Rozdział 8 - Faul

172 19 0
                                    

Minęło kilkanaście dni od ostatniej rozmowy na parkingu. Od tamtego momentu Catherine nie trafiła na chłopaków. Nie miała w sumie gdzie. Skupiona na grze, treningach i odpoczynku nie miała czasu nawet skupić się na rozmowie tatą a nawet Polly. To był czas nastawiony na ciężką pracę i stuprocentowe skupienie.
Mecze, jeden za drugim, ku radości dziewczyn, kończyły się sukcesem. Poprzeczka wciąż się podnosiła a radość była coraz większa. Po takim czasie drugi raz poniosły klęskę, ale to nie zniszczyło ich ducha walki. Pozostała tylko jedna porażka i dziewczyny wypadłyby z igrzysk. Musiały więc dać z siebie wszystko. Catherine za każdym razem powtarzała koleżankom, że już i tak zaszły bardzo daleko. Żadna kobieca drużyna nie dotarła do momentu, w którym one się znalazły. Były zwycięzcami. Zrobiły bardzo wiele. Wspólnie.

~*~

Catherine siedziała w swoim mieszkaniu na kanapie obserwując przez okno pustą ulicę, którą spowiła już noc.
- Ciągle myślisz o tym piłkarzyku? – Zza jej pleców wyłoniła się Polly. Podeszła i podała przyjaciółce szklankę z wodą, a sama zajęła miejsce naprzeciwko z drinkiem w ręku. Tornes spojrzała na koleżankę pytająco.
- O kim?
- O Masonie – powiedziała, upijając łyk i nie odrywając wzroku od siedzącej naprzeciw dziewczyny. Catherine znów powoli przeniosła spojrzenie za okno, ponownie zawiesiła się na chwilę. Czy to aż tak było widać? – Od waszej rozmowy na parkingu dość często o nim myślisz – powiedziała, uśmiechając się przebiegle.
- Bo jest mi go szkoda – przyznała, patrząc znów na nią.
- Myślisz o nim, bo ci go szkoda? – Polly prychnęła. – Podoba ci się po prostu.
- Polly, on poza piłką nie ma nic – rzuciła, ignorując jej spostrzeżenia.
- Skąd to niby wiesz?
- Odniosłam takie wrażenie. Porażka nim wstrząsnęła, nie mógł się z tym pogodzić. Kto normalny tak reaguje?
- Dobrze wiesz jakiego pokroju jest Mason – oznajmiła Polly, odkładając drinka na stół i pochylając się w stronę przyjaciółki. – Zawodnik, na którego stawiają dosłownie wszyscy. Albo zwycięstwo albo nic.
- No właśnie – ożywiła się Cathy. – Przecież nie można wygrywać non stop. Przegrywać też trzeba umieć, to swoją drogą nic trudnego. Umiejętność przełknięcia porażki i wyciągnięcia z tego nauk. Uczymy się przecież całe życie. – Catherine westchnęła głośno, gdy jej myśli po raz kolejny uciekły do kapitana drużyny Vivy. Sam dźwigał brzemię, które ktoś mu zarzucił i nigdy się nie skarżył, że jest mu ciężko. Próbował sam nieść to, na co się powołał. Brat Catherine naprawdę zostawił po sobie wysoki poziom... ale czy nie za wysoki dla Masona Bennetta?

~*~

Noe nie zdradził nikomu przebiegu rozmowy na parkingu, zgodnie z prośbą jego przyjaciela. Mason nie przyznał się przed nim, ale słowa dziewczyny mocno zagnieździły się w jego umyśle. Nie wiedział, czy bardziej przyznawał jej rację, czy był wściekły, że tak prosto to z niego wyczytała. Dochodząca do tego wszystkiego porażka, która nadal bolała, powodowała wybuchową mieszankę, która skłaniała Bennetta do nieczystych myśli.
Przed jednym z meczy odnalazł swojego trenera i starając się wyglądać na profesjonalnego, stanął przed nim prosto.
- Trenerze, czy w tych zawodach można wnioskować o grę rewanżową? – spytał. Christopher zmarszczył czoło, przeglądając coś w swoim notesie.
- Oczywiście, pod warunkiem, że na meczu doszło do uchybienia, które nie zostało zauważone w trakcie meczu, dlaczego pytasz?
- Chcę rewanżu z Fire Chicago – wygłosił. Selekcjoner oderwał wzrok od notatek i przeniósł na podopiecznego tak zdumiony wzrok, że ten zwątpił na jedną sekundę w sens swoich słów. Tornes odwrócił się do niego całym ciałem.
- Niech zgadnę. Chcesz rewanżu z drużyną mojej córki ponieważ koncertowo skopały wam tyłki? To nie jest uchybienie, federacja nie uzna tego rewanżu – oznajmił twardo, obserwując go z uwagą. Mason zacisnął zęby, ale skinął głową ze zrozumieniem. Chociaż próbował. Jeśli nie dało się w tę stronę, musiał wymyślić coś innego. Odwrócił się i ruszył w stronę szatni.
- Aż tak cię to boli, Mason? – zawołał za nim trener, ale Bennett nie zareagował, nawet nie zwolnił zastanawiając się jak ma ugryźć tę sytuację. Plan w jego głowie powoli kiełkował, okazał się jednak nieoficjalny, co oznaczało, że wcielenie go w życie nie będzie należało do legalnych. Kapitan musiał się tylko zastanowić, czy warto było posuwać się do czegoś tak okropnego, żeby uśpić własne poczucie winy i urażoną dumę.

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz