Rozdział 4 - Spalony

164 20 0
                                    

Catherine nie lubiła tego typu imprez, ale postanowiła się poświęcić dla drużyny. Dziewczyny uwielbiały się bawić a ona, jako kapitan, nie chciała odstawać. Oczywiście nie odezwała się, gdy dziewczyny zamówiły po drinku z alkoholem. Wiedziała, że każda ma swój umiar i każdej zależało na jak najlepszym wypadnięciu na boisku.
- I jak, stresujecie się? – zagadnęła Alice, gdy usiadły w boksie, w niewielkim okręgu przy stole.
- A czym? – Catherine wzruszyła ramionami.
- No jak to czym? – Alice wybałuszyła oczy. – Widziałyście ile damskich drużyn zakwalifikowało się na całe Stany? Trzy! – Odpowiedziała od razu, pokazując na palcach. – Łącznie z nami.
- Alice, weź pod uwagę, że wiele drużyn może po prostu nie wzięło w tym udziału. Wy też na początku nie chciałyście – zauważyła pani kapitan, przyglądając się dziewczynom.
- Co tylko przemawia za tym, że polegniemy na starcie – odezwała się Miley, kręcąc głową. Catherine pohamowała rosnącą w niej wściekłość, ale z hukiem położyła drinka na stoliku.
- Nie chcę słyszeć takiego jazgotu przed meczem – zagrzmiała. – Jesteście zajebiste i macie o tym pamiętać. Pokonamy nie jedną męską drużynę. Gwarantuję to wam.
Nikt nie potrafił tak podnieść na duchu jak Catherine Tornes. Dar przekonywania, przemowy i zawziętość miała po swoim bracie. On był dokładnie taki sam. Potrafił zagrzać zawodników do walki i wspomóc, gdy była taka potrzeba. Nigdy nie odwracał się od zespołu, nigdy nie karcił, a uczył.
Dlatego nagłe odejście Bradleya było ogromnym ciosem dla świata piłki. I ciężkim zadaniem dla Masona, który krótko po tym zajął jego miejsce. Bardzo długo walczył o szacunek i uwagę. Zawodnicy nie chcieli z nim współpracować. Mimo że graczem był bardzo dobrym, miał tylko jedną wadę – nie był Bradleyem. Mimo tego świat piłki go pokochał, gdy zaczął prowadzić drużynę do kolejnych zwycięstw. Zachłysnął się sławą, która spływała z każdych stron. Nie mówił tego na głos, ale bardzo szanował swojego poprzednika. Nigdy nie uznał go za gorszego, śledził przecież jego poczynania, uważał jego ojca za najlepszego trenera. Nie chciał zaprzepaścić danej mu szansy, ale niekiedy głupota, pycha i chęć zabawy wygrywały ze zdrowym rozsądkiem.
Niestety, zbyt często.

*

Impreza trwała w najlepsze. Nieprzyzwyczajona Catherine około dziewiątej zaczęła ziewać, starając się to ukryć. Pomyślała, że dobrym sposobem na pozbycie się snu będzie przewietrzenie głowy. Powiedziała więc koleżankom, że wychodzi, po czym skierowała się do wyjścia. Gdy tylko przestąpiła przez próg, poczuła jak zderza się ze ścianą. A raczej z wysokim, dobrze zbudowanym mężczyzną, na którego klatce piersiowej prawie złamała nos. Co gorsza, koleś wylał na jej białą bluzkę niebieskiego drinka.
Przerażona spojrzała na siebie z góry. Napój natychmiast zlepił tkaninę z jej ciałem, przez co Catherine poczuła, jak cała się klei. Spodziewała się przeprosin, pomocy w ratowaniu bluzki, czegokolwiek. W zamian usłyszała jedynie:
- Patrz jak łazisz.
Gwałtownie podniosła głowę, gromiąc morderczym spojrzeniem faceta z pustą już szklanką w dłoni. Przystojny blondyn, ze starannie zaczesanymi włosami, błysk w niebieskich oczach i, mimo że kpiący, to czarujący uśmiech. Ale te wszystkie komplementy przyćmiła złość. Catherine była na granicy wybuchu.
- To żart? – wysyczała przez zęby.
- Skąd. Wylałaś mojego drinka – uniósł pustą szklankę.
- To ty wylałeś drinka na mnie, kretynie! – krzyknęła. – Z napojami się nie wychodzi na zewnątrz, słyszałeś?
- A co mnie to obchodzi? – niewzruszony machnął ręką. Catherine ze zgrozą pokręciła głową. Czy po dziesięciu sekundach można w pełni ocenić człowieka? Tornes stwierdziła, że tak. Nie znając go, trafił na jej czarną listę.
- Ty bezczelny, głupi gnojku – wycedziła złowrogo i chciała wrócić, by jak najszybciej sprać plamę, ale chłopak boleśnie chwycił jej nadgarstek.
- Jak mnie nazwałaś?! – podniósł głos, przyciągając ją do siebie. Skrzyżowali mordercze spojrzenia. – Jak śmiesz?
- A kim ty jesteś, żebym ci miała bić pokłony? – prychnęła z pogardą, wyrywając się z jego uścisku. Chłopak, jakby ktoś dał mu w twarz, zrobił krok do tyłu.
- Nie wiesz kim jestem? – spytał, zdumiony.
- Wiem. Jesteś bezczelnym i głupim gnojem – uśmiechnęła się sztucznie. Facet zrobił szybki krok w przód, znajdując się tuż przed nią. Catherine niespiesznie uniosła głowę, by spojrzeć mu w oczy, po czym znów uśmiechnęła się z kpiną. Pełną napięcia ciszę przerwał zbliżający się, zaniepokojony głos.
- Mason, co ty robisz? – Do chłopaka podszedł inny mężczyzna, patrząc pytająco. Potrzebował dosłownie dwóch sekund, by zorientować się, co tu zaszło. – O Boże, człowieku. Coś zrobił? Nic się pani nie stało? – Chłopak odtrącił Masona na bok i z niepokojem przyjrzał się bluzce Catherine. Dziewczyna spojrzała na swojego wybawcę i nagle doznała olśnienia. Przeniosła powoli wzrok na gościa z pustą szklanką.
- Już wiem... - mruknęła. – Mason Bennett – powiedziała, na co ten od razu się uśmiechnął, zadowolony, że go rozpoznała. – Gwiazda piłki, która najbardziej owoce treningi odbywa w barach i dyskotekach – dodała z drwiną, uśmiechając się cynicznie.
- Licz się ze słowami, kobieto! – zawołał Mason i był już o krok od rzucenia się na Catherine, ale wybawca Noe powstrzymał go. Catherine natomiast ostentacyjnie położyła dłonie na biodrach i wypięła pierś do przodu.
- Czy twoje ego jest już wyższe niż stopień twoich umiejętności? Podejrzewam, że tak, ale wolę zapytać – kpiła, nie zwracając już uwagi na mokrą bluzkę, która kleiła się do jej ciała. W końcu stanęła twarzą w twarz z „gwiazdą", która, tak jak myślała, okazała się nadęta, bezczelna i zapatrzona w siebie.
- Nie masz prawa komentować moich umiejętności. Co ty niby wiesz o piłce, dziewczynko? – warknął i wyrwawszy się z okowów przyjaciela, znów podszedł do Catherine niebezpiecznie blisko. Ciężko oddychał, dziewczyna widziała szybko unoszącą się klatkę, czuła jego złość ale... miała to wszystko gdzieś. Dumnie uniosła głowę i spojrzała w jego niebieskie oczy.
- Wiem o wiele więcej, niż ci się wydaje.
- To co to jest spalony? – spytał niemal natychmiast, na co Catherine zareagowała śmiechem.
- Typowe. Nie znudziło się wam już zadawać tego typu pytania? – spytała, wciąż się nabijając. Mason zacisnął pięści, gdy dziewczyna beztrosko odrzuciła włosy na plecy.
- Jak wiesz, to odpowiedz.
- Zawodnik jest na spalonym, gdy w momencie podania piłki znajduje się w pobliżu linii bramkowej przeciwnika przed przedostatnim zawodnikiem drużyny przeciwnej – wygłosiła płynnie, obserwując, jak Bennett stara się ukryć zaskoczenie. Jedynie stojący z tyłu Noe nie hamował uśmiechu. Catherine zauważyła to, uraczając go spojrzeniem tylko na sekundę. – Wystsrczy? Czy może wolisz prostszym jezykiem? Zademonstrować też ci mogę, jeśli potrzebujesz – zamrugała szybko, wręcz zalotnie. Noe zakrztusił się, tłumiąc śmiech, co tylko jeszcze bardziej rozwścieczyło kapitana Vivy.
- Fanka piłki nożnej? – mruknął Mason bez zainteresowania.
- Nie. Zawodnik.
- Zawodnik czego?
- Zawodnik zapasów sumo – rzuciła bezczelnie, na co znowu Noe z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. – Piłki nożnej, baranie.
- Ty? Zawodnik? Nie rozśmieszaj mnie – Mason zaczął się śmiać tak swobodnie, jakby Catherine opowiedziała mu dobry dowcip. Ta jedynie uniosło pytająco brwi, obserwując go z grobową miną. I o to stoi przed nią kolejny kretyn, przez którego kobiety muszą udowadniać światu, że mogą być dobre w czymś, w czym są też dobrzy mężczyźni.
- To według ciebie śmieszne? – spytała.
- Piłka nożna to sport dla mężczyzn – oznajmił Mason z zaangażowaniem, na co dziewczyna przewróciła oczami.
- Ta, nie raz to już słyszałam.
- I mimo to nadal próbujesz swoich sił? Po co? Nie boisz się kompromitacji? Może zajmij się czymś babskim? Zaplataj warkocze, dziergaj na drutach, maluj paznokcie, a piłkę zostaw mężczyznom.
- Mason, chyba się zagalopowałeś. – Noe wyszedł do przodu i położył dłoń na ramieniu przyjaciela, próbując go odciągnąć. Był rozczarowany jego postawą i nigdy nie sądził, że ich kapitan skieruje takie słowa w stronę kobiety po fachu. Mimo że próbował go odsunąć od Catherine, Mason stał jak głaz. Bez słów wymieniali pełne nienawiści spojrzenia, kontakt między nimi był w tamtym momencie nierozerwalny, podczas gdy telepatycznie wymieniali obelgi.
Catherine w końcu bojowo skrzyżowała ręce na piersiach i odważnie uniosła wzrok.
- Spotkałam na swojej drodze miliony ludzi, którzy mówili mi, że powinnam przestać robić to, co kocham. Ale nikt nigdy nie był tak bezczelny jak ty. Miałam o tobie bardzo złe zdanie, ale obraz, jaki mi zafundowałeś, jedynie pogorszył moją ocenę. Jesteś aroganckim, zadufanym i okropnym palantem. Współczuję twojej drużynie, że znosi cię tak długo, bo ja wymiękam po dwóch minutach. Bradley Scars w grobie się przewraca... - dodała ściszonym głosem, ale ten podwójnie dostał się do uszu Masona, który stanął jak wryty. Dziewczyna odwróciła się na pięcie i wróciła do klubu, podczas gdy Bennett stał nieruchomo, analizując to, co usłyszał. Nie dosłownie, ale Catherine uderzyła w jego czuły punkt, przypominając mu o tym, że poprzedni kapitan był lepszy od niego. Mason nienawidził tego. Mimo starań znalazł się ktoś, kto i tak go przyszpilił. I to kto? Mała brunetka z wielkimi oczami. Świat się kończy.
- Stary, przegiąłeś! – zawołał Noe gniewnie, stając przed nim. Mason jakby go nie słyszał, patrzył tylko w jeden punkt. Dopiero po kilku sekundach zszedł na ziemię i spojrzał na przyjaciela.
- Daj spokój, to tylko jakaś głupia dziewucha – fuknął i machnąwszy ręką, wrócił do klubu. Noe, kręcąc z dezaprobatą głową, wszedł za nim.
Catherine odnalazła wszystkie koleżanki przy boksie. Dziewczyny równocześnie wytrzeszczyły oczy widząc barwną bluzkę koleżanki.
- Nie pytajcie – pokręciła głową Tornes, powstrzymując dziewczyny od komentarzy. – Widzimy się jutro na treningu – rzuciła, posłała im całusa i ruszyła do wyjścia, ucinając tym samym niepotrzebne pytania. Ten wieczór chyba nie mógł skończyć się gorzej. Chciała jak najszybciej wziąć prysznic i znaleźć się w domu. Pod kołdrą. Regenerować się na kolejny dzień.
Idąc szybko chodnikiem do postoju taksówek, jak zwykle ktoś musiał zakłócić jej spokój.
- Hej! Zaczekaj!
Catherine odwróciła się niechętnie, ale przystanęła, rejestrując kolegę Masona Bennetta. Poczekała, aż podbiegnie, po czym uśmiechnęła się niechętnie.
- Ty też chcesz wytknąć mi, że mam zająć się babskimi rzeczami?
- W żadnym wypadku – pokręcił głową. – Chciałem przeprosić cię za Masona. Zachowuje się jak buc, niestety bardzo często. Chociaż zawodnik z niego dobry.
- Za czasów Bradleya Scarsa umiejętności, czyste serce i dobre zachowanie szły w parze – powiedziała chłodno. Noe jakby się zamyślił, utkwił wzrok w jednym punkcie, uśmiechnął się dopiero po chwili.
- Wiem, pamiętam – mruknął z nostalgią. Catherine otworzyła szerzej oczy. Ten natychmiast to zauważył. – Zawsze się uśmiechał, nigdy nikogo nie obraził, nigdy nie pił. Zawsze przykładny i pomocny.
- Ty... znałeś go? – spytała czując, jak wzruszenie zaciska jej żołądek.
- Oczywiście. Miałem przyjemność grać pod jego skrzydłami dwa lata – przyznał z dumą, Catherine uśmiechnęła się serdecznie na ten widok. – Jedno jego zdanie do dziś siedzi mi w głowie. Nigdy nie ignoruj przeciwnika.
- Tak, mi też zawsze to powtarzał – palnęła, zapominając ugryźć się w język. Zaklęła w głowie, zła na siebie. Nie lubiła przyznawać się, że jest siostrą Bradleya Scarsa. Ludzie często ją oceniali, twierdzili, że się chwali, choć wcale tak nie było, poza tym ich więź miała pozostać tylko i wyłącznie między nią a nim. Noe jednak przyjrzał się jej uważnie.
- Tobie? Znaliście się?
- Tak, znaliśmy – przyznała zdawkowo, ale chłopak ewidentnie nie był zadowolony z tak krótkiej odpowiedzi.
- Koledzy z branży?
- Można tak powiedzieć...
- Okej, w sumie co będziesz się obcemu spowiadać – zreflektował się, po czym zrobił krok w tył i wyciągnął do niej rękę. – Noe.
- Catherine – dziewczyna chętnie uścisnęła jego dłoń.
- Więc, Catherine, skąd się znacie?
- Bradley był moim bratem.
Ta wiadomość sprawiła, że Noe aż się wzdrygnął. Wiedział, że jego były kapitan miał siostrę ale ten nigdy nie mówił, że dziewczyna podziela miłość do sportu. Trener też nigdy nic nie pisnął. Catherine jakby czytała mu w myślach:
- Tata nie przynosi życia prywatnego do pracy. Jesteśmy odrębnymi drużynami i zajmujemy się swoim własnym okręgiem – wyjaśniła. Noe pokiwał głową ze zrozumieniem.
- Rozumiem w stu procentach. Ale też niezmiernie się cieszę, że mogę poznać siostrę legendy. Nasz zespół nigdy nie zapomni o twoim bracie. Przed każdym meczem w Chicago czcimy jego pamięć minutą ciszy – powiedział, jakby Catherine o tym nie wiedziała. Kiwnęła głową. One robiły dokładnie to samo. Za każdym razem. Mecz w mecz. Czy w Chicago, czy gdzieś indziej. Pamięć pozostaje. 

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz