Od dobrych dwóch godzin usiłowałam przyswoić choć trochę informacji na ewentualną odpowiedź ustną z historii.
Nasz nauczyciel Severyn Rogeric, łysiutki mężczyzna koło sześćdziesiątki wyjątkowo upodobał sobie nasz biedny rocznik, który to był na każdej lekcji pytany z trzech ostatnich tematów. Było to po prostu okropne i wręcz zabijające, bo o ile z matematyką miałam taki problem, że jej nie rozumiałam, o tyle z historią zagadka miała się tak, że po prostu za boga nie mogłam niczego zapamiętać. Siedziałam godzinami i wykuwałam na pamięć daty, imiona i nazwiska ważnych postaci, przyczyny, przebiegi i skutki wojen, ale gdy przychodziło co do czego i miałam odpowiadać na lekcji, mój mózg wyjeżdżał na czterdziestopięciominutowe wakacje. I było to niezwykle uciążliwe i stresujące, bo ja naprawdę nienawidziłam tego przedmiotu. Chyba jeszcze bardziej niż matematyki.
Doprawdy, czasami wciąż się zastanawiałam, jakim ja cudem zdałam do ostatniej klasy liceum.
Przerzuciłam kartkę podręcznika, po czym zatrzasnęłam go z hukiem, gdy literki zaczęły mi się już zlewać przed oczami. Spojrzałam na zegar i z ulgą odkryłam, że była już dwudziesta, co było równoznaczne z tym, że zaraz miała się odbyć nasza pojednawcza kolacja.
Tata wymyślił sobie wspólny wieczór przy stole pod pretekstem omówienia pewnych spraw związanych z moimi wizytami u psychologa, jednak byłam pewna, że robił cały ten teatrzyk po to, abym bardziej zaufała Laureen.
Lubiłam ją, ale nigdy chyba nie będę w stanie zaakceptować jej na tyle, aby była równo na poziomie z moją mamą albo chociaż na ciut niższym. Chciałam iść na tę kolację, aby bliżej ją poznać i dowiedzieć się o niej nieco więcej, ale absolutnie nie chciałam zastępować nią mamy.
Odsunęłam książę na róg biurka i zajęłam się teraz zeszytem, w którym znajdowały się notatki z lekcji. Nienawidziłam ich robić, nie cierpiałam pisać odręcznie, no to była dla mnie po prostu katorga. Moje pismo było, no okey, ładne, co nie zmieniało faktu, że go nie lubiłam. Nie umiałam też robić ładnych notatek, z których mogłabym się potem z przyjemnością uczyć. Dlatego też wolałam bazować na podręczniku i kartkach, na których wypisywałam najważniejsze informacje.
Mniej więcej dwie godziny później miałam już przeczytany cały dział i notatki z zeszytu. I może zbyt dużo mi to nie dało, ale przynajmniej miałam już jakieś informacje, na których mogłabym bazować. A na moje szczęście do sprawdzianu był jeszcze cały tydzień.
Już miałam się wziąć za rozwiązywanie jakichś testów online, gdy nagle usłyszałam wołanie z dołu. Zerknęłam na zegar i wywróciłam oczami, gdy dostrzegłam, że jego wskazówki pokazywały godzinę dziewiątą wieczorem. Zamknęłam wszystkie pomoce naukowe i związawszy włosy w wysokiego kucyka, pognałam na dół. Już na schodach poczułam woń zielonej herbaty i czegoś smażonego. Powoli podeszłam do zastawionego stołu, na którym tkwiło pełno potraw i aż rozszerzyłam oczy, posyłając tacie pytające spojrzenie.
Naprawdę musiało mu zależeć na tym, abyśmy się polubiły z Laureen.
— Pomóc w czymś jeszcze? — zagadnęłam, podchodząc do blatu, z którego Laureen ściągała sztućce.
— Nie musisz. Już wszystko gotowe. Siadaj do stołu.
Pokiwałam głową i zajęłam swoje miejsce naprzeciwko taty i Laureen. Oni też już usiedli na krzesłach i zaczęli nakładać sobie na talerz zapiekany makaron.
Szczerze mówiąc, to nie byłam głodna, ale nie miałam serca im tego powiedzieć, dlatego nałożyłam sobie niewielką ilość, posyłając im nieśmiały uśmiech.
To wszystko było takie sztuczne. Te wspólne kolacyjki, śniadania, czy obiadki.
Laureen mieszkała u nas już rok, jednak nadal czułam się w jej towarzystwie nieswojo i może ta kolacja miała na celu nam pomóc, ale jakoś nie chciało mi się w to wierzyć. Skoro przez rok się nic nie zmieniło, jeden wspólny posiłek też nic nie naprostuje.
CZYTASZ
Zduszony Krzyk
Любовные романыDRUGA CZĘŚĆ TRYLOGII ZDUSZONEJ Victoria cudem uniknęła śmierci z rąk matki. Topiona i pozbawiona powietrza sądziła, że to był jej ostatni dech. Nie spodziewała się, że dane jej będzie zaczerpnąć jeszcze trochę tlenu. Po chaotycznych zdarzeniach w je...