27. Emily

481 28 3
                                    

Biegłam przed siebie aż dotarłam do tej przeklętej polany. Czułam się teraz tak samo, jak ona żałośnie wyglądała. Obie byłyśmy w strasznej rozsypce. Byłam zagubiona i miałam żal do swojego bytu, do swojego gatunku. Czym zasłużyliśmy na taki los? Czy byłam zazdrosna o zmiennych? Oczywiście, że tak i to bardzo.

Patrzyłam się w piękne rozgwieżdżone niebo, w którym szukałam jakiejś sensownej odpowiedzi na męczące mnie pytania. Mój oddech był nerwowy i przyspieszony.
To miejsce nie dawało mi upragnionego ukojenia.
Musiałam uciec dalej, wciąż byłam za blisko nich i ich życia. Pragnęłam biec tam gdzie wszystko będzie czyste i w miarę znajome. W miejsce, które zawsze było dla mnie niezmienne. W nim wszystko było stałe.

Uciekłam w głąb lasu. Chciałam oddalić się od tej zniszczonej polany, a co najważniejsze i od wszystkiego z czym mi się kojarzyła.

Biegłam na prawdę szybko, słyszałam głównie szum wiatru. Od czasu do czasu, sporadycznie, z bardzo daleka doganiały mnie przeciągle i pojedyncze wycia wilków. Prawdopodobnie były to patrole kontrolujące ich granice. Porozumiewali się między sobą jednak nie zbliżali się do mnie. Uszanowali moje potrzeby i tą chwilę mej samotności. Dostałam od nich pełną swobodę. W efekcie mego niekontrolowanego biegu znacznie oddaliłam się od ich terenów.

W końcu stanęłam w miejscu. Dookoła mnie znajdował się naprawdę dziewiczy i dziki las. Wyglądał jakby nikt, nigdy tu nie stał. Był wyłącznie mój. Gdzieniegdzie między koronami drzew widoczne było nocne niebo. Wokół mnie panowała absolutna niczym niezmącona cisza. Nareszcie mogłam swobodnie oddychać, ogarnął mnie wymarzony spokój. Wszelkie myśli opuściły mój zmącony umysł. Przez moment byłam wolna od wszystkiego i wszystkich. Upajałam się pięknem tego miejsca i tej chwili.

Rozłożyłam ręce na boki i niczym małe dziecko zaczęłam się kręcić w kółko. W przeszłości, gdy byłam mała, często tak robiłam. Udawałam, że świat to olbrzymie płótno, które zamalowałam pięknymi barwami. Kolory przenikały się i uzupełniały. Wszystko idealnie pasowało do siebie. Nie było w tym bólu i smutku.

W końcu zmęczona zwolniłam. Najwyższa pora była dorosnąć i porzucić dziecinne zabawy. Gdy robiłam ostatni powolny ruch kątem oka zabaczyłam olbrzymiego wilka. Momentalnie przystanęłam w miejscu. Patrzyliśmy na siebie. Z trudem łapałam oddech.
Wilk wydawał się bardzo groźny. Był sporo większy od tych, co widziałam na polanie, w czasie poszukiwań Toma i Sisi. One w porównaniu z nim wydawały się bure i nijakie, wręcz słabe. Osobnik przede mną miał piękną srebrną sierść, która kontrastowała z czernią nocy. Jego futro odbijało światło pochodzące z gwiazd. Był wspaniały, wręcz lśnił. Miałam straszną ochotę dotknąć go i przekonać się czy jego futro jest tak miękkie i aksamitne na jakie wygląda.
Ja i on oddychaliśmy bardzo szybko, jakbyśmy właśnie wpadli na metę po długim i męczącym maratonie. Czujnie i z wielką uwagą przyglądaliśmy się sobie.

Pomimo małej odległości między nami przestałam się go bać. Wydawał mi się dziwnie znajomy, jakbyśmy już od bardzo dawna dobrze się znali. Gdzieś wewnątrz mnie czułam, że mogę mu w pełni zaufać. Oboje jednocześnie przekrzywiliśmy głowy w tą samą stronę. Nagle mignął mi znajomy złoty blask w jego wilczych oczach.

- Logan ? -wyszeptałam jego imię. Szukałam potwierdzenia w jego oczach.

