Rutyna jest czymś, przed czym zawsze usiłujemy uciec. Gdy w nią wpadamy, czujemy się jak więźniowie przeszłości, a to ciąży nam na sercu, jak kilkutonowa skała. I w zależności od wielkości tej rutyny, tak ciężka do zniesienia ona jest.
Cóż, moja była cholernie ciężka. Zwłaszcza w nocy. Choć za dnia nie czułam, choć s t a r a ł a m się nie czuć i odciąć się od bólu, to w nocy nie byłam w stanie nad tym zapanować. Wtedy nie mogłam kontrolować swoich myśli, nie mogłam odganiać koszmarów. Wtedy to one rządziły.
Biegłam przez więzienne cele, bosa, w zniszczonej, ślubnej sukience mojej mamy, na której widniały ślady po winie. Ręce miałam okaleczone, nogi pozdzierane i z trudem udawało mi się utrzymać w pionie. Sięgnęłam wzrokiem w dal i aż się zatoczyłam, widząc matkę, która powolnym krokiem zmierzała w moją stronę z rozciętymi nadgarstkami. Jej tunika była brudna od jej własnej krwi. Szła za mną, jakby chciała mnie dopaść i przekazać mi swój los. Wiedziałam, że nie mogłam na to pozwolić, jednak nie miałam na tyle siły, aby uciec z więzienia.
Koniec korytarza oddalał się ode mnie z każdym krokiem, a mama znajdowała się coraz bliżej mnie. Suknia plątała mi się pod nogami, a gdy usiłowałam ją unieść, ręce płonęły bólem. Nie mogłam uciec. Zacisnęłam dłonie na kracie, która nagle się przede mną pojawiła i załkałam głośno. Drżałam z zimna i przerażenia, a gdy mama stanęła na wprost mnie, z gardła wyrwał mi się krzyk. Jednak się nie obudziłam. Ja nadal spałam. Rozwarłam oczy i z szokiem popatrzyłam na mamę, która... Miała teraz na sobie letnią, żółtą sukienkę w kwiaty. Jej włosy, długie, świecące opadały falami na ramiona i wyglądały wręcz cudownie. Wyglądały jak kiedyś. Popatrzyłam w jej lśniące oczy i aż poczułam mocniejsze uderzenie serca. Wbiłam się plecami w ścianę za mną, której nie zdobiły już karty i z rozchylonymi ustami patrzyłam, jak mama pokonywała dzielący nas dystans. W końcu stanęła kilka centymetrów ode mnie i chwyciła mój podbródek w dłoń.
Jej dotyk był miły, kojący, był taki, jak dawniej.
Nagle cały mrok tego strasznego miejsca zniknął i zalała mnie fala światła. Krew zniknęła z jej skóry, a ja miałam na sobie bluzkę na ramiączka i dżinsy. Druga dłoń mamy powędrowała na moją talię i lekko zacisnęła się na niej. Wciągnęłam gwałtownie powietrze, gdy przysunęła mnie bliżej siebie i zamknęła w uścisku. I naraz coś we mnie pękło. Wybuchłam niekontrolowanym płaczem, drżąc w jej ramionach.
Jej zapach. Jej stary zapach, który powoli zaczynałam już zapominać, teraz uderzył we mnie z niewyobrażalną siłą. Jej chude ramiona zacisnęły się wkoło mnie, a jej bliskość wlała w moje żyły ogień. Moje łzy wchłaniały się w jej ubranie, w jej śliczną, żółtą sukienkę, w której wyglądała tak niewinnie. W której wyglądała jak kiedyś...
Nie miałam w sobie tyle odwagi, aby wypuścić ją z ramion, jednak to ona poczyniła ten krok i pierwsza się cofnęła, nie odrywając wzroku od moich oczu.
— Moja kochana, dzielna córeczka — wszeptała i założyła kosmyk moich blond włosów za ucho. Ten gest był tak niewinny i delikatny, był taki... jak dawniej.
Szloch wstrząsnął mym ciałem. Rozejrzałam się dookoła, gdy światło ponownie nas otoczyło. Teraz znajdowałyśmy się w domu. Na naszej własnej kanapie, ubrane w nasze zwykłe dresy i bluzy. Nasze kolana się ze sobą stykały, a oczy utkwione były w telewizorze. Moje serce zabiło szybciej. Odwróciłam się w kierunku kobiety, siedzącej po mojej lewej. Uważnie otaksowałam jej profil, oddychając z zadziwiającą łatwością.
Widziałam moją kochaną mamę taką jak kiedyś. Gdy jeszcze się nie załamała, gdy jeszcze nie była zniszczona. To były czasy, w których wszystko było dobrze.
CZYTASZ
Zduszony Krzyk
RomanceDRUGA CZĘŚĆ TRYLOGII ZDUSZONEJ Victoria cudem uniknęła śmierci z rąk matki. Topiona i pozbawiona powietrza sądziła, że to był jej ostatni dech. Nie spodziewała się, że dane jej będzie zaczerpnąć jeszcze trochę tlenu. Po chaotycznych zdarzeniach w je...