Minęły dwa tygodnie od naszej wspólnej imprezy. Od tamtego czasu starałam się skupić na nauce i niestety musiałam przyznać, że bardzo zaniedbałam ostatnimi czasy kontakt z Nate'em i Alice.
W domu na ogół siedziałam sama, bo od poniedziałku do piątku Laureen i tata do późna pracowali, natomiast w weekendy chodzili na jakieś spotkania ze znajomymi, więc samotność nieco mi doskwierała. A niestety podręczniki od angielskiego i matematyki nie były dobrymi kompanami na pochmurne wieczory.
Stałam, oparta biodrem o poręcz schodów, przyglądając się Laureen i tacie, którzy właśnie szykowali się do wyjścia. Mieli dzisiaj podobno jakieś spotkanie, które zorganizował ich kolega z pracy, na którym oboje chcieli bardzo być. Mieli chyba świętować awans albo wygraną sprawę, czy coś takiego. Rozumiałam ich, jednak czułam się nieco odtrącona, gdy tak każdy był wiecznie zajęty, a ja bez przerwy siedziałam z nosem w książkach. I niby powinnam być do tego przyzwyczajona, bo przecież mieszkając z matką, byłam tak naprawdę skazana na własne towarzystwo, jednak przez te dwa lata odzwyczaiłam się już od samotnego przesiadywania.
Laureen założyła na plecy szary płaszczyk, a ojciec poprawił krawat.
— Jesteś pewna, że możemy iść? — upewnił się mężczyzna, patrząc na mnie z troską. Straciłam już rachubę, ile razy pytał mnie, czy sama sobie poradzę, ale nie chciałam być niemiła. Bo on się po prostu martwił.
— Nie umrę — zachichotałam. — Dam sobie radę.
Skinął głową i podał Laureen torebkę.
Partnerka mojego ojca była naprawdę piękną kobietą i nie dziwiłam się, że kiedyś się za nią obejrzał. Jej długie, brązowe, zakręcone włosy opadały falami na plecy, czekoladowe oczy podkreślone były czarną kreską, a idealna figura zachowana pomimo czterdziestu dwóch lat wyeksponowana była przez opinającą, czarną sukienkę. I choć z początku nie mogłam zaakceptować tego, że Laureen stała się częścią rodziny, to jednak teraz bardzo cieszyłam się z tego, że miałam macochę. Może jeszcze nie oficjalnie, ale jednak.
— Będziemy późno w nocy, Victoria — poinformowała mnie kobieta. — Więc pamiętaj, żeby zamknąć drzwi. Mamy klucze i jakby coś się działo, to dzwoń. Dobrze?
— Jasne. Pewnie.
Dziwnie się tak czułam, gdy Laureen wygłaszała te wszystkie „rodzicielskie" gadki, zwłaszcza że moją matką nie była. Jednak jakaś część mnie się z tego cieszyła, bo to oznaczało, że powoli zaczynała mnie akceptować. A i ja też przyzwyczajałam się z czasem do jej obecności.
— Nate przychodzi do ciebie na noc? — spytał ojciec, gdy Laureen miała już wychodzić z domu.
Pokiwałam głową.
— A przynajmniej mam taką nadzieję. Napiszę do niego zaraz.
— Dobrze, tylko grzecznie.
— Taaattooo... — zakwiliłam, przewracając oczami. Wbiłam spojrzenie w błękitne oczy ojca, po czym uważnie go otaksowałam. Czarna, elegancka koszula, dopasowane dżinsy. Idealnie ułożone, blond włosy z leciutką siwizną i delikatny uśmieszek na twarzy. — Pamiętasz, że jestem już pełnoletnia?
— Nie tylko pełnoletnia, ale i dorosła — zauważył, przez co szeroko się uśmiechnęłam. — Ale mimo to i tak zawsze będziesz moją małą córeczką.
— Tak, tak — zaskomlałam i pocałowałam go w policzek. — A teraz leć, bo Laureen ci ucieknie.
— Ucieknie? Coś ty, ona na krok się beze mnie nie ruszy.
I w akompaniamencie mojego śmiechu, pognał do czerwonego mustanga, na którego widok zapierało mi dech w piersiach.
Tak, stary, dobry mustang nigdy nie jest zły.
CZYTASZ
Zduszony Krzyk
Roman d'amourDRUGA CZĘŚĆ TRYLOGII ZDUSZONEJ Victoria cudem uniknęła śmierci z rąk matki. Topiona i pozbawiona powietrza sądziła, że to był jej ostatni dech. Nie spodziewała się, że dane jej będzie zaczerpnąć jeszcze trochę tlenu. Po chaotycznych zdarzeniach w je...