25. Emily

498 30 0
                                    

Nawet nie wiem kiedy zleciało mi pierwsze sześć dni treningów. Dni boleśnie zlepiły mi się w jedną szarą całość, która była poprzetykana powrotami do domu. Miałam wrażenie, że wciąż wspinam się po tych durnych schodach do domu Logana. Przez chwilę zastanawiałam się nawet, czy nie lepiej będzie spać na ziemi lub na miękkiej wycieraczce przed domem. Doskonale pamiętałam, że pierwszego dnia naliczyłam tych schodów dokładnie sześć. Jednak później byłam święcie przekonana, że co noc, wciąż na nowo, przybywa ich po kilka dodatkowych stopni. Moje nogi były ociężałe i obolałe. Byłam wykończona. Ben odbierał mi wszystkie siły, chęci i nadzieję na jakikolwiek sukces lub poprawę.
Najśmieszniejsze jest to, że praktycznie ten facet nic wielkiego nie robił. Stał tylko w centrum polany. Niestety zawsze pokonywał mnie tylko jednym pchnięciem. Zawsze kończyłam w punkcie startu, na obolałym tyłku. Byłam kompletnie załamana. Gdzie był mój instynkt przetrwania. W końcu jako wampir musiałam coś takiego mieć lub przynajmniej musiałam mieć coś co dałoby mi szansę w walce. Niestety nic się nie działało, byłam na prawdę wybrakowana. Kolejny raz to sobie udowadniałam.
Każdego dnia dawałam z siebie wszystko, a on głównie znudzony spoglądał w swój telefon. Najprawdopodobniej męczyły już go moje nieskoordynowane ruchy. Byłam tym wszystkim zirytowana. Nie wiem w jaki sposób Ben miał mnie czegokolwiek nauczyć, a tym bardziej jak chciał przygotować mnie na wszelkie możliwe ewentualności, które miały mnie ponoć niebawem spotkać.
Pierwszego dnia dał mi jedynie jedno tyci, tyci małe zadanie. Miałam przebiec TYLKO RAZ przez tą przeklętą polanę. Niestety boleśnie przekonałam się, że na drodze to on był moją największą przeszkodą. Gdziekolwiek byłam, z którejkolwiek strony nadbiegałam łapał mnie w swój żelazny uścisk i odrzucał jak szmacianą lalkę na początek mej drogi. Znienawidziłam tą polanę, a była taka piękna. Pomimo wypicia hektolitrów krwi, w porównaniu z nim, dalej byłam słaba i powolna. Pierwszego dnia nic mi nie wyszło, zresztą kolejnego i następnego również.
W nagrodę, jak to ujął Ben, podwoił mi ilość treningów. Ponoć słabo rokowałam na przyszłość i należało przyspieszyć postępy. Teraz od świtu do nocy tarzałam się w błocie i w wyrwanych z ziemi kępach traw.
Niestety nie tylko Ben nie dawał za wygraną, również pogoda dosłownie postanowiła skopać mi dupę. Od drugiego dnia treningów zaczęło przeraźliwie padać. Chyba tylko po to aby ukryć moje potencjalne łzy, ale ja nie poddaję się tak łatwo. Przez kolejne dni z błota przerzuciłam się na grząskie i śmierdzące rozkładającymi się częściami roślin bagno.
Byłam więc mocno poobijana, sfrustrowana i śmierdząca. Jedyny plus w mej żałosnej egzystencji był taki, że dzięki pitej codziennie krwi moje kontuzje znikały w ciągu jednej nocy. Zawsze w nocy towarzyszył mi nieprzerwany ból regeneracji po to tylko aby następnego dnia wszystko zacząć od początku, aby przebiec w końcu tą cholerna polanę.

