Jeana Mikaelson
Od dnia, gdy tutaj trafiłam, słyszałam w głowie krzyki własnej córki. Gdy zamykałam oczy, widziałam jej zapłakaną i zmaltretowaną twarz, a gdy spałam, śniłam o krzywdach, które jej wyrządziłam. Ale mimo to nie czułam się winna i odpowiedzialna za to... Chyba.
Zimno celi sprawiło, że moje popieprzone i złe na wskroś serce niemalże zamarzło, dzięki czemu przestałam czuć. Nie czułam nic, choć nie zmieniało to faktu, że momentami zastanawiałam się, czy gdybym została obdarzona choć cząstką ciepła, nie zostałabym zaatakowana przez niekończące się wyrzuty sumienia. To było bardzo prawdopodobne. Bo przecież zasłużyłam od tego całego, spierdolonego świata na karę.
Siedziałam w tym pierdlu już od... Popatrzyłam na ścianę, na której narysowane były podłużne kreski. Siedziałam tutaj od trzystu siedemdziesięciu dni i myślałam nad tym, jak cholernie mocno się stoczyłam. Patrzyłam na swoje przeżarte zgubą i winą ręce i czułam na nich krew. Krew własnej córki.
Wyciągnęłam się na skrzypiącym łóżku i wbiłam wzrok w sufit, z którego odpadał tynk. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby któregoś razu kawałek tego sufitu odpadł i pierdolnął mnie w łeb.
Podłożyłam ręce pod głowę i zaciągnęłam się tym smrodem stęchłego materaca, który był jedyną stałą... chociaż, to całe spierdolone więzienie było moją stałą. Moim dożywociem.
Cisnęłam metalową łyżką w ścianę, z której odpadł tynk. Zapieprzyłam ją, gdy mieliśmy ostatni posiłek. Czyli jakieś... pięć godzin temu.
— Kurwa, Jeana — jęknęła ta gnida leżąca na sąsiednim łóżku. Niestety miałam współlokatorkę, która śmiała zatruwać moje powietrze swoją obecnością. Jennifer siedziała tutaj za napaść na byłego męża, na którym chciała się zemścić za to, że ją zostawił. Cholera, czemu ja na to nie wpadłam? — Przestań hałasować.
— Nie rób scen, jest... — Wyjrzałam przez zardzewiałe kraty i oszacowałam po położeniu słońca, że dochodziła dwunasta. — ... Południe.
— No to można iść jeszcze spać. — Odwróciła się na drugi bok i nakryła się niezwykle drapiącym kocem po same uszy.
Aż mnie zemdliło, gdy przypomniałam sobie zapach stęchlizny, który był na wszystkich ubraniach, kocach i materacach. Poprawiłam guzik tego cholernie śmiesznego, pomarańczowego wdzianka i z wytęsknieniem czekałam na tę breję, którą potocznie zwali obiadem.
Równo o czternastej do naszej celi przyszedł jakiś śmieszny skrzat udający pracownika, skłuł nam ręce kajdankami i siłą zaciągnął na stołówkę. Bo przecież nie rozumiał imbecyl jeden, że nie miałam zamiaru mu zwiać. Zresztą, dostałam nauczkę jednego z pierwszych dni, gdy usiłowałam się wydostać podczas zajęć na dworze.
Oczywiście, że próbowałam spierdolić. Ledwo udało mi się ujść z życiem i w sumie nie zastrzelili mnie tylko dlatego, że mniej więcej w połowie drogi przyszła po mnie Jennifer pod pretekstem rozmowy i zaciągnięcia mnie na apel. W innym wypadku już dawno byłabym martwa.
Nie dawali mi tutaj nic porządnego. Żadnych procentów, o czymś mocniejszym nie wspominając. Choć ostatnio udało mi się ugadać z takim typkiem, który siedział za napaść i kradzież i sprzedał mi małe co nieco.
Powłóczyłam ospale nogami i ustawiłam się w kolejce za grupką napakowanych facetów z masą tatuaży. Gdy drzwi do stołówki zostały zamknięte, dopiero wtedy uwolniono nas z kajdanek. Jennifer stała tuż za mną i zniecierpliwiona obgryzała paznokcie.
— Do końca odsiadki została ci się jeszcze masa czasu, Jef. Jeśli będziesz tak opierdalać te paznokcie, to w końcu nic ci nie zostanie. A mogą się przydać na cięższe czasy.
CZYTASZ
Zduszony Krzyk
RomanceDRUGA CZĘŚĆ TRYLOGII ZDUSZONEJ Victoria cudem uniknęła śmierci z rąk matki. Topiona i pozbawiona powietrza sądziła, że to był jej ostatni dech. Nie spodziewała się, że dane jej będzie zaczerpnąć jeszcze trochę tlenu. Po chaotycznych zdarzeniach w je...