Dookoła mnie panowała zupełna cisza. W oczach zmiennych widziałam jedynie szok i niepewność. Oprócz Logana i rodzin dzieci, w tłumie rozpoznałam jeszcze przerażoną Mary i Williama. Nie mogłam znieść ich spojrzeń. Ich wzrok wręcz parzył moje ciało. Wiedziałam, że muszę jak najszybciej przekazać to ludzkie dziecko w ręce Alice. Musiałam koniecznie stąd uciec.
-Alice możesz tu do mnie podejść -mówiłam zupełnie obcym mi głosem.
Nie miałam już siły aby dalej trzymać go w swoich rękach. Nie potrafiłam jednak znaleść w sobie na tyle siły aby zrobić z dziećmi kolejny krok.
Momentalnie dziewczyna pojawiła się blisko mnie. Jej wzrok przeskakiwał po naszej trójce. Analizowała potencjalne obrażenia dzieci. Sisi wciąż wtulała swoją małą główkę w przestrzeń między moją szyją a obojczykiem.-Alice, Tom wspinał się po drzewie. Według Sisi niestety spadł. We...Według mnie nie ma żadnego krwotoku. Jego układ krwionośny funkcjonuje tak samo jak, wtedy kiedy wszedł na tą polanę. - jej wielkie wystraszone oczy spoglądały teraz wyłącznie na mnie.
W tym momencie zdałam sobie sprawę, że jestem dla nich wszystkich największym i śmiertelnym zagrożeniem.
- Sądzę, że doznał jakiegoś urazu głowy. Musisz go ode mnie zabrać. Teraz. -zacisnęłam mocno swoje oczy. Bardzo cicho dodałam.
- Ja już tak dłużej nie dam rady.Jej reakcja była natychmiastowa. Poczułam jak dziewczyna z wielką uwagą i delikatnością przejmuje ode mnie nieprzytomnego malca.
Wciąż nie otwierając oczu odezwałam się do mojej małej dziewczynki.- Sisi możesz mnie już puścić. Twoi rodzice na ciebie czekają. Możesz już do nich iść. Jesteśmy na miejscu.
-Nie, ja ... ja chcę z tobą iść do spitala. Musimy zobaczyć co dzieje się z Tomim.
Odwróciłam głowę w jej kierunku. Wtuliłam się w jej delikatne ciało. Szepcząc jej do ucha powiedziałam.
- Kochanie w szpitalu należy być częstym. Ja tylko się umyję i do was dołączę. Obiecuję. Idź teraz do swoich rodziców. Oni bardzo się o ciebie martwią.
- Dobrze ale obiecujeś, że zaraz przyjdzieś.
-Tak kochanie, przyjdę.
W końcu musiałam otworzyć oczy. Mała ześlizgnęła się z mych rąk i pobiegła do zdenerwowanej Soni i Bena.
Usłyszałam jak w moim kierunku zbliża się Logan. Nie miałam teraz siły na kontakt z kimkolwiek. Nie potrafiłam spojrzeć mu w oczy. Czułam dziwną pustkę w mych żyłach. Wyciągnęłam przed siebie rękę aby dać mu znać aby stanął.
- Nie! Dam sobie radę. Musze iść do domu. Sama. Niedługo do was dołączę. Obiecałam to Sisi. Proszę.
Stał w miejscu, w którym go zatrzymałam. Nie wiem czy był daleko, czy blisko. Czułam jedynie przenikliwe zimno. Delikatnym i miękkim tonem głosu odezwał się do mnie.
- W takim razie idź Emily. Będę na ciebie czekał.
Nie patrząc na nikogo ruszyłam. Biegłam. Żaden zmienny nie przeszkadzał mi w drodze do domu Logana.
Po chwili przeraźliwie mokra stałam już pośrodku kuchni. Na podłodze, w miejscu, w którym się znajdowałam utworzyła się spora kałuża. Dyszałam.
Musiałam koniecznie zapełnić czymś tą bolesną pustkę w mych żyłach. Musiałam ugasić ten szalejący płomień w mym gardle. Jak wygłodniałe zwierzę rzuciłam się do szafki z krwią. W szaleńczym tępie piłam worek za workiem. Piłam do momentu aż nie poczułam bolesnych skurczy obolałego żołądka. Po chwili półprzytomnie popatrzyłam na porozrzucane na podłodze worki. Nie wiem czy w pełni zdawałam sobie sprawę z tego co tu właśnie się wydarzyło.
Zrobiło mi się strasznie wstyd. Poczułam lekkie mdłości. Szybko zaczęłam sprzątać puste opakowania z podłogi. Nie chciałam aby ktoś zobaczył dowód mojej słabości. Niestety mój mózg nie pozwalał mi długo odpocząć.
Nagle, gdy ostatni worek wylądował już w koszu, wspomnienia wręcz zalały mój umysł. Poczułam na swym ciele śliski dotyk Johnego i Nicka.
Aby chronić się przed tym koszmarem mogłam zrobić tylko jedno. Ruszyłam na górę do mojej łazienki. Odkręciłam wodę w prysznicu i w ubraniu weszłam pod gorący strumień wody. Zastygłam.
Po niekończących się minutach w końcu wykonałam ruch.
Z dziką desperację zdzierałam z siebie ubranie, warstwa po warstwie. Darłam je na strzępy.
Gdy znów się uspokoiłam, wpadłam w odrętwienie.
Po pewnym czasie odkryłam, że woda w prysznicu dawno musiała zmienić swoją temperaturę. Była przeraźliwie lodowata. Dzięki tej temperaturze mój umysł zaczął nareszcie poprawnie funkcjonować. Pierwszy raz od dłuższego czasu wzięłam głęboki wdech. Przypomniałam sobie przyrzeczenie, które złożyłam niedawno małej dziewczynce. Musiałam koniecznie wyjść z tej łazienki, musiałam jakoś wybudować ponownie mur pomiędzy mną a tymi koszmarami.
CZYTASZ
Pierwsza (TOM 1)
Werewolf„Nagle naszła mnie nieodparta ochota aby znów dotknąć jego oznaczeń. Dosłownie przyzywały mnie do siebie. Były jak magnez przyciągający mnie do niego. Zagryzłam dolną wargę i wyciągnęłam rękę w jedynym i możliwym, w tej chwili kierunku. Logan przes...