Kiedy Logan zakomunikował mi, że powinnam się szkolić byłam lekko przerażona. Pomyślałam że będę musiała stanąć oko w oko z wilkiem Bena, jednak pomimo strachu postanowiłam zaryzykować. W sumie, co nas nie zabije to nas wzmocni. Nie sądziłam jednak, że tak się rozczaruję. Dla niego byłam jedynie przerywnikiem między kolejnym etapem gry na telefonie. Gdzie ten profesjonalizm, ta wyjątkowość tego nauczyciela.
Jednak on mnie nie znał, nikt mnie z nich nie znał. Akurat w znoszeniu bólu byłam najlepsza, akurat to upór był największą umiejętnością, którą opanowałam w swoim nędznym życiu do perfekcji.
Zaparłam się, że się nie poddam. Jestem w końcu wampirem, nie jakimś futrzakiem z merdającym ogonkiem.

Wciąż na nowo w mych uszach słyszałam jedynie dwa słowa, które przeplatały mi się z szumem wiatru lub dźwiękiem deszczu - Jeszcze raz!.... Jeszcze raz! .... i ... Jeszcze raz!...

Każdej nocy po treningu, w kuchni musiałam ugasić piekielne pragnienie. Wysiłek potęgował mój wampirzy głód. Każdego dnia, ze zdziwieniem, budziłam się w swoim łóżku, pod tym śmiesznym kocem. Zaczynałam martwić się o siebie. Podejrzewałam, że Ben wywołał u mnie jakąś formę wampirzego wstrząsu mózgu, jeśli w ogóle istniało coś takiego. Nigdy bowiem nie zapamiętałam wspinaczki do mojej sypialni. W porównaniu z tymi schodami na zewnątrz, te tu wywarłyby na mnie niezapomniane przeżycie. Niestety w mojej pamięci zaczęły pojawiać się luki. No cóż może weszłam w etap, w którym mój mózg, z szacunku do mnie, dość umiejętnie wypierał mój ból i pamięć o nim.

Dzisiejszego dnia miałam już dosyć. Nie zrobiliśmy kompletnie żadnych postępów. Może powinnam udać się do Logana, może on poświęciłby mi jakąś krótką chwilę w ciągu swojego roboczego dnia.

Leżąc twarzą w błocie wydarłam się w końcu na swojego trenera.
- Do cholery Ben zaczniesz mnie w końcu uczyć. Po kokardę mam już tej zabawy. Nie wiem co chcesz mi udowadniać ale wiem, że jestem beznadziejna, może jakaś mała podpowiedź.

-No nareszcie ! -wzniósł ręce do góry. - Dziś robimy już sobie wolne. Jutro zaczynamy nową zabawę z nowymi zabawkami. Zaczniemy kolejny etap. A teraz odśwież się i za godzinkę wpadasz do nas na urodziny Sisi. Jakbyś czekała na Logana to on... jest teraz zajęty i dojdzie później.

-że cooo !! ... urodziny Sisi -ściągałam resztki czarnej mazi z oczu.
- Nie rozumiem.

-Doszedłem do wniosku, że zaczęłaś nareszcie robić postępy i masz w nagrodę zaproszenie od Sisi na dziś. Prezentami się nie martw. Wystarczy, że obiecasz jej, że pozbierasz z nią w wolnej chwili jakieś zielsko. A i dokładnie za godzinę i dziesięć minut masz stać u nas w salonie i śpiewać sto lat, której części nie zrozumiałaś Emily?

-To z Sisi zrozumiała, ale jakie ty tu widzisz postępy -lekko machnęłam ręką. - No, może jedynie w krajobrazie. Cała polana wygląda jakby była przeryta przez stado oszalałych z głodu dzików.

- Kobieto nie dramatyzuj mi tu. Ja muszę jeszcze balony nadmuchać. Idź się umyć bo mi podłogę zaświnisz i pogadamy na imprezie - odwrócił się na pięcie i szybko odszedł.

Siedziałam w tym błocie i nie dowierzałam tej chwili.
-Ok. To dziękuję za zaproszenie- wyszeptałam i odrywając swój tyłek z głośnym mlaśnięciem od tej błotnistej mazi udałam się do domu aby wziąć długi i gorący prysznic.

Pierwsza (TOM 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz