Rozdział 32 - Wybieram ciebie

184 20 1
                                    

Deszcz nie przestawał padać, gdy szli za rękę w kierunku domu rodziców Masona. Zerkali na siebie co chwilę, by się uśmiechnąć, ale nie mówiąc przy tym kompletnie nic. Żadne słowa nie były wtedy potrzebne. Cieszyli się, że mają siebie nawzajem i że w końcu się odnaleźli.
Kiedy doszli w końcu do celu, Mason otworzył przed nią drzwi. Podczas ściągania przemoczonych butów i ciuchów, w przedsionku odnalazła ich Ronnie. Na jej twarzy pojawiła się nieskrywana radość, gdy zobaczyła ich razem. Mimo to położyła dłonie na biodrach i spojrzała na nich karcąco.
- Wyglądacie jak dwie, zmokłe kury.
- No właśnie, mamo, znalazłoby się dla Catherine coś suchego? – spytał Mason, zabierając kurtkę od dziewczyny.
- Oczywiście, jak najbardziej – potaknęła skwapliwie.
- Pani Bennett, bo zapomnę - powiedziała nagle Catherine, zwracając się do matki Masona. - Dziękuję za dżem. Był obłędny - przyznała z zachwytem. Mason, zaskoczony i nie łączący faktów, spojrzał na nią marszcząc brwi. Pani Bennett za to zaśmiała się jak nastolatka i machnęła ręką.
- Cieszę się, że ci smakował. Z radością dam ci jeszcze jeden.
- Nie pogardzę.
- Więc załatwione. A teraz chodź, zaprowadzę cię do łazienki i znajdę coś na przebranie – skinęła głową i, wciąż trzymając jej dłoń, pociągnęła ją za sobą. Catherine spojrzała przez ramię na Masona, który posłał jej uspokajający uśmiech.
- Ja w tym czasie też się ogarnę – powiedział. Tornes ruszyła za matką Masona wprost do łazienki, gdzie pani Bennett podała jej suchy ręcznik.
- Proszę, osusz się, a ja zaraz przyniosę jakieś ciuchy – oznajmiła, po czym opuściła łazienkę. Catherine spojrzawszy na siebie w lustrze, wzięła głośny wdech. Rozmazany makijaż, mokre włosy i ciuchy sprawiały, że wyglądała naprawdę niewyjściowo. Wycierając ręcznikiem włosy westchnęła cichutko. Ktoś zapukał, drzwi się otworzyły. Do łazienki wróciła Ronnie.
- Proszę – powiedziała, podając suche ubrania. – Powinnaś mieć to dobre.
- Dziękuję, pani Bennett – z wdzięcznością odebrała od kobiety ciuchy, po czym spojrzała na nią ze wstydem. – Przepraszam, że poznałyśmy się w takich okolicznościach.
- O czym ty mówisz, dziecko? – otworzyła szerzej oczy, uśmiechając się promiennie. – Okoliczności nie są ważne. Jestem przeszczęśliwa, że mogę cię poznać i że tu jesteś. Naprawdę – zapewniła takim głosem, że Cathy jej uwierzyła. Uśmiechnęła się do niej.
- Ja też się cieszę.
- Dziękuję ci, Catherine – powiedziała nagle.
- Za co?
- Za to, że mój Mason stał się osobą, którą był kiedyś. Nie masz pojęcia, jak jestem ci wdzięczna – oznajmiła, po czym nie zwracając uwagi na przemoczoną Catherine, mocno ją przytuliła. Dziewczyna nie wiedziała, jak ma zareagować na te słowa. Wzruszenie nie pozwalało mówić, więc w odpowiedzi przytuliła matkę Masona. – Dobrze, już ci nie przeszkadzam. Mokre ciuchy możesz powiesić tutaj, na kaloryferze – wskazała. – Powinny szybko wyschnąć. Ja póki co zrobię wam coś ciepłego do picia, pewnie zmarzliście – wywnioskowała i opuściła łazienkę. Catherine ogarnęła się, wywiesiła mokre ciuchy i ubrała się w to, co przyniosła jej Ronnie.
Później, z dozą niepewności, opuściła łazienkę. Wytężyła słuch, zastanawiając się w którym kierunku ma iść. Na szczęście w korytarzu odnalazł ją Mason, uśmiechnęła się na jego widok. Wciąż mokre włosy opadały na czoło a od niego samego czuć było zapach świeżego prania i deszczu.
- Wszystko dobrze? – zapytał, lustrując ją spojrzeniem.
- Jak najbardziej.
- Więc chodź – chwycił jej dłoń i pociągnął w stronę kuchni, w której jego mama zalewała akurat herbatę w dwóch, wielkich kubkach. Uśmiechnęła się szeroko na ich widok.
- Chodźcie, siadajcie – wskazała krzesła przy stole. – Catherine, jesteś głodna?
- Nie, dziękuję – odpowiedziała, siadając. Próbowała zwalczyć w sobie poczucie wstydu, na szczęście mama Masona była tak cudowną osobą, że Cath szybko poczuła się komfortowo.
- Na pewno? Mogę zrobić ci jakąś kanapkę – zaproponowała, podsuwając jej kubek z herbatą, do której uprzednio wrzuciła plaster cytryny.
- Mamo – karcący głos Masona sprawił, że matka uniosła dłonie w geście kapitulacji.
- Dziękuję za troskę, pani Bennett – Catherine uśmiechnęła się promiennie do kobiety. – Herbata wystarczy.
- Dobrze. W takim razie zostawię was, muszę jechać po zakupy – powiedziała nagle, sięgając po torebkę, która leżała na blacie.
- O której wraca ojciec? – zapytał Mason.
- Za godzinę – oznajmiła, po czym puściła synowi oko. Doskonale wiedziała, że Mason chciał porozmawiać na osobności ze swoim gościem. Mogła równie dobrze udać się do innego pomieszczenia, by mogli przedyskutować w spokoju nieścisłości między nimi, ale dla ich komfortu postanowiła na jakiś czas zniknąć. Mason uśmiechnął się do niej z wdzięcznością.
- W porządku – skinął głową. Ronnie wzięła kluczyki z samochodu, pomachała młodym i opuściła dom. Zapadła chwila ciszy, w której Catherine słyszała bicie własnego serca. Zerknęła na Bennetta. A może to było jego serce?
Chłopak zajął miejsce tuż przy niej i odnalazł jej dłoń.
- A teraz wszystko po kolei – poprosił, biorąc głęboki wdech. – Skąd dowiedziałaś się o mojej rozmowie z Polly?
- A nie weźmiesz mnie za idiotkę?
- Spróbuję – uśmiechnął się półgębkiem. Catherine wahała się przez chwilę.
- Brat mi powiedział – odpowiedziała, co spotkało się z autentycznym zdziwieniem i chwilą ciszy.
- Twój zmarły brat Bradley? – zapytał zaskoczony.
- Widzisz... - mruknęła, spuszczając wzrok. – Wracałam z rehabilitacji pieszo. Odsłuchiwałam właśnie twoją wiadomość głosową i z rozkojarzenia weszłam pod koła jadącego samochodu – wyznała, krzywiąc się. Nieśmiało podniosła wzrok i spostrzegła, jak Mason zaciskał szczęki. Przetarł wolną dłonią twarz i westchnął. Tym razem głośno i ciężko.
- Czyli nie odpowiadałaś dlatego, że potrącił cię samochód? – spytał, zszokowany.
- Dokładnie tak – odparła. Mason był wstrząśnięty. Patrzył na nią i nie wiedział, czy ma się zdenerwować od razu czy za chwilę. Pokręcił przecząco głową.
- Do tego jeszcze wrócimy – oznajmił srogo. – Ale nadal nie wiem, co ma do tego twój brat.
- Straciłam przytomność, serce przestało bić. Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam jego. Powiedział mi, że umarłam. Chwilę rozmawialiśmy i on wszystko mi opowiedział i uświadomił, że mój dotychczasowy stan był spowodowany tym, że jestem zakochana i pozwoliłam ci odejść. Wiem, brzmi chaotycznie i  nieprawdopodobnie – dodała, widząc jego niedowierzające spojrzenie. – Może mi się przyśniło, a może tylko wydawało, ale wniosek jest jeden. Zrozumiałam, że Polly skutecznie utrudniała nam wspólną, szczerą rozmowę. Byłam przekonana, że twój wyjazd jest jednoznaczny z tym, że nic do mnie nie czujesz.
- Nieprawda, Cathy – ścisnął jej dłoń. – Czuję. Czuję i to tak kurewnie, że nie wiem jak sobie z tym poradzić. Stałaś się dobrą częścią mojego życia. Dzięki tobie stałem się lepszy i zrozumiałem, że jesteś powodem, dla którego chce mi się żyć. Dopóki Polly nie uświadomiła mi, że jestem tylko chwilą i że moje zadanie dobiega końca.
- Wiesz, że to nieprawda?
- Teraz już wiem – uniósł wolną dłoń i pogładził ją po policzku, ona uśmiechnęła się do niego. – Powiedz, jak mogłaś być tak nieuważna, żeby wpaść pod samochód? – jego głos zmienił się na surowy, Catherine uciekła wzrokiem.
- Nie wiem, tak wyszło – wzruszyła ramionami.
- Tak wyszło? Mogło stać się coś poważnego. Mogłaś zginąć!
- Ale się nie stało. Jestem tutaj, cała i zdrowia, po komplecie wielogodzinnych badań i prześwietleń – powiedziała, na co Mason odetchnął z ulgą.
- Tyle dobrze – mruknął i ucałował jej czoło.
- Teraz ty mi powiedz, jak mogłeś wyjechać, nie konfrontując ze mną tego, czego się dowiedziałeś? – spytała, uprzednio spojrzawszy mu w oczy.
- Nie chciałem wyjść na narzucającego się debila, który wyznaje uczucia komuś, kto ich nie odwzajemnia. Uwierzyłem twojej przyjaciółce – przyznał niechętnie.
- Powinieneś był mi o tym powiedzieć.
- Wiele rzeczy powinienem. A z jedną z nich nie będę czekał – oznajmił. Catherine chciała zapytać, o co chodziło, ale Mason zbliżył się i pocałował ją. Po raz kolejny w jej sercu roztoczyło się ujmujące ciepło, które było przypisane tylko do tego pocałunku. Stadko motyli wzbiło się do lotu i zaczęło szaleć w brzuchu Catherine. Mason przyciągnął ją do siebie, więc dziewczyna wstała i, nie przerywając pocałunku, usiadła mu na kolanach.
- Nawet sobie nie wyobrażasz, jak długo na to czekałem – szepnął tuż przy jej ustach. Catherine uśmiechnęła się, splatając palce na jego karku.
- Jeszcze nie skończyliśmy rozmawiać – oznajmiła zadziornie, odsuwając się tak, by spojrzeć mu w oczy. Mason, niezadowolony, uniósł brew.
- O czym jeszcze chcesz rozmawiać?
- Jak czujesz się ze zniesieniem kary przez federację? – spytała, uśmiechając się.
- Aktualnie jestem o wiele bardziej szczęśliwy z powodu faktu, że mam cię przy sobie, niż że mogę wrócić legalnie na boisko – wyznał szczerze.
- To komplement?
- To prawda – mrugnął do niej. Cathy zaśmiała się, po czym przytuliła się do niego. - Ale jeśli mam być z tobą szczery, to w tej sprawie zaszły pewne zmiany – powiedział nagle. Catherine odsunęła się od niego, wyprostowała plecy i spojrzała mu w oczy z dozą niepewności.
- Co to znaczy? – zapytała. Mason skrzywił się nieznacznie.
- Gdy Degins mi o tym powiedział byłem przeszczęśliwy. O niczym tak nie marzyłem jak o tym, by wrócić do gry. Z resztą, słyszałaś moją głosówkę, byłem wniebowzięty.
- Ale?
- Ale później w samotności wszystko sobie przeanalizowałem i... chyba nie chcę wracać na murawę – wyznał. Catherine nerwowo zamrugała, przekonana o tym, że się przesłyszała. Dała mu parę sekund na ewentualny śmiech i rzucenie krótkiego „nabrałaś się", ale to nie padło. Zamiast tego na twarzy Masona malowała się trwoga a zaciągnięte brwi świadczyły o intensywnym myśleniu.
- Co znaczy, że nie chcesz wracać do piłki? – szepnęła niedowierzająco.
- Nie pamiętasz, kim wcześniej byłem? Co zrobił ze mną ten sport?
- Teraz będzie inaczej.
- Może, ale nie chcę się o tym przekonywać – pokręcił głową, spuszczając wzrok. Catherine wzięła głęboki wdech. To była bardzo diametralna zmiana, której ona sama nie potrafiła sobie wyobrazić. Jakim cudem tak bardzo poprzestawiało mu się w głowie? Aż tak nienawidził dawnego siebie?
- Mason, ale co innego zamierzasz? – spytała z rezygnacją w głosie. Wtedy chłopak uniósł wzrok i spojrzał na nią. Tornes natychmiast dojrzała jednorazowy błysk w jego oczach.
- Gdy byłem tu wcześniej grałem z Mike'em w piłkę. Pokazywałem mu najprostsze zagrania, obserwowałem, jak cieszy go nauka, jak jest radosny – wspomniał, uśmiechając się. – I pomyślałem, że nie byłoby źle uczyć takie dzieciaki. Wtedy to była tylko wolna myśl, która przyszła mi do głowy. Ale teraz... myślę o tym non stop.
- Chcesz założyć szkółkę dla dzieciaków? – spytała, chcąc mieć jego plany czarno na białym. Spojrzał jej w oczy nieśmiało. Bał się, że go wyśmieje. Przecież tak kochał grać, oboje o tym wiedzieli. I nagle zmienia stanowisko o sto osiemdziesiąt stopni?
- Jest taki plan... - mruknął niepewnie. Kilka sekund ciszy, podczas których Catherine obserwowała go uważnie.
- To świetny pomysł! – wykrzyknęła nagle, zaskakując go. Przyjrzał się jej szerokiemu uśmiechowi i sam nie mógł go nie odwzajemnić.
- Naprawdę tak myślisz?
- Pewnie. Jeśli nie czujesz się na siłach by wrócić na boisko, nikt ci nie każe. Ja też nie zamierzam. Masz być szczęśliwy. Nawet jakbyś chciał sprzedawać kebaby w centrum – oznajmiła, na co on wybuchnął śmiechem.
- Myślisz, że bym się nadawał?
-Najważniejsze, żebyś robił to, czego naprawdę pragniesz – odpowiedziała,uśmiechając się promiennie. To było wszystko, co chciał usłyszeć. Przyciągnąłją na powrót do siebie i przytulił mocno. Trwali w uścisku dłuższą chwilę, jakby chcąc się tym nacieszyć na zapas. Bo przecież poważniejsze deklaracje nie padły, a w końcu musiały.
Catherine, siedząc wciąż na kolanach chłopaka, wypiła ciepłą herbatę opowiadając mu o rehabilitacjach, kłótni z Polly i ojcem, o swoich przemyśleniach na ten temat. Mason przez cały czas uważnie jej słuchał. Obserwował, jak w poszczególnych momentach się złości, frustruje lub cieszy. Gama emocji towarzysząca Tornes podczas tej opowieści była nie do opisania. Gdy Catherine skończyła opowiadać, pałeczkę przejął Bennett. Podzielił się z nią swoimi myślami, opowiedział jak wyglądały jego dni. Zdradził, że sprzedał swoje mieszkanie w Chicago i rozglądał się za czymś w Milwaukee. Catherine posmutniała na te rewelacje. Ukradkiem zerknęła za zegar ścienny w kuchni.
- Wiesz, że muszę wracać do Chicago? – spytała, zerkając na niego. W jego oczach dojrzała smutek, choć starał się to ukryć.
- Zostań – poprosił.
- Kto jak kto, ale ty wiesz, że rano mam rehabilitacje – przypomniała.
- Nic się nie stanie, jeśli jeden dzień cię nie będzie – powiedział, po czym schował twarz w jej włosach i pocałował jej szyję. Catherine przymknęła na sekundę oczy, powstrzymując nagły dreszcz.
- Ominęły mnie już dzisiejsze rehabilitacje, muszę je nadrobić.
- Zdajesz sobie sprawę, że Kyle cię udusi, gdy się o tym wszystkim dowie? I o tym, że dzisiejszy dzień spędziłaś na bieganiu po Milwaukee? – uniósł brew, na co Catherine zmrużyła oczy.
- Kyle się nie dowie – powiedziała z naciskiem. – Prawda?
- Ja mu nie powiem. Ale ty powinnaś. Dobrze, żeby wiedział o czymś takim.
- Fakt – mruknęła, po czym utkwiła wzrok w pustym kubku po herbacie. – Nie wrócisz ze mną do Chicago? – ni to spytała, ni to stwierdziła. Jego milczenie było smutną odpowiedzią. Odezwał się dopiero, gdy na niego spojrzała.
- Nie mam gdzie wracać – powiedział, powołując się na opowieść o sprzedanym mieszkaniu.
- Do mnie, Mason. Zamieszkaj u mnie – odparła od razu. Bennett chwilę się jej przyglądał, jakby doszukując się żartu. Ale ona była śmiertelnie poważna, odważnie patrzyła mu w oczy.
- Przemyślałaś to? – zapytał niepewnie. – Co na to twój tata?
- Nie obchodzi mnie to. Nie będę odmawiała sobie szczęścia tylko dlatego, że komuś to się nie podoba. Najgorsza walka, którą przyjdzie ci stoczyć to ta pomiędzy tym, co czujesz, a tym, co myślisz – zacytowała kolejne słowa brata, uśmiechając się przy tym delikatnie. – Ja wybrałam to pierwsze, a ty?
- Ja wybieram ciebie. I nic tego nie zmieni. 

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz