Rozdział 29 - Zmiany

141 18 5
                                    

Styczeń, w porównaniu do grudnia był zaskakująco szczodry. Zwykle mroźna i śnieżna zima towarzyszyła tym miesiącom. Jak się okazało, pierwszy miesiąc roku okazał się deszczowy, wietrzy i, mimo dodatniej temperatury, niezbyt ciepły.
Catherine siedziała na cmentarzu. Pod parasolką, na drewnianej ławce. Pogoda idealnie oddawała jej stan ducha. Od wyjazdu Masona minęły może dwa tygodnie a on odezwał się tylko raz. Zaraz po przyjeździe. Cathy wiedziała, że tak będzie. Czuła podskórnie, że po jego wyprowadzce ta znajomość się skończy. Do siebie też mogła mieć pretensje, ponieważ sama też się nie odzywała. Ewidentnie nie chciała drapać świeżych ran.
Na nowo zamknęła się na otoczenie. Nie odbierała telefonów od dziewczyn, Polly czy ojca. Mecze przestały być interesujące a milczenie stało się najlepszą przyjaciółką.
Tego dnia było podobnie, choć telefony były bardziej intensywne, niż zwykle. Catherine odrzuciła kolejne połączenie od ojca i w końcu wyłączyła telefon. Spojrzała na zdjęcie swojego brata i uśmiechnęła się kwaśno.
- Wszystkiego najlepszego - szepnęła sama do siebie i zamknęła oczy.

- Wszystkiego najlepszego, córeczko - powiedział wesoło Christopher, wchodząc z niewielkim tortem do sypialni córki. Catherine nawet nie uraczyła go spojrzeniem. Siedziała na parapecie z podciągniętymi pod brodę nogami i patrzyła w niebo, podczas gdy jej tata zapalