Catherine doprowadziła włosy do porządku. Z uśmiechem obserwowała się w lustrze. Odświeżona i czysta czuła się o wiele lepiej. I pomyśleć, że była temu wszystkiemu przeciwna. Przyszedł jakiś bubek i dosłownie wsadził ją do wanny. To był dobry ruch.
Dziewczyna zrobiła lekki makijaż, dzięki czemu poczuła się jeszcze lepiej. Później przetransportowała się do sypialni, gdzie założyła świeżą bieliznę, czystą bluzkę. Wyciągnęła z szafki luźne szorty, przez które mógłby wcisnąć się gips. Z lekkim trudem udało jej się ubrać. Po tym wszystkim odnalazła Masona w salonie, który uśmiechnął się na jej widok mimowolnie. Wyglądała ślicznie. To był widok o wiele lepszy, niż ten sprzed godziny.
Catherine poczuła się dziwnie, kiedy Bennett tak się jej przyglądał. Lekko speszona splotła palce na kolanach.
- Więc po co miałam się tak szykować? – spytała, ściągając chłopaka na ziemię. Wziął telefon, leżący na stoliku i podał jej.
- Zapraszam – nonszalancko machnął ręką w stronę wyjścia. Oboje ruszyli do drzwi i, po założeniu butów, Mason chwycił worek ze śmieciami i przerzuciwszy go sobie przez ramię, opuścili mieszkanie.
- Powiesz mi, gdzie idziemy? – spytała, gdy winda zjeżdżała w dół.
- A czy ta informacja coś zmieni? – odpowiedział pytaniem na pytanie, zerkając na nią.
- Jak odpowiesz to wtedy ci powiem.
- Przebiegła – pokręcił głową, uśmiechając się przy tym lekko. Żadne z nich nie powiedziało nic więcej. Opuścili windę, później budynek. Mason wyrzucił śmieci, po czym skierowali się do samochodu. Catherine bez protestów pozwoliła się wsadzić do auta. Bennett już z większą wprawą złożył wózek i schował go do bagażnika. Później zajął miejsce obok swojej pasażerki i włączył się do ruchu.
Jechali w milczeniu. Cath obserwowała jego skupienie za kierownicą. Przygryzła mocno wargę, żeby nie zauważył jej uśmiechu, ale był zbyt wpatrzony w drogę, by móc to zauważyć.
Po kilkunastu minutach jazdy, Catherine spięła się gdy wjechali na parking cmentarza. Dziewczyna pytająco spojrzała na kierowcę, który zgasił samochód.
- Cmentarz? – spytała.
- Kiedy ostatni raz byłaś u brata? – zapytał, przenosząc na nią wzrok. Cath wstrzymała powietrze, zaskoczona zachowaniem Masona. Długo nie odpowiadała. Jakby sama chciała sobie odpowiedzieć na pytanie, dlaczego ją tu zabrał?
- Jakieś... trzy tygodnie temu? – odpowiedziała cichutko, zadając pytanie samej sobie.
- Więc naprawmy to – szepnął, opuszczając samochód. Catherine przyspieszyło bicie serca. Nie wiedziała jakim cudem Bennett wpadł na to, że chciałaby odwiedzić brata. Dlaczego to zrobił? Z powodu zdjęcia, które zobaczył? Z powodu tęsknoty, która wręcz od niej biła?
Prawdą było, że Masonowi prosto było oceniać i krytykować, nie znając choćby cząstki Catherine. Kiedy, chcąc nie chcąc, trochę się o niej dowiedział, opadła niechęć i pycha, którymi zwykle się szczycił.
Podczas gdy ona zadawała sobie nieme pytania, Mason zdążył wyciągnąć wózek. Otworzywszy drzwi pasażera, pomógł Cath usiąść na jej środku transportu. Po drodze kupili jeszcze znicz i świeże kwiaty.
- Skąd wiesz, gdzie leży mój brat? – spytała, gdy piłkarz bezbłędnie pchał jej wózek między alejkami.
- Bradley to legenda sportu. Myślisz, że tylko ja wiem, gdzie spoczywa? – odpowiedział pytaniem na pytanie. Nie oczekiwał odpowiedzi, która i tak nie padła, ponieważ Catherine zacisnęła usta w wąską kreskę, powstrzymując łzy, które nieproszone nagle się pojawiły.
Gdy znaleźli się pod konkretnym grobem, Catherine jak zwykle pogładziła nagrobek i uśmiechnęła się do umieszczonego na nim zdjęcia.
- Cześć braciszku – szepnęła, kładąc znicz wśród wielu innych. Mason podał jej zapalniczkę i cofnął się o krok, nie chcąc przeszkadzać dziewczynie. – Zobacz, kto ze mną przyszedł – uśmiechnęła się, zapalając znicza. – Twój zastępca. Ale nie martw się, nie jest tak dobry jak ty. To zapatrzony w siebie egocentryk, który dba tylko o swój interes. Na boisku jest dokładnie taki sam – powiedziała, po czym spojrzała na towarzysza z przebiegłym uśmiechem. Mason skrzyżował ręce na piersiach i, mimo wielu obelg, nie mógł się nie uśmiechnąć.
- Lepiej ci? – spytał.
- Mówię bratu wszystko – zrobiła minę niewiniątka i wzruszyła ramionami. Bennett usiadł na drewnianej ławeczce, podczas gdy Catherine wkładała świeże kwiaty do wazonu.
- Tęsknisz za nim? – spytał, przecinając długą ciszę. Spojrzał na dziewczynę, na której twarzy malował się spokój zmieszany ze strapieniem. Przymknęła oczy i pokiwała twierdząco głową. Znów padło kilkanaście sekund ciszy, które tym razem przerwała ona:
- Nadal trzymam się wszystkiego, co umarło i odeszło. Nie chcę się żegnać, bo to znaczy na zawsze. Teraz jesteś w gwiazdach, a sześć stóp nigdy nie było tak daleko. Oto jestem, sama między niebem a żarem. Tak bardzo boli z miliona różnych powodów. Zabrałeś to, co najlepsze z mojego serca; a resztę zostawiłeś w kawałkach – powiedziała, pod koniec łamiącym głosem i spuściła głowę, zatrzymując kolejną falę łez, które próbowały się wydostać. Bennett kiwnął głową.
- „In the stars". Piękna piosenka – stwierdził.
- Leciała na jego pogrzebie – przyznała, drżącym głosem. – Idealnie oddawała wtedy mój stan.
- A teraz? – spytał nieśmiało, obserwując ją bardzo uważnie. Kilka sekund milczenia, które Catherine przeznaczyła na zastanowienie się nad tym pytaniem.
- Nadal go oddaje, ale już się z tym pogodziłam. Choć nigdy nie pozbędę się przeświadczenia, że to nie był jego czas – ponownie spuściła głowę, tym razem przegrywając walkę ze łzami. – Miał tylko dwadzieścia dziewięć lat, całe życie przed sobą. Jego śmierć była okrutną niesprawiedliwością, której nigdy w życiu nie zrozumiem – wyznała cicho, wycierając pospiesznie mokre policzki. – Uwielbiał lody czekoladowe, szybkie samochody i piłkę, wiadomo. Nigdy nikogo nie oceniał, zawsze się uśmiechał, zawsze pomocny i zaangażowany.
- Wiele czasu spędzaliście razem? – spytał, doskonale wiedząc, że jej umiejętności pochodzą właśnie od Bradleya.
- Brad mnie wychował – powiedziała, wpatrzona w nagrobek. – Jego mama umarła przy porodzie. Mój tata ożenił się ponownie, ale moja matka zmarła na raka gdy miałam trzy lata. Bradley był przy mnie zawsze. To dzięki niemu jestem taka. I dzięki niemu jestem w miejscu, w którym jestem. Rozwiązywał każdy mój problem, naprawiał każdy błąd, poprawiał każde samopoczucie. Był bratnią duszą – wyznała, podczas gdy jej towarzysz patrzył na nią zaintrygowany. Nie wiedział o takich szczegółach, w sumie nikt nie wiedział. A on czuł się wyjątkowo, kiedy Catherine się przed nim otworzyła i zdradziła cząstkę swojego życia, cząstkę uczuć, które w niej siedziały. Poczuł się jej bliższy, tym samym chcąc wiedzieć jeszcze więcej, ale nie był pewny, czy mógł pytać. Mimo to ciekawość wygrała.
- A... jak to się stało, że on... - urwał, nie wiedząc jak sformułować pytanie, by nie zabolało.
- Jak zginął? – dokończyła za niego. – Pamiętam, jakby to było dziś... - mruknęła, zamykając oczy.
CZYTASZ
Poza boiskiem
ChickLitCatherine jest odnoszącą sukcesy piłkarką. Talent odziedziczyła po bracie, który zginął w wypadku. Dziewczyna ciężko znosi stratę ale stara się trzymać i skupić na zbliżających się igrzyskach. Krótko przed zawodami poznaje kapitana jednej z najlepsz...