Wilk czujnie mnie obserwował. Z uwagą wąchał otaczające nas powietrze.
Byłam już pewna , że to samo spojrzenie śledziło mnie przez cały dzisiejszy wieczór.
Logan zrobił jeden mały krok w moją stronę. Stanął i czekał na moja reakcję, na moją zgodę. Lekko uśmiechnęłam się do niego a jego tęczówki nagle przybrały piękny znany mi już odcień szmaragdu z domieszką złota. Znów mogłam podziwiać te piękne oczy.

Postanowiłam wyjść mu na przeciw. Zrobiłam krok w przód. Nasze oddechy się wyrównały, serca biły w podobnym rytmie. Powoli i z wielką uwagą, krok za krokiem, zbliżaliśmy się do siebie. Nie spuszczaliśmy z siebie wzroku. Z każdym pokonanym centymetrem stawał się coraz potężniejszy. Bezapelacyjnie miałam do czynienia z niepokonanym i wielkim Alfą. Jego postawa i wygląd wzbudzał we mnie wielki szacunek. Zrozumiałam dlaczego wszyscy bez wyjątku oddają mu hołd. Za pewne na polu walki unicestwiłby mnie w jedną małą nic nie znaczącą sekundę.

Wystawiłam w jego kierunku rękę. Wilk schylił nisko swój łeb. Przez chwilę dzieliło nas kilka małych centymetrów. W końcu moje drżące palce musnęły na czole jego miękkiej sierści. Oboje wstrzymaliśmy swoje oddechy. Wilk lekko zaskomlał i wtulił swoje głowę w moją dłoń. Czułam jak drży. To było wspaniałe. Czułam od niego ogromną siłę pochodzącą od matki matury.

Ciszę między nami przeszył mój ledwie słyszalny szept. Te słowa same opuściły moje usta.

-Jesteś piękny- pierwszy raz od kilkunastu lat poczułam łzy w oczach.

Jedna z nich wydostała mi się na policzek. Wilk widząc ją wtulił swój pysk w moją twarz. Byłam wzruszona jego gestem. Jego zapach się nie zmienił, był wciąż taki sam jak pamiętałam.

- Dziękuję ... mogę ? - moja druga ręka zawisła obok jego szyi.

Chciałam zanurzyć swoją dłoń w jego futro. Wilk ponownie zaskomlał i otarł się o mnie. Ta ponad dwumetrowa bestia była bardzo delikatna. Moja palce w końcu zanurzyły się w tym jedwabistym futrze. Czułam ogromne ciepła bijące od jego ciała. Futro wspaniale równoważyło to uczucie, swoim lekkim o przyjemnym chłodem . Przesypywałam jego długie włosy między swymi palcami. Bawiłam się nimi. W pewnym momencie podrapałam go za uchem. Wilk cicho zamruczał. Widać było, że sprawiłam mu tym wielką przyjemność.

- Oj, jak na takiego groźnego wilczka masz całkiem normalne odruchy, staruszku - zaśmiałam się cicho.

Przeciągle zawarczał mi do ucha. Jednocześnie znów się we mnie wtulił. Doskonale wiedziałam, że nic mi nie grozi z jego strony. Jestem z nim całkowicie bezpieczna.

W pewnym momencie nasz spokój przerwały długie wycia wilków. Prawdopodobnie nawoływały go. Ich wilczy śpiew dochodził od strony wioski. Logan podniósł głowę do góry i głośno zawył. Powietrze wokół nas zadrżało.
Popatrzył na mnie smutnymi oczami.

- Co? Musisz już iść ? To wracaj, ja też już się będę zbierać. Do zobaczenia w domu.

Ponownie zawył. Przed powrotem, żegnając się ze mną, obniżył swój łeb i wtulił go we mnie. Wdychał mój zapach. Objęłam go na tyle, na ile byłam w stanie. Staliśmy tak w ciszy, wtuleni w siebie.

-No idź już. Idź! -uśmiechnęłam się do niego.

Przez chwilę przyglądał mi się i nagle, zaczął biec. Czułam rozchodzę się po gruncie wibracje pochodzące od jego grubych i sinych łap uderzających o ziemię.

Zostałam znów sama.

Byłam już spokojna. Właśnie dotarło do mnie, że mogę żyć po swojemu. Nikt nie może mi mówić jaka powinnam być i co powinnam robić. To, że jestem wampirem nie musi mnie definiować. Mogę podążać własną ścieżką.

Powoli wracałam do domu. Cieszyłam się, że dziś było mi dane zobaczyć drugą twarz Logana. Ta chwila dała mi nadzieję, że nasze gatunki mogą żyć obok siebie w zgodzie i nie musimy ze sobą walczyć.

Pierwsza (TOM 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz