Słuchając delikatnego i równego oddechu Sisi w pewnym momencie musiałam zasnąć.
Po jakimś czasie obudził mnie ruch, na mych kolanach. Zdziwiona i lekko nieprzytomna, po wczorajszych wydarzeniach, odkryłam, że wciąż siedzę w szpitalu z tym małym stworzonkiem na kolanach. Strasznie się wierciła i jednocześnie uśmiechała się do mnie szeroko.
-No w końcu już nie spiś - klasnęła w ręce.
- Wiesz co, pomyślałam sobie, że wiosną pozbieramy razem fiołki i wtedy ziobaczymy co ma mocniejszy zapach. Bukiecik czy ty. Dobzie Emily?- Dobrze. Co tylko chcesz Sisi. Nie chcesz może iść do łazienki, czy coś ? - niestety nie miałam do niej dołączonej instrukcji obsługi. Czułam się trochę zagubiona, ponieważ było to pierwsze dziecko z którym miałam do tej pory do czynienia. Ewidentnie jej ciało czegoś się domagało. Zachowywała się inaczej niż zazwyczaj.
- No wieeem, muszę siusiu ale mi nie uciekniesz, dobzie. Musisz odprowadzić mnie razem z ciocią do domu. Ok?
-Dobrze, odprowadzę cię do domu. Tylko idź szybko, do łazienki i załatw swoje sprawy. Ok?-uśmiechnęłam się do niej.
-Ok! - Dziewczynka zeskoczyła z moich kolan i pobiegła w sobie znanym kierunku.
Jeszcze przed jej powrotem ktoś cicho wszedł do szpitala. Okazało się, że jest to Logan. Musiał wcześniej opuścić ten budynek. Najprawdopodobniej wybrał się do domu, ponieważ teraz miał na sobie inne niż wcześniej ubrania. Tym razem znów założył swój wygodny mundurek składający się ze spodni dresowych i białego podkoszulka odsłaniającego ręce. Dodatkowo brał za pewne prysznic. Świadczyły o tym jego wilgotne włosy. Mój wzrok standardowo zawiesił się na przedramionach chłopaka. Lekko przygryzłam usta ze zdenerwowania. Przez krótką chwilę zastanawiałam się czy posprzątałam w domu te wszystkie ślady po moim niekontrolowanym załamaniu nerwowym.
Logan odchrząknął i powiedział wesoło- Śniadanko ? - co on ma z tymi śniadankami, zastanawiałam się.
Mój zagubiony wzrok przeniósł się na dwa kubki, których wcześniej nie zauważyłam.
- Dla ciebie wersja krwista, a dla Sisi od jej mamy kakałko z piankami. -delikatnie się uśmiechnął.
Nie wiedziałam czy zmieszczę w sobie kolejną porcję krwi ale grzecznie przyjęłam od niego kubek. Wolałam to wypić niż dodatkowo się przed nim tłumaczyć.
-I jak wyspana ?- zapytał z ciekawością.
-Hmmm... -zastanawiałam się przez chwile - wiesz co o dziwo tak, na pewno czuję się lepiej niż wczoraj.- nieśmiało popatrzyłam się na niego.
Zaraz po moich słowach, w podskokach, wróciła Sisi.
- Ooo kakałko, to dla mnie ?
- Tak , mama ci przesyła i powiedziała, że w domu czeka na ciebie zdrooowe śniadanie. - Logan bardzo oficjalnie przekazał Sisi jej brązowy napój.
Obie siedziałyśmy teraz na swoich krzesłach i w ciszy opróżniałyśmy kubki. Mała cały czas machała swoimi nogami. Logan po przeciwnej stronie korytarza, oparty o ścianę, stał z założonymi rękam i przyglądał nam się uważnie.
Nawet zapytałam się raz, czy coś się stało.Jednak on tylko tajemniczo odparł - Nie, nic. Tak tylko sobie patrzę. Kończcie pić swoje napoje, nie długo stąd wychodzimy.
Nareszcie nadszedł ten moment, w którym wszyscy opuściliśmy ten budynek. Jak na osobę zdrową strasznie dużo i często w nim przebywałam. Tak jak obiecałam Sisi szłam w tym małym korowodzie, który odprowadzał ją do domu. Podążałam za wszystkimi, lekko z tyłu. Logan co parę metrów kontrolnie upewniał się, czy za nimi wciąż idę.
Przez tą krótką chwilę mogłam im się nareszcie dobrze przyjrzeć. Zachowywali się w końcu naturalnie i swobodnie. Niczego nie udawali, jakby mnie tu nie było.
Między Loganem a Rickiem istniała dużą nić porozumienia. Ufali sobie i byli dobrymi przyjaciółmi. Widać było, że dużo razem przeszli. Praktycznie rozumieli się bez słów. Rick z czegoś głośno żartował. Wspominał mu właśnie o jakiejś tajemniczej „kicie" i że za pewien czas zacznie mu coś z zemsty wypominać. Logan nawet się nie zdenerwował, jedynie głośno się śmiał. Rick przypominał mu również o jakimś wilczycy czy lisie, dokładnie nie rozumiałam o co im chodzi. Pomyślałam sobie, że ta dwójka wspólnie z Benem muszą tworzyć bardzo zgrany zespół. Byli do siebie ogromnie podobni.
Odnośnie Alice, to krążyła do okola dzieci. Z równym zaangażowaniem co one, skakała z jednego kamienia na drugi. Ewidentnie ta dziewczyna miała w sobie dwie osobowości. Jedną kompletnie szaloną i dziką, a drugą spokojną i w pełni odpowiedzialną.
Taka sama wydawała się Sisi. Pomyślałam sobie, że trafił swój na swego i kiedyś w szpitalu, jeśli dziewczynka nie zmieni swoich planów na życie, będzie im się razem bardzo dobrze się pracowało.
Co do Toma, to podobnie jak Rick na Alice, reagował na swoją koleżankę. Widziałam między tą czwórką duże podobieństwo. Tam gdzie ona, tam on. Bezustannie jego ciało współgrało z jej ruchami. Byli niczym dwie połówki tej samej pomarańczy, idealnie do siebie pasowali.
Obserwowanie tej grupy było strasznie ciekawe. Ich styl życia był tak odmienny od naszego.
Był pełen szacunku, miłości i ciepła, którego nam nie dane było czuć na początku naszego życia. Od zawsze wpajano nam, że życie podobne do tego, co teraz obserwuję, to oznaka słabości. Powtarzano nam z uporem, że liczy się wyłącznie klan i jego misja. Jednak im dłużej na nich patrzyłam, im dłużej z nimi przebywałam to nie byłam już tego taka pewna. Oni w porównaniu do nas cieszyli się chwilą obecną i dzięki temu byli szczęśliwi.
CZYTASZ
Pierwsza (TOM 1)
Werewolf„Nagle naszła mnie nieodparta ochota aby znów dotknąć jego oznaczeń. Dosłownie przyzywały mnie do siebie. Były jak magnez przyciągający mnie do niego. Zagryzłam dolną wargę i wyciągnęłam rękę w jedynym i możliwym, w tej chwili kierunku. Logan przes...