31. Emily

488 31 2
                                    

   Kiedy wracałam, od tej niezbyt rozgarniętej gromadki chłopaków, zauważyłam, że Logan nareszcie się rozluźnił. Im bliżej byłam, tym jego oczy świeciły jaśniejszym blaskiem. Znów się uśmiechał. Ponownie miałam do czynienia z wesołą wersją Logana. Takiego lubiłam go najbardziej. Gdy podeszłam wystarczająco blisko, przesunął się na ławce abym mogła usiąść tuż obok. Wciąż patrzył mi się głęboko w oczy.

- Czyli Poul w końcu oberwał i to w dodatku od ciebie ? -powiedział to z wielkim zadowoleniem i chyba z dumę.

- Niestety, prawdopodobnie nieodwracalnie coś mu uszkodziłam - westchnęłam z rezygnacją.
- Wysłałam go na ponowne badania do Alice, ale wydaje mi się, że straciliśmy go bezpowrotnie.

Logan parsknął że śmiechu.

   Nagle u wszystkich rozdzwoniły się telefony. Wszystkie kobiety momentalnie zbladły, a dzieci ucichły i pobiegły do swoich rodziców. Przy naszym stole jako pierwszy odebrał swoje połączenie Ben.
Logan, pierwszy raz odkąd się znamy, nie miał przy sobie swojego smartfona. Natomiast wszyscy zmienni z telefonami przy uszach z przerażeniem patrzyli się na swojego Alfę.

Coś zdecydowanie było nie tak.

   Logan zaciskając mocno szczękę, wyciągnął w kierunku swojego bety rękę.

- Tak jest tu...chwila - Ben szybko położył swoją komórkę na otwartej dłoni Logana.

- Mów!- Alfa cierpliwie słuchał osoby po drugiej stronie słuchawki. Miał szybki oddech, zamknięte oczy, a drugą dłonią trzymał się za nasadę nosa. Jego czarna koszula napięła się do granic możliwości. Jej materiał w każdej chwili mógł z trzaskiem się rozpaść. Siedząc tak blisko Logana poczułam, że temperatura jego ciała nieustannie się podnosiła.
Nie słyszałam co mówiła osoba po drugiej stronie słuchawki ale widząc reakcje tego mężczyzny, jak i innych, miałam strasznie złe przeczucie.

- Co z nimi?- jego głos był mi obcy, surowy i zimny - Tak... zaraz wyruszam... W ciągu sześciu godzin, prawdopodobnie szybciej ... Tak ... Powodzenia.

Wyłączył telefon i chwilę siedział w tej samej pozycji. W końcu podniósł głowę. Był stanowczy i nie znoszący sprzeciwu.

- Alice odwieziesz Emily do domu. Ben na razie zostajesz w wiosce i obdzwonisz wszystkich, a później sam już wiesz co robić.

Ben bez żadnego słowa kiwną mu na potwierdzenie głową. Dookoła wszyscy w milczeniu zaczęli zbierać pośpiesznie jedzenie ze stołów. Impreza właśnie dobiegła końca.

- Logan co się dzieje ? Mogę w czymś pomóc?- położyłam swoją zimną dłoń na jego przeraźliwie gorących plecach. Najwidoczniej sprawiłam mu tym ogromną ulgę, ponieważ rozluźnił spięte ramiona i przybliżył się w moją stronę. Jakby szukał dodatkowej ochłody. Jego oddech lekko się uspokoił. Przez chwile milczał.

- Wampiry właśnie wybiły pół osady ludzkiej - powiedział szeptem.

Kiedy, po tych słowach, w końcu na mnie spojrzał jego spojrzenie wywołało u mnie gęsią skórkę. Nie poznawałam jego oczu. Przybrały teraz zimny odcień szarej zieleni. Jego spojrzenie mogło zabijać. Miał mocno zaciśniętą szczękę. Jego wzrok powoli przeniósł się na moje usta. Wyglądał jakby walczył sam ze sobą.

- Muszę tam zaraz wrócić - i nic już więcej nie powiedział.

- Emily chodź wracamy do domu- obok nas cicho odezwała się Alice.

Nie czekając na nic, chcąc przyspieszyć moje ruchy, chwyciła mnie za ramię i pociągnęła w kierunku swojego auta. Logan szybko znikł mi z pola widzenia.
   Nie wiedziałam co powiedzieć. Byłam w szoku. Jak to możliwe, że w jednej chwil wszystko się tak zmieniło. W dodatku czułam się po części współwinna. Gdyby nie my, ci ludzie nadal by żyli, a tu wciąż by nic się nie zmieniło. Nie rozumiałam co tam mogło się wydarzyć i najważniejsze dlaczego. Przecież już od wieków świadomie zrezygnowaliśmy z picia ludzkiej krwi. Bałam się. Naprawdę się bałam, że Logan, jego rodzina i cała ta wioska znienawidzą mnie przez ten ich akt agresji.

Pierwsza (TOM 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz