatum ma swoje plany, często sprzeczne z naszym sercem.

Nagle nadarzyła się niepowtarzalna okazja. Musiałam sprobować zapolować. Na małej polanie wypoczywał spory niedźwiedź. Jego siła dałaby mi dużo, tak potrzebnej mi od dłuższego czasu, energii. Gryźli leniwie buszował wśród leśnych jagód. Miałam jedną, jedyną możliwość, której za nic nie mogłam zmarnować. Musiałam działać cicho i z zaskoczenia. Zwierz był ode mnie znacznie silniejszy, ale moja szybkość nadal była jakimś atutem. Szybko i zwinnie wskoczyłam olbrzymowi na plecy. Chciałam kłami wbić się mu w szyję. Zwierzę momentalnie zareagowało. Poczułam pod palcami jak jego silne ciało się spina. Potężny ryk nie oznaczył dla mnie nic dobrego. Niedźwiedź wstał i starał się ze wszystkich sił zrzucić mnie ze swych pleców. W pewnym momencie zaczął się turlać i wierzgać. Wtedy zaczęłam wątpić w pomyślność tej akcji. Lucjan byłby wreszcie zadowolony, ponieważ był to mój początek końca. Jego wielki cielsko zwaliło się na moją drobną postać. Jego ciężar był o wiele za duży dla mojego osłabionego ciała. Nie mogłam oddychać. Za wszelka cenę musiałam oddalić się od tego grizli. Teraz wiedziałam, że nie potrzebnie go zdenerwowałam. Wściekły zwierz rzucał mną jak szmaciana lalką. Całe szczęście, że nie chciał mnie ugryźć. Niestety na tym moje szczęście się skończyło. Słabłam z minuty na minutę. Łąka przypominała pobojowisko. Musiałam podjąć ostatnią próbę ucieczki. Przed oczami zaczynałam widzieć ciemne mroczki. W każdej chwili mogłam zemdleć. Nie wiem w jaki sposób ale udało mi się na moment wyrwać z niedźwiedziego uścisku. Już byłam przy granicy lasu gdy nagle wielkie łapska ponownie mnie chwyciły i cisnęły na pobliskie drzewa. Najwidoczniej osobnik ten nie poddawał się tak łatwo i był z tych zawziętych. Mój czas się kurczył. Nie miałam już sił. Niestety podstępne ciało poddawało się. Obraz przed moimi oczami zaczął się zdradliwie zamazywać. Słyszałam bolesny szum w uszach. Wiedziałam, że od utraty świadomości dzielą mnie jedynie sekundy. Ostanie co zapamiętałam to obraz biegnącego do mnie wściekłego niedźwiedzia. Jego pysk był cały w pianie.

Pierwsza (TOM 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz