29. Emily

482 28 0
                                    

Co ja najlepszego zrobiłam. Siedziałam właśnie w kuchni kończąc swój płynny posiłek. Ponownie szukałam powodów na mój niekontrolowany wybuch złości. Nie mogłam zrozumieć dlaczego tak łatwo Poul wyprowadził mnie z równowagi. Przecież nigdy, nie wykazywałam podobnych skłonności. Przecież nie raz już w mym życiu ktoś spojrzał na mnie krytycznie. Rozumiem, warunki w tej sali nie były dla mnie za idealne. Ta temperatura i nieprzyjemne zapachy, nie były tym do czego przyzwyczaił mnie ostatnio Logan ale to nie jest dostateczna wymówka na to, co tam zaszło. Zachowałam się jak niezrównoważona psychicznie, przewrażliwiona wampirzyca.
W dodatku, dobijało mnie to, że to oni, byli u siebie i to oni mnie przygarnęli. Wyrazili swoją zgodę na ceremonię, a przecież nic nie musieli robić. Mogli mnie zwyczajnie przegnać.
W sumie po tym co zaszło nie zasłużyłam na ich zaufanie. Powinnam być im wdzięczna za wszystko, a nie ich wykańczać. Jak ja im się teraz na oczy pokażę. A jeśli się to kiedyś powtórzy? Co wtedy zrobią? Logan będzie na mnie wściekły.

- Matko naturo dlaczego mi to robisz? -załamana wplotłem palce we włosy.

Jeszcze to dziwne zadowolenie Willa. Ewidentnie na tej emeryturze ma za mało rozrywek. Świadomie doprowadza do takich sytuacji. Jak ja się jego synowi po powrocie wytłumaczę.

Doszłam do wniosku, że za nic na świecie nie pojawię się jutro na treningu. Ogromnie się siebie wstydziłam. Ben nawet siłą mnie tam nie zaciągnie. Potrzebowałam chwili odpoczynku i dystansu. Może jak sobie posiedzę w tych pięknych czterech ścianach i poczytam coś w spokoju, to wrócę do względnej równowagi wewnętrznej.

- A może to co się ze mną dzieje, to jakiś efekt uboczny przeżyć, które do tej pory przeszłam ? - głośno myślałam, wciąż szukałam wytłumaczenia.
- Może to taka opóźniona reakcja na cały ten syf. Tak, odpocznę sobie przez chwilkę. Nabiorę dystansu i wszystko samo się ułoży. Co się stało, to się nie odstanie, trudno. A teraz Emily znajdź sobie coś dobrego do czytania i jakoś to przetrwaj - zacisnęłam zęby i poczłapałam, jak za karę, do tej przeklętej biblioteki.

Rano ku mojej rozpaczy ze zdziwieniem odkryłam, że wypiłam właśnie ostatnią porcję krwi, którą miałam schowaną w szafce kuchennej. W takim razie, tak jak wcześniej wspominała Alice, czekał mnie spacer do jej szpitalnych lodówek. Na moje nieszczęście znajdowały się one w budynku, obok tej nieszczęsnej siłowni.

- wrr... A teraz czeka ci zasłużona kara, Emily - pomyślałam.

Jak ostatni tchórz postanowiłam przeczekać do wieczora. Może wtedy doświadczę mniejszej ilości ciekawskich i nachalnych spojrzeń.
Nie wiem dlaczego ale czas nie współpracował dziś ze mną. Nie pomagał mi, a wręcz podstępnie mnie zdradził. O dziwo zaraz po śniadaniu, praktycznie znów był wieczór. Dzień postanowił zgubić jedną z najdłuższych swych części.

-Dlaczego ? Kiedy mi to minęło? - złościłam się na cały świat, zamykając książkę.

Niestety musiałam się w końcu ruszyć. Idąc drogą będę musiała znów udawać przed wszystkimi, że nie widzę tych wpatrujących się we mnie oczu.
Założyłam kaptur ma głowę, wsadziłam ręce w kieszenie i wpatrując się w czubki swoich butów ruszyłam szybkim krokiem do Alice. Przez całą drogę nie podnosiłem głowy. Na schodach przed budynkiem szpitalnym nagle się z kimś zderzyłam.

- Przep... - z wrażenia nie mogłam dalej nic powiedzieć .

Przede mną stał Poul, miał szeroko otwarte oczy. Nadal był blady. Chłopak ledwo chodził ale już stał o własnych siłach. Nic nie powiedział jedynie pochylił głowę w formie hołdu jaki wszyscy składali Loganowi.

- Dziwne - pomyślałam.

Nie wiem czemu ale dzięki jego reakcji naszła mnie potrzeba przeproszenia go.

Pierwsza (TOM 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz