30. Emily

465 30 0
                                    

   Całą noc nie mogłam zasnąć. Chodziłam po domu niczym zombi, o których kiedyś czytałam w jakiejś śmiesznej książce. Z obawy przed dzisiejszym wieczorem, przez długi czas, nie mogłam znaleść sobie miejsca w tym ogromnym i pustym domu. Dobijała mnie niewiedza odnośnie tego, co może się dziś wydarzyć. Mała część mnie, bała się powtórki z poprzedniej ceremonii. Myśl o kolejnym odrzuceniu paraliżowała moje ciało.
   Cały dzisiejszy dzień przesiedziałam, na drewnianej ławce w kuchni. Trwałam tak, patrząc się wyłącznie na swoje ręce. To one mnie tu doprowadziły, po części to wszystko działo się przez nie.
Co chwilę wodziłam opuszkami palców po delikatnych zdobieniach na mych przedramionach. Bezustannie przesuwałam palcami po gałązkach, które zakończone były małymi listkami bluszczu. Gałązki wiły się i przeplatały między sobą tworząc piękną i misterną sieć.

   Przez bliźniaczo podobne oznaczenia, moje myśli znów zaczęły krążyć wokół Logana. Męczył mnie dziwny niepokój spowodowany przedłużającą się nieobecności mojego współlokatora. Uświadomiłam sobie, że gdyby tu był, prawdopodobnie byłabym o wiele bardziej spokojna.

- Może przytrafiło mu się coś złego? - pomyślałam.
- Nie Emily w tej chwili przestań. Na pewno jest cały i zdrowy. Ogarnij się trochę. Obiecał, to na pewno się zjawi. Bądź dobrej myśli.

   Przez cały ten przeklęty tydzień brakowało mi jego towarzystwa. Przez to, co razem przeżyliśmy i przez wspólnie spędzony czas, stał się mi, w pewien sposób...bliski. Wierzyłam, że jeśli tylko znów się pojawi, to wszystko się jakoś ułoży.
 
   Zegar w mej głowie wciąż głośno tykał.

W kuchni powoli robiło się ciemno. Nieuchronnie zbliżał się moment na który czekałam. Nie mogłam już dłużej zwlekać. Musiałam założyć suknię od Marry.

                    *****

   Z powodu nieobecności Logana, późnym wieczorem pojawiła się u mnie jego młodsza siostra. Ostatnio umówiłyśmy się, że w razie nieobecności jej brata zawiezie mnie na miejsce swoim autem. Alice stwierdziła, że to zbrodnia biegać po lesie w tak pięknej sukni, więc prędzej zaniesie mnie na swoich plecach, niż pozwoli iść mi tam na pieszo. Nie miałam innego wyjścia, musiałam się zgodzić.
   Oczywiście w czasie naszej podróży zapewniła mnie kilku krotnie, że jej brat kontaktował się z nimi. Twierdził, że jest już niedaleko. Lada moment cały i zdrowy na pewno dotrze na ceremonię.
   Alice wciąż nie przestawała paplać. Była strasznie nakręcona dzisiejszym wydarzeniem. Ponownie widziałam w jej oczach tą dziecięcą radość. Wciąż na nowo starała mi się wszystko dokładnie wyjaśnić. Jednak nie potrafiłam dostatecznie się skupić. Mówiła zbyt wiele i zbyt szybko. Miałam straszny chaos w głowie, nic do mnie nie docierało.
W końcu, jak byłyśmy na miejscu dziewczyna się poddała. Nakazała mi za chwilę opuścić auto i iść na polanę. Jako moja pani doktor, doradziła mi abym przez chwilę, w nim, posiedziała i uspokoiła się. Ponoć wyglądałam na mocno zestresowaną.

- Tja, też mi nowość - pomyślałam.

Odchodząc wspomniała jedynie, że na środku polany czekać będzie na mnie jej ojciec. To on wyjaśni mi co mam dalej robić.

   Zostałam sama. Starałam się oddychać równomiernie. Gwiazdy, w które teraz patrzyłam, mrugały pokrzepiająco w moją stronę. Wyglądały jakby chciały podzielić się ze mną swą siłą. Standardowo, nasłuchiwałam dźwięków dochodzących z otoczenia. Zebrali się tu wszyscy mieszkańcy z wioski. Ich serca bijąc współgrały niczym olbrzymi bęben, który wybijał mi zachęcający ryt do marszu. Wszyscy byli zniecierpliwieni, wyczekiwali mojego wejścia w ich świat.

   Nie miałam już siły dłużej zwlekać. Doszłam do wniosku, że wolę już wszystko rozstrzygnąć niż trwać dalej w tej męczącej niewiedzy.

Pierwsza (TOM 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz