Zawodniczki na próżno próbowały uspokoić Catherine, z trenerem na czele. Dziewczyna jednak nie zwracając na nikogo uwagi, krążyła w kółko w bardzo szybkim tempie, przyciskając zaciśniętą pięść do ust. Z oczu lała się nienawiść a z uszu parował gniew.
- Skończyły mi się obraźliwe epitety na tego cymbała - wysyczała przez zęby, nie zwalniając tempa.
- Kochana, uspokój się. - Trener wodził za nią wzrokiem a gdy już znalazła się dostatecznie blisko niego zatrzymał ją i spojrzał w oczy. - Za pięć minut musisz wyjść na boisko i razem z dziewczynami wygrać mecz.
- Zabiję go na tej murawie - syknęła, pełna nienawiści. Stefan powoli pokręcił głową, wciąż utrzymując kontakt wzrokowy.
- Nie bądź nim. Bądź ponad to.
- Tak, ale...
- Pozwól mi. - Do szatni wszedł Christopher. Uśmiechnął się delikatnie do córki, podczas gdy Wilner dał znak pozostałym zawodniczkom żeby opuściły szatnię. Kiedy ta opustoszała, Catherine objęła się rękami i spuściła wzrok. Jej ojciec podszedł do niej i chwycił jej dłoń.
- Wdech... - polecił, biorąc głośny i głęboki wdech. Cath spojrzała na niego z powątpiewaniem, ale koniec końców poszła w jego ślady. - I wydech... Znów wdech... I wydech... Zamknij oczy, oczyść umysł, wyrzuć Bennetta z głowy, on tylko zaśmieca ci cenne myśli.
- Tato, on...
- Wiem, co zrobił i uwierz mi, że żałuje - powiedział. Catherine otworzyła oczy i spojrzała na swojego ojca.
- Ty go bronisz? - spytała oburzona.
- Nie, ale słyszałem jego rozmowę w szatni. Nie każę ci mu wybaczać, nawet bym się zdziwił, gdybyś to zrobiła, ale nie to jest teraz ważne - chwycił jej drugą dłoń i ścisnął. - Teraz masz się skupić na meczu, wyjść na boisko i pokazać im wszystkim, ile jesteś warta.
Dziewczyna uśmiechnęła się do taty. Nie powiedział wiele, a naprawił wszystko. Tylko dwie osoby na świecie mają taki dar. Właśnie on i Bradley.
- Dobrze tato. Wygram to dla Bradleya - powiedziała z pewnością.
- Wygraj to dla siebie - poprawił ją, ale ona z uśmiechem tylko pokręciła głową. Christopher odwzajemnił uśmiech i ucałował jej czoło.
- Leć - szepnął, wypuszczając ją z objęć. Dziewczyna pożegnała go z uśmiechem i wybiegła z szatni, dołączając do koleżanek z zespołu. Tuż przed wyjściem na murawę trener zebrał je wszystkie.
- Rozkład znacie, zawodników też, niektórzy aż za bardzo - powiedział, zerkając szybko na skwaszoną minę Cathy. - Obserwujcie przeciwników, pamiętajcie o taktyce i o sobie nawzajem. Nie róbcie nic same ani na pół gwizdka. Jesteście jednością. Zespół to wy. Jak zwycięstwo - to razem. Do boju, dziewczyny. - Wyciągnął rękę do przodu, po czym każda z zebranych dołączyła do niego by wykonać wspólny okrzyk i z dobrym nastawieniem wyjść na boisko.*
Mason widział, że Catherine nie patrzy na niego celowo. Maska obojętności zarzucona na twarz była tak widoczna, że nie mógł przestać jej obserwować. Nawet podczas minuty ciszy ku czci Bradleya jego wzrok uciekł w stronę dziewczyny. Ta pozostawała niewzruszona. Ale mecz musiał się w końcu rozpocząć. Sędzia przywołał kapitanów i Bennett wcale nie był zdziwiony, kto stanął naprzeciw niego. Gdy dzieliło ich pół metra, dziewczyna bez emocji na twarzy wyciągnęła do niego rękę. Bez zastanowienia ujął jej dłoń. Szybki uścisk, Tornes chciała go puścił ale on ją przytrzymał. Uniosła brew pytająco.
- Przepraszam - szepnął szybko.
- Nie potrzebuję twoich przeprosin - odpowiedziała, wyszarpując dłoń i robiąc krok do tyłu. Sędzia stanął między nimi ale tak, żeby widzieć ich twarze. Chwycił piłkę.
- Rzucamy monetą? - zapytał.
- Nie trzeba, niech zaczynają - Catherine machnęła ręką w ich stronę. Sędzia zdziwił się tak samo jak Mason. Chciał zaprotestować, ale dziewczyna zrobiła jeszcze kilka kroków w tył, przygotowując się do meczu. Sędzia wymienił z Bennettem spojrzenia, po czym położył piłkę na murawie.
- Powodzenia - rzucił, po czym ujął gwizdek i robiąc trzy kroki w tył, dmuchnął w niego.
Rozpoczęła się gra.
Początek był nudny. Drużyny nawzajem się poznawały. Na co mogą sobie pozwolić, a na co nie bardzo. Emocje zaczęły się dopiero po dwudziestej minucie, gdy dziewczyny na wylot przejrzały zawodników. Nagle kiwanie stało się niesamowicie proste, taktyka nie zawodziła. Damska drużyna dość szybko poznała słabe punkty przeciwników, widziały, którymi nogami łatwiej im się kopie, jak kiwają, jak robią uniki, jak się komunikują, jak patrzą. Dzięki temu doszły do konkluzji, że skupiali się po prostu na wbiciu piłki do bramki, bez żadnych udziwnień. Dziewczyny zaś działały razem. Ekspresowo zauważyły, że z współpracą u nich ciężko, Bennett wszystko chciałby zrobić sam, a tak się nie dało.
Dzięki temu w czterdziestej minucie nadarzyła się okazja. Catherine szła z piłką na bramkę, rzecz jasna rzuciło się na nią dwóch przeciwników, którzy byli w pobliżu. Kątem oka zauważyła Alice i zgrabnie podała jej piłkę, wtedy na chwilę Tornes opadło zainteresowanie, przez co szybko przetransportowała się bliżej bramki. Dziewczyny były na nich za zwinne. Alice odebrała piłkę, podała kolejnej zawodniczce, piłka znów wróciła do Alice. Dziewczyna ruszyła na bramkę i gdy sprawa była prawie przesądzona, bramkarz przygotowany, Alice kopnęła piłkę do stojącej po drugiej stronie Catherine, której rzecz jasna nikt nie krył. Ta tylko wzięła zamach i kopnęła piłkę w siatkę.
Czterdziesta pierwsza minuta - gol.
Po trybunach przeszła fala zachwytu. Catherine ucałowała numer na piersi, po czym uniosła palec do góry, podobnie jak wzrok. Każda bramka była dla niego, wiedzieli to wszyscy. Oprócz Masona, który obserwował ten gest z niebywałym przejęciem, dopóki koleżanki nie rzuciły się ze swoją radością na panią kapitan.
- Mason, kurwa! - Do kapitana podbiegł David, rudy, piegowaty ale dość przystojny i pchnął go lekko. - Czemu jej nie kryłeś?!
- Byłem pewny że ta z dwójką strzeli i Rob to obroni! - zawołał.
- One myślą, w porównaniu do nas! - krzyknął mu w twarz. - Strzeliły nam gola, koleś. Jak wdupczymy ten mecz to jest po nas! - oznajmił ostrzegawczo, po czym oddalił się. Mason jeszcze raz spojrzał na radosne dziewczyny i poczuł nóż na gardle. Zaczął wracać do jego serca piłkarz: mieli przegrać z babami? W życiu...
Jak się później okazało, nawet skupienie nie pomogło w grze. Dziewczyny taktycznie i logistycznie były nie do pokonania. Każdy ruch był przemyślany i ustalony z góry. Zgrane, zwinne i zgodne szły przez boisko jakby na nim się urodziły. Męska drużyna w końcu zaczęła tracić cierpliwość, pojawiło się kilka fauli, dwie żółte kartki, z czego jedna rzecz jasna dla kapitana. Ale dziewczyny były wciąż o krok dalej.
Czas stanął w miejscu, gdy padł kolejny gol ze strony dziewczyn. Chłopaków zaczęła dopadać frustracja, podczas gdy ich trener śmiał się pod nosem.
- Bawi cię porażka twojego zespołu? - zagadnął go Stefan, nie odrywając wzroku od boiska. Christopher uśmiechnął się szeroko, obserwując Masona, miotającego się po murawie.
- Przyda im się - oznajmił, uśmiechając się do starego przyjaciela, który odpowiedział mu tym samym.
W końcu padł ostatni gwizdek. Po trybunach przeszły oklaski, kibice wstali z miejsc, krzyczeli, cieszyli się. Catherine zrobiła to, co robiła po każdym meczu. Obeszła całe boisko by podziękować każdemu, kto się tu dziś pojawił ze wsparciem. Całowała wewnętrzną część swoich dłoni i machała do zebranych. Mason nie zwracając uwagi na nikogo, ciężko dysząc padł na murawę i niewidzącym wzrokiem obserwował Tornes, która z szerokim uśmiechem machała kibicom. Ten widok był straszny.
Zacisnął w końcu zęby, wstał i poszedł do szatni. Zawodnicy siedzieli jak jeden mąż, wgapieni w sufit. Nie odzywał się nikt. Dopiero trener Tornes, po wejściu do pomieszczenia.
- Spektakularna porażka, panowie! - zawołał, z dziwną radością w głosie. - Mam nadzieję, że ktoś nagrał ten mecz, żebym mógł wam pokazać, jak cudownie graliście. Szczerze? To wy byliście na tym boisku jak panienki!
Zawodnicy skrzywili się na te słowa. Porażka była bolesna podwójnie. Po pierwsze - przegrany mecz, wiadomo, zawsze boli. Ale po drugie - porażka z płcią przeciwną, serio?
- Wjebały nam dwa do zera... - mruknął Noe, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- A wiesz dlaczego? - krzyknął trener. - Biegaliście po trawce jak małe jelonki, jakbyście nie wiedzieli, co macie robić.
- Ale na początku szło nam dobrze... - burknął gdzieś z tyłu jeden z zawodników.
- Szło wam dobrze, bo one na to pozwoliły! - zawołał. - Poznawały waszą grę, naprawdę tego nie widzieliście? Robiły z wami co chciały! Ich taktyka jest perfekcyjna i przede wszystkim grają zespołowo. W porównaniu do was. Bennett, sam meczu nie wygrasz nigdy!
Christopher miał niepohamowaną satysfakcję z tych słów. W końcu mógł pokazać swoim zawodnikom, że nie są idealni i że nawet kobiety mogą z nimi wygrać, jeśli współpracują. A oni? Czuli się fatalnie. Każdy z nich miał do siebie jakąś pretensję, jakiś żal, jakieś niezrozumienie. Najbardziej z nich Mason, który w ciszy analizował to, co wydarzyło się na boisku. To, z jakim skupieniem grały dziewczyny, jak szybko i skutecznie się porozumiewały, nieraz nawet bez słów, z jaką łatwością, zwinnością i precyzją kiwała go pani kapitan. Jak wiele Bradleya widział w jej ruchach. Doskonale wiedział, dlaczego była taka dobra.
Zazgrzytał zdenerwowany zębami, zaciskając przy tym pięści. Po tym wszystkim, czego się dowiedział, jego stosunek do dziewczyny trochę zelżał, ale po tym, co wydarzyło się kilkanaście minut wcześniej, na nowo obudził się w nim zawodnik, który nie znosi przegranej - tym bardziej z babami.
Milczał. Długo milczał nie chcąc komentować tej porażki, mimo że jego towarzysze burzliwie wymieniali komentarze. W jego głowie rodził się plan, pomysł. Nie mógł pozostawić tego wszystkiego bez echa. Już widział śmiejących się kibiców, transparenty, na których jest napisane że Viva Chicago przegrała z dziewczynami. Te myśli sprawiały, że krzywił usta w grymasie.
Opuszczał szatnię w towarzystwie swojego zespołu. Wszystko szło jak zawsze, dopóki Noe nie zauważył zmierzających na parking Catherine w towarzystwie jej rozentuzjazmowanej przyjaciółki, Polly.
- Catherine! - zawołał Noe, unosząc rękę. Dziewczyna spojrzała niepewnie na grupkę piłkarzy, ale uśmiechnęła się do Noego.
- Wsiadaj, zaraz do ciebie dołączę - zwróciła się do przyjaciółki, która skinęła głową i usiadła za kierownicą. W międzyczasie Mason mocno chwycił przyjaciela za ramię.
- Co ty odpierdalasz? - zapytał gorączkowo.
- Chcę jej pogratulować.
- Że jak?!
- Nie jestem takim bucem jak ty, Mason - warknął, zrzucając jego dłoń z ramienia i miażdżąc go spojrzeniem. - Potrafię przyjąć porażkę.
Bennett chciał coś odpowiedzieć, ale Catherine zdążyła podejść, a zawodnicy, poza ich dwójką, rozeszli się do swoich samochodów.
- Cześć - przywitała się, patrząc tylko na Noego. Ten uśmiechnął się do niej promiennie.
- Świetny mecz, chciałem wam pogratulować, pięknie to rozegrałyście - przyznał szczerze, na co kolega za jego plecami prychnął. Catherine jak i Noe udali, że tego nie słyszeli. Dziewczyna splotła palce przed sobą.
- Dziękuję, miło to słyszeć. Obawiałyśmy się meczu z wami. Poprzeczka była wysoka.
- Poradziłyście sobie naprawdę dobrze i...
- Ja pierdolę, serio?! - Bennett wybuchł i w końcu wyłonił się zza pleców kolegi, patrząc to nie niego, to na dziewczynę. Ci zaś obserwowali go z niezrozumieniem. - Po co jej to wszystko mówisz?
- Bo to prawda - wzruszył ramionami.
- Nadal nie rozumiem, po co?! - zawołał, po czym utkwił w dziewczynie zawistne spojrzenie. - Widzę, jak niepohamowaną satysfakcję masz z tego zwycięstwa - wysyczał przez zęby. Catherine przyjrzała mu się uważnie i po raz pierwszy w życiu zrobiło jej się go żal. Westchnęła głęboko, ale cicho, nie odrywając wzroku od jego ciskających gromy oczu. Uśmiechnęła się delikatnie, może nawet ze współczuciem. Zrozumiała, jakim człowiekiem był Mason Bennett. Nastawiony na zwycięstwo, nauczony, że nie ma lepszych niż on. A kobiety to już w ogóle nie ta liga. Nagle jego ego zostaje zdeptane przez podrzędne księżniczki, które na oczach kibiców robią z nimi co chcą. Po czymś takim są osoby, które przyjmują porażkę jako lekcję, wyciągają z tego wnioski i idą dalej - jak Noe. Są też osoby, którym przewrócił się świat, bo mają jakieś chore ambicje i głupie przekonania, bo przecież jak można przegrać z babami na boisku? Dla Masona to cios w serce i w dumę.- Spotkasz na swojej drodze wielu kutasów, którzy ci powiedzą, że się nie nadajesz - Bradley usiadł obok zmęczonej siostry na boisku. - Wiele razy swoim sukcesem urazisz czyjąś dumę, czyjeś ego. Świat jest zjebany i uprzedzony, ale ty nigdy się tym nie przejmuj.
- Łatwo ci powiedzieć - mruknęła, patrząc na jego wesołą twarz. Bradley pochylił się i spojrzał jej głęboko w oczy.
- Patrz na siebie i rób swoje. Rób to, co robisz dobrze. I nigdy nie pozwól nikomu, żeby zgasił twój blask tylko dlatego, że razi go w oczy.Catherine uśmiechnęła się do tego wspomnienia i zwalczyła łzy, które cisnęły się do oczu. Spojrzała na zdenerwowanego Masona.
- Satysfakcję miałabym wtedy, gdyby ta wygrana była dla mnie niespodzianką - powiedziała cichutko. Noe zacisnął usta w kreskę, powstrzymując uśmiech a Bennett zapowietrzył się i poczerwieniał na twarzy.
- Myślisz, że jesteś lepsza? Bo wygrałaś jeden meczyk, laleczko? - wycedził przez zęby, podchodząc bliżej. Catherine musiała unieść głowę, by spojrzeć mu w oczy. Znów się uśmiechnęła, ponieważ, ku jej zaskoczeniu, okazały się piękne. Smutne za to okazało się to, że z przepraszającego Masona nie zostało nic. Wrócił stary, egocentryczny Bennett.
- Myślę, że prywatnie musisz być smutnym i zakompleksionym człowiekiem. Nastawiony na ciągle zwycięstwo, którego nie możesz osiągnąć, bo mój brat zostawił po sobie poziom, do którego nie potrafisz doskoczyć. Wiem, że to frustrujące i rozumiem twoją złość. Ale prawdziwy zawodnik musi akceptować porażki i wyciągać z nich lekcje. Szanować innych tak, jak szanuje siebie. I mniej nienawidzić. To bardzo źle wpływa na grę i skupienie. Szczerze polecam - wygłosiła, po czym bez żadnych podtekstów, czysto przyjaźnie położyła mu dłoń na ramieniu i ścisnęła lekko. Noe obserwował ich z szeroko otwartymi oczami, Mason też z trudem kodował to, co się działo. Dziewczyna nie miała w sobie grama nienawiści. Przyjmowała wszystko z uniesioną głową i dodatkowo nie wdeptała ich w ziemię po porażce.
Bennett pytająco zerknął na jej dłoń, zaciśniętą na jego ramieniu, którą przesłała mu ciepłe impulsy. Poczuł je natychmiast. Gdy wrócił do niej wzrokiem, dziewczyna uśmiechnęła się do niego szczerze, po czym odwróciła się na pięcie i poszła w stronę samochodu, zostawiając ich osłupiałych na parkingu.
Przed wejściem do auta, zmrużyła oczy i skierowała je w górę, po czym uśmiechnęła się do brata.
CZYTASZ
Poza boiskiem
ChickLitCatherine jest odnoszącą sukcesy piłkarką. Talent odziedziczyła po bracie, który zginął w wypadku. Dziewczyna ciężko znosi stratę ale stara się trzymać i skupić na zbliżających się igrzyskach. Krótko przed zawodami poznaje kapitana jednej z najlepsz...