6. Logan

1.1K 49 1
                                        

  Pora wracać do domu. Odwróciłem się i zanim zrobiłem pierwszy krok usłyszałem jeden, jedyny, bardzo płytki wdech.

Zastygłem w bezruchu. W tym momencie było mnie stać tylko na jedną myśl ...

- Kurwa ... i co ja mam teraz z nią zrobić ? - szukając odpowiedzi, która miała nigdy nie nadejść, popatrzyłem na księżyc w pełni. Niestety srebrny glob nie dał mi żadnego wsparcia.
Czyli standardowe, człowieku radź sobie sam.

Nie mialem czasu, na bycie bohaterem. Przecież nie byłem do cholery jakąś pieprzoną niańką. Był już najwyższy czas na powrót do domu, nie miałem czasu na bawienie się w szpital. Ojciec urwie mi łeb jak znowu się spóźnię. Musiałem szybko coś wymyślić.
  
   Niestety mój wilk nie dał mi odejść. Nie wiedzieć czemu był uparty jak osioł. Wytrwale wył mi w głowie. Musiał zobaczyć co z tą drobną kobietą. Mnie natomiast nurtowało pytanie dlaczego nie wyczuwam jej zapachu. Dobra polana śmierdzi niesamowicie ale to niczego nie tłumaczy .
   Jednym długim krokiem pokonałem oddzielający nas dystans. Podnosząc cielsko jelenia, wszystko stało się jasne. Widząc z bliska jej twarz, wiedziałem już z czym mam do czynienia. Uświadomiłem sobie, że wdepnąłem w niezłe gówno. Przede mną nie leżała zwykła kobieta tylko najprawdziwszy młody wampir. Mój wilk krótko warknął, a później zamilkł jakby zabrakło mu języka w gębie. Czyli teraz dopiero zaczęłam działać w pojedynkę.

   Moje problemy z węchem stały się dla mnie jasne. Nie wyczuwałem jej, ponieważ nie powinienem jej czuć. Takie było prawo. Miałem przed oczyma dowód odwiecznego paktu, między zmiennymi a wampirami. Paktu, który wiele pokoleń temu wywalczyli swą krwią moi przodkowie.

Dzieci, bez znaczenia na pochodzenie, są nietykalne. Nikt nie może ich skrzywdzić. Do momentu dojrzałości mają być bezpieczne. Dodatkowo, u pijawek, ta cała sytuacja dotycząca picia modyfikowanej krwi ułatwia im sprawę, ponieważ są dla nas niewyczuwalni.

Co do sytuacji w jakiej się teraz znajdowaliśmy to najwyraźniej kłusownicy nie wiedzieli o pakcie. Zresztą skąd niby mieliby wiedzieć, to ich nie dotyczyło.

   Niestety obecność w tym miejscu jej ciała jak i mojego zapachu nie wróżyło nic dobrego. Musiałem coś wymyślić i to szybko. Jeśli ktoś powiąże mnie z tą dziewczyną byłby to nie lada problem, dla nas zmiennych. Najcenniejszy pakt zostałby zerwany. Prawdopodobnie wybuchłaby kolejna wojna. Wystarczająco mamy już problemów z tymi krwiopijcami. Nie potrzebny nam jest jeszcze kolejny do kolekcji.

   Musiałem ją gdzieś przenieść. Pamiętam, że jak tu biegłem to mijałem po drodze jakąś starą, drewnianą chatę. Na pewno się nada na krótki postój. Przetransportuję ją i będę mógł spokojnie wracać. Ich natura sama ją uleczy. Niestety, nie mogłem przemienić się w wilka, tak aby zaoszczędzić nam czasu . Mój wilk, za cholerę nie współpracował. Miałem wrażenie, że czai się i jest ślepo wpatrzony w tą dziewczynę. Nie reagował na polecenia. Zachowywał się jakby pierwszy raz w życiu widział na oczy wampira, był w dziwnym transie. Nie kontaktował się ze mną jakby zapomniał języka w gębie.
Musiałem zrobić to sam, ewidentnie moje drugie ją odcięło kontakt.

   Starając się nie zaszkodzić dziewczynie, uniosłem ją delikatnie. Praktycznie nic nie warzyła. Była bardzo drobne i cholernie zimna. Miałem wrażenie, że trzymał w rakach bryłkę lodu. W sumie nie wiedziałem czy jest to normalne. W końcu moim zadaniem jest pilnowanie granic i zabijanie łamiących prawo wampirów. Nigdy nie przeszło mi przez głowę aby sprawdzić ich temperaturę.

- Dobra mała w takim razie idziemy do chaty i jakby co, to bez durnych okrzyków NIESPODZIANKA. Mam nadzieję, że się dobrze rozumiemy - wyszeptałem jej do ucha.

Po dwóch godzinach marszu w końcu dotarliśmy na miejsce. Z kopa otworzyłem drzwi i zlokalizowałem prowizoryczne łóżko. W oddali było słychać zbliżający się silny deszcz. Pogoda znów się zmieniała. Lada moment nastanie zima. O dziwo dach był cały, więc zalanie wodą nie było nam straszne.

   - Super a od kiedy ja i ona to my. - pokręciłem na boki głową - Ok to teraz nastała ta wiekopomna chwila, w której muszę opatrzeć „tego złego". Dobrze, że nikt z watachy mnie tu nie widzi, moja reputacja tylko by na tym straciła.

   To co było w stu procentach pewne to, to że dziewczyna żyje. Podczas naszego spaceru od czasu, do czasu czułem jak płytko oddycha. Dodatkowym plusem naszej „wycieczki" było to, że ją ogrzałem. Jej temperatura lekko się podniosła, więc chyba nie jest tak źle. 

Plan był taki najpierw „rekonesans" , a później się zobaczy.

   Dziewczyną była oblepiona błotem, liśćmi i krwią zwierząt z polany. Musiałem ją jakoś oczyścić. Postanowiłem ściągnąć z niej wierzchnie ubranie.
 
   Widok jej zmasakrowanego ciała był wstrząsający. Mój wilk w końcu był łaskaw dać znać o swoim istnieniu. Cicho zaskomlał, o dziwo, ze współczuciem.

   Na początek musiałem zorganizować wodę. Gdzieś tu, wnioskując po dźwiękach jakie do mnie dochodziły, musi być rwąca rzeka.
Idąc do rzeki zabrałem jej ubrania, aby je przepłukać. Dodatkowo koniecznie musiałem zmyć z siebie odór padliny, jej zapach nie pozwalał mi się skupić.
   Po powrocie zaczęłam z uwagą obmywać jej ciało. Była drobnej budowy ciała, miała długie nogi i delikatne ręce. Sprawiała wrażenie strasznie kruchej. Obrażenia świadczyły o tym, że musiała wiele przejść. Na rękach miała ślady poparzeń. Całe jej ciało obsypane było sinymi odciskami butów. Najgorsze były długie i wąskie rany, od jakiegoś twardego przedmiotu. Jej skóra w tych miejscach była popękana, jakby nie wytrzymała siły uderzenia. Dziwne było to, że praktycznie nie krwawiła. Czyszcząc ją dalej w końcu wyjaśniło się czemu proces ozdrowienia nie działał prawidłowo. Na jej ciele znalazłem miejsce wkłucia. Te bydlaki spuściły z niej prawie całą krew. Dodatkową komplikacją były połamane żebra. Złamania te sprawiały, że jej oddech był płytki i rzadki.
   Nie miałem wyjścia, wiedziałem doskonale co tym razem należy zrobić. Nie raz ratowałem tak swoich chłopaków. Nasza krew doskonale przyspieszała proces gojenie. Nadgryzłem swój nadgarstek i starałem się dokładnie nakapać krwią na jej rany. Z racji ich ilości cały proces musiałem powtarzać kilkanaście razy. Moje ciało za szybko goiło się, a jej potrzeby były ogromne. 
   Po wszystkim spojrzałem jej w twarz. Była spokojna. W tych ciemnościach jej jasna skóra kontrastowała z jej sińcami i długimi brązowymi włosami. Jej pełne usta były lekko rozchylone. Na twarzy dziewczyny znajdowało się kilka zbłąkanych kosmyków włosów. Rozsypały się po jej buzi w trakcie opatrywania ran na plecach.  Nie wiedzieć czemu postanowiłem delikatnie przesunąć je za ucho.
Podsumowując teraz cały mój proces „pomocy" stwierdziłem, że zrobiłem wszystko na co było mnie stać.

- No to mała, teraz sobie chwilę poczekamy i zobaczymy jak będzie- mówiąc to, niewiedząc czemu, uśmiechnąłem się do dziewczyny.

Pierwsza (TOM 1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz