Rozdział 25 - Cudotwórczyni

132 13 1
                                    

Pożegnanie z dawno nie widzianą rodziną wiele emocji go kosztowało. Szczególnie z małym Mike'em, który okazał się cudownym chłopcem.
- Spodziewaj się nas z wizytą za jakiś czas - zaznaczyła Lauren, gdy po obiedzie żegnali się z piłkarzem w korytarzu. Chłopak uśmiechnął się do niej promiennie.
- Będzie mi bardzo miło was gościć - powiedział. Wtedy dziewczyna wyciągnęła do niego ręce a on przytulił ją mocno. Ian spojrzał na niego znad jej ramienia.
- Może jeszcze zdążymy przed twoim przyjazdem - zauważył.
- To się okaże. A jeśli nie, niedługo i tak będziemy widywać się częściej - Mason uśmiechnął się do najstarszego brata, który objął go na pożegnanie. Następny w kolejce do pożegnań był Mike, który podskakiwał, by wujek wziął go na ręce. Gdy chłopak to zrobił, bratanek zaczął mu trajkotać, co będą robić ciekawego, kiedy on wraz z rodzicami przyjedzie w odwiedziny. W końcu Lauren wzięła go do salonu, by Mason mógł w spokoju pożegnać się z resztą rodziny.
Joe podszedł do brata, wyciągając rękę ze szczerym uśmiechem.
- Odzywaj się czasem, daj znać, że żyjesz - poprosił.
- Będę, obiecuję. - Piłkarz pokiwał głową i po podaniu bratu ręki, uścisnął go mocno. Matka oczywiście w kuchni pakowała mu jeszcze obiad, więc w korytarzu pozostał tylko ojciec. Wciąż nieufny i dumny, ale już z mniejszym mordem w oczach. Mason stanął przed nim i bezradnie rozłożył ramiona, robiąc zrezygnowaną minę.
- Powtórzę się. Z twoją zgodą czy bez, udowodnię ci, że...
- Dopóki nie znajdziesz mieszkania, możesz zatrzymać się tutaj - wtrącił mu, próbując powiedzieć to po cichu. Jednak pozostali synowie, stojący z tyłu, uśmiechnęli się na te słowa. Mason wtedy pierwszy raz od przyjazdu poczuł przełom. Przełom tak wielki, że zaczął wierzyć w to, że wszystko w końcu się ułoży. Ojciec uśmiechnął się leciutko, niepewnie wyciągając do niego ręce. Syn się nie zastanawiał, natychmiast wziął ojca w ramiona.
- Dziękuję - szepnął mu na do widzenia, machnął jeszcze ręką, ogarniając wzrokiem całą rodzinę. Wtedy pojawiła się matka ze słoikami w siatce, zarzucając na siebie sweter. Wyszła razem z synem na dwór i poprosiła, by otworzył auto.
- Mamo, nie musiałaś - powiedział, gdy kładła mu siatkę na siedzeniu z tyłu. Kobieta zamknęła drzwi i uśmiechnęła się do syna.
- Ale chciałam.
- Dzięki za wszystko, mamo - powiedział, patrząc w jej radosne oczy. Pani Bennett uniosła dłoń i pogładziła syna po policzku.
- Ta dziewczyna musi być naprawdę fascynująca, skoro wydobyła mojego dawnego Masonka - powiedziała, powstrzymując łzy. Chłopak zdławił w sobie chęć przewrócenia oczami. Zamiast tego zabrał dłoń matki z twarzy i ucałował jej wierzch.
- Musiałem zdarzyć się ze ścianą, żeby to zrozumieć. Stracić wszystko i zostać z niczym. I patrzeć na Catherine, która mimo wielu porażek się nie poddawała, nadal zostając przy tym sobą.
- To wartościowa osoba, synku. Nie rezygnuj z tej znajomości. Widzę, jak ci się oczy świecą, gdy o niej mówisz - dodała, bo chłopak już chciał protestować.
- Zbyt wartościowa osoba dla mnie, mamo - wyjaśnił, próbując brzmieć spokojnie, ale tak naprawdę go to wkurzało. Że tak uważał, że tak mówił, że tak było. - Życia nie zmienię, czasu nie cofnę - mruknął. Ronnie uśmiechnęła się do niego pocieszająco.
- Kochanie, życia nie da się zacząć od nowa, ale da się je zacząć od dziś - oznajmiła, ściskając jego dłonie. - Nie skreślaj siebie poprzez pryzmat przeszłości. Ty też zasługujesz na to, co wartościowe, a jutro jest wolne od błędów.
- Zapomniałem o tym, jaka jesteś mądra i cudowna - westchnął z uśmiechem, podczas gdy matka zachichotała. Chcąc skryć łzy, wspięła się na palce i mocno przytuliła syna. On natychmiast ją objął, czerpiąc z matczynego uścisku jak najwięcej, próbując nadrobić choć cząstkę tego, z czego zrezygnował wiele lat temu.
- Pozdrów ją, proszę, ode mnie. W siatce jest dla niej prezent - wskazała samochód, po czym szybko uciekła w stronę domu wiedząc, że syn zacznie protestować. Mason spojrzał na siedzenie, wybałuszywszy oczy. Nie zdążył już nic więcej zrobić, bo matka już stała przy drzwiach i machała na pożegnanie. Pokręcił więc tylko głową, śmiejąc się pod nosem. Odmachał rodzinie, która żegnała go w oknie. W końcu czuł się dobrze. Dobrze z tym, że zdecydował się przyjechać. A jeszcze lepiej z tym, że wracał do Chicago.

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz