Rozdział 19 - Przepraszam

167 19 0
                                    

- Otwarte! - zawołała Catherine słysząc pukanie. Jej przyjaciółka wesołym krokiem weszła do pokoju dziennego, uśmiechając się przy tym podejrzliwie.
- Co się stało, że zmieniłaś zdanie? Randka z książką okazała się zbyt nudna?
- Dokładnie - Cath uśmiechnęła się do niej lekko, nie chcąc zdradzać przyjaciółce prawdziwych powodów zmiany decyzji. Polly jednak nie wnikała. Natychmiast położyła torbę na stole i zaczęła z niej wyciągać kremy, balsamy, olejki, maseczki. Catherine liczyła, że w taki sposób jej myśli się oczyszczą a ona sama nie będzie myśleć o byłym kapitanie. Jej koleżanka miała jednak inne plany.
- Przyznaj się, kto jechał z tobą na ściągnięcie gipsu? - spytała Polly, starannie zakładając przyjaciółce maseczkę na twarz.
- Pytasz, a znasz odpowiedź - fuknęła Cath, rozkładając się wygodnie na kanapie. Blondynka zajęła miejsce na fotelu i przyjrzała się koleżance.
- Czyli Mason Bennett staje na wysokości zadania? - spytała.
- Jak widać - mruknęła Tornes, nie chcąc prowadzić rozmowy o Masonie. Polly niestety nie chciała odpuszczać.
- Opowiesz mi o nim coś więcej? - zapytała. Catherine otworzyła jedno oko i spojrzała pytająco na przyjaciółkę.
- Co niby mam ci opowiedzieć?
- Och, Boże - Polly przewróciła oczami. - Jest grzeczny? Pomaga ci tak naprawdę, czy tylko udaje? Jesteś zadowolona? Pyskuje? Bo jeśli pyskuje, to zaraz mi powiedz, sprowadzę go do parteru - zastrzegła groźnie. Pani kapitan spojrzała w sufit i złożyła dłonie na brzuchu.
- Jest bardzo miły, zajmuje mój czas, bardzo mi pomaga, stara się...
- Zajmuje twój czas? - spytała Polly, unosząc brwi ze zdziwienia.
- Ostatnio dużo czasu spędzaliśmy razem. Wiesz... ja z gipsem wiele nie mogłam zrobić - wytłumaczyła się od razu.
- Przypominam, że on sam do tego wszystkiego doprowadził.
- Co to ma znaczyć? - spytała rozdrażniona Cath, siadając gwałtownie. Obrzuciła przyjaciółkę groźnym spojrzeniem. Że Mason to sobie wyrzucał - rozumiała. Ale dlaczego osoby trzecie powtarzały jej to na każdym kroku?
- Jesteś mądrą dziewczynką, Cath. Nie daj mu się omotać. On to wszystko robi po to, żeby federacja przywróciła go do gry.
- A skąd ty możesz to wiedzieć?! - fuknęła oburzona Tornes.
- A jaki może być inny powód takiego zachowania?
- Nie wiem... Może po prostu żałuje tego, co zrobił i zwyczajnie mnie polubił?
- Kochanie - Polly spojrzała na nią z politowaniem. - Że cię polubił to jestem w stanie uwierzyć, bo jesteś świetną babką. Ale że żałuje? On? - prychnęła. - Śledzę jego karierę od samego początku. Takie typy się nie zmieniają. Dlatego bardzo dobrze ci radzę. Uważaj na niego i nie daj się omamić. Federacja go przywróci i zapomni o dziewczynie imieniem Catherine Tornes - oznajmiła Polly. Nie wiedzieć czemu Catherine bardzo zabolały te słowa. Skrzywiła się ale natychmiast odwróciła głowę, by koleżanka nie zobaczyła jej grymasu. Z jakiegoś powodu chciała wierzyć w słowa Masona.
Polly wstała i usiadła obok piłkarki, kładąc jej rękę na ramieniu.
- Nie daj się zniszczyć, Cathy. Już i tak zrobił to dostatecznie - szepnęła powodując, że jej słowa jak małe piłeczki odbijały się w umyśle Catherine.
Mimo że przyjaciółka była u niej jeszcze przez najbliższe godzin, Tornes była myślami zupełnie gdzie indziej. Nie słyszała najnowszych ploteczek czy zachwytów nad urodą piłkarzy, aktorów i piosenkarzy. Nie uczestniczyła w rozmowie. Na szczęście trajkotającej Polly wcale to nie przeszkadzało.

*

Było już późno. Niebo za oknem spowiła ciemność a Catherine ukradkiem ziewała. Polly to nie umknęło. Poinformowała, że gdy tylko wchłonie się krem, zacznie się zbierać do wyjścia. Dokładnie w tym momencie rozległo się pukanie. Polly zerknęła pytająco na przyjaciółkę.
- Spodziewasz się kogoś? - zapytała.
- Nie - Cath wzruszyła ramionami i spojrzała w stronę korytarza. - Otwarte! - zawołała. Chwilę później usłyszały, jak drzwi się otwierają. Niepewne, ciężkie kroki, które swoją drogą były bardzo nierówne. Catherine zmarszczyła brwi, a gdy zobaczyła w progu Masona, pijanego i ledwo stojącego, który opiera się o ścianę, prawie dostała zawału.
- Mason! - krzyknęła.
- Catherine... Tak strasznie cię przepraszam... - wybełkotał opierając głowę o ścianę. Dziewczyna nie myśląc wiele poderwała się do góry i ignorując ból oraz brak kul, pokuśtykała w stronę chłopaka.
- Wariatko, nie stawaj na tej nodze! - pisnęła za nią Polly, również zrywając się na równe nogi i podbiegając do nich. Catherine puściła jej komentarz mimo uszu i spojrzała na piłkarza ze strachem.
- Mason, co się stało? Co tu robisz? - pytała, przytrzymując go mimo trudności. Chłopak chwiał się na wszystkie strony, finalnie lądując na ścianie. Spojrzał na Tornes zamglonym wzrokiem, który tylko pokazywał dziewczynie, że jutrzejszy poranek będzie katastrofą. Włosy w nieładzie opadały na czoło a wyraz twarzy zdradzał zakłopotanie.
- Cathy... Wybacz mi... - jęknął bez ładu i składu.
- To właśnie miałam na myśli mówiąc, że tacy się nie zmieniają - wygłosiła dumnie Polly, teatralnym gestem wskazując zataczającego się piłkarza.
- Cicho bądź, Polly - syknęła Cath.
- Wezwę mu taksówkę - oznajmiła blondynka, wyciągając komórkę z tylnej kieszeni spodni.
- Nie - zaprotestowała Catherine, co spotkało się ze zdumionym spojrzeniem koleżanki. - Pomóż mi go zaprowadzić do sypialni.
- Ty chyba zwariowałaś! - zawołała Polly wyrzucając ręce w górę.
- Pomożesz mi czy mam to sama zrobić? - warknęła Tornes ignorując gromiący ją wzrok przyjaciółki. Mimo niechęci, Polly pomogła Masonowi znaleźć się w sypialni. W tym samym czasie Catherine wzięła swoje kule i poszła za nimi. Kiedy weszła, Polly akurat popychała Bennetta na łóżko, który upadł jak kukła. Otrzepała ostentacyjnie dłonie, po czym położyła je na biodrach i spojrzała karcąco na przyjaciółkę.
- Co ten idiota tu robi i za co cię przeprasza? - spytała.
- Skąd mam wiedzieć! Ostatnie godziny spędziłam z tobą - odpowiedziała natychmiast, trochę naginając prawdę. Podeszła do chłopaka i odgarniając mu włosy z twarzy, przyłożyła mu dłoń do czoła. Polly, ledwo hamując wybuch złości, przewróciła oczami.
- Na Boga, Catherine. On jest najebany a nie chory! - wykrzyknęła.
- Wyjdź - mruknęła Cath, nawet nie patrząc na przyjaciółkę. Ta wytrzeszczyła oczy.
- Słucham?
- Wyjdź - powtórzyła bardziej dosadnie i posłała jej zimne spojrzenie. Polly zazgrzytała zębami, bliska eksplozji. Jednak zamiast tego pogroziła palcem koleżance.
- Żebyś potem nie mówiła, że cię nie ostrzegałam - oznajmiła, po czym opuściła sypialnię, jak i mieszkanie. Gdy trzasnęły drzwi Cath odetchnęła. Odłożyła na bok kule i po raz kolejny ignorując ból ruszyła do kuchni po szklankę wody. Starała się jak najmniej stąpać chorą nogą, mimo że było to bardzo ciężkie i sprawiało, że wykrzywiała twarz w grymasie. W tamtym momencie jednak było coś ważniejszego. Mianowicie nawalony w sztok piłkarz w jej łóżku.
Usiadła obok jego leżącej osoby, kładąc szklankę z wodą na szafce przy łóżku. Westchnęła cichutko przez chwilę mu się przyglądając. Chciała poznać powody jego zachowania ale póki co te chęci musiały zejść na dalszy plan.
Wyciągnęła telefon i zadzwoniła do swojego taty.
- Cześć córeczko - przywitał się przyjaźnie.
- Cześć tato. Mógłbyś jutro zawieźć mnie na rehabilitacje?
- A Bennett?
- Ma coś ważnego do załatwienia - mruknęła, zerkając na nieprzytomnego chłopaka.
- Co on może mieć do załatwienia? - spytał z kpiną w głosie.
- Nie wiem, nie spowiada mi się - odpowiedziała, lekko rozdrażniona. - Zawieziesz mnie czy nie?
- Nie denerwuj się skarbie. Oczywiście, że cię zawiozę. Z wielką przyjemnością. O której mam być?
- O ósmej. Dziękuję.
- Nie masz za co. Śpij dobrze i zbieraj siły na jutro. Kocham cię.
- Ja ciebie również, dobranoc - odpowiedziała i zakończyła połączenie. Poczuła chwilowy ból w nodze, który był następstwem jej krótkiego spaceru. Wiedziała, że w takim stanie nie mogła chodzić bez kul. To było zdecydowanie za wcześnie ale nie dbała o to.
Potrząsnęła lekko ramieniem Bennetta, który zareagował niezrozumiałym jękiem.
- Mason... - powiedziała cichutko. - Mason otwórz oczy - poprosiła. Chłopak z trudem wykonał polecenie i utkwił niewidzące spojrzenie w dziewczynie.
- Catherine, to ty? - spytał ochrypłym głosem.
- Tak, ja. Proszę, napij się - podała mu szklankę z wodą i pomogła upić kilka łyków.
- Dziękuję - mruknął, odwracając się na bok i walcząc z chęcią pójścia spać. Bolała go głowa, po zamknięciu oczu wszystko wirowało. Ten stan utrzymywał go w przeświadczeniu, że nie powinien jeszcze zasnąć, bo w innym przypadku mógłby zwrócić wszystko, co dziś zjadł i wypił. - Przepraszam cię, Cath.
- Za co mnie przepraszasz? - przyjrzała mu się.
- Za moje ostatnie słowa. Nie chciałem krzyczeć. Nie chciałem cię zranić.
- Nie zraniłeś mnie - zaprotestowała od razu. - Jedyna osoba, którą zraniłeś, to ty sam.
- Tak, i wyżyłem się na tobie. Przepraszam. Bardzo przepraszam - bełkotał. Catherine pogładziła go po włosach i uśmiechnęła się delikatnie.
- Nie gniewam się na ciebie - odpowiedziała. Gdy to usłyszał, podniósł wzrok i spojrzał na nią.
- Mówiłem ci już, że masz piękne oczy? - spytał, starając się zapanować nad plączącym się językiem. Catherine poczerwieniała, na szczęście panujący półmrok nie zdradził tego.
- Nie mówiłeś.
- Więc, Catherine, masz przepiękne oczy.
- Dziękuję. A teraz prześpij się, dobrze? - zaproponowała, bo kontynuacja tej rozmowy, mimo że ciekawej, nie miała najmniejszego sensu.
- Tak, tak... - wymamrotał, zamykając już i tak na wpół przymknięte oczy. Tornes jeszcze długo siedziała obok i obserwowała jego niespokojny sen. Dopiero po jakiejś godzinie zaczął miarowo oddychać, wtedy też dziewczyna trochę się uspokoiła. Przykryła go kołdrą i położyła się po drugiej stronie starając się zachować między nimi duży dystans.
Sen nie nadchodził. Patrzyła na niego przez cały czas nie mogąc zrozumieć jego zachowania. Choć podświadomie powód jego stanu był dla niej jasny. Nie potrafił poradzić sobie z zaistniałą sytuacją dlatego uciekł w alkohol. Tylko on w żadnym wypadku nie był rozwiązaniem. Catherine nieświadomie uśmiechnęła się dochodząc do wniosku, że po tym wszystkim i tak przyszedł do niej. Z tą myślą w końcu zamknęła oczy.

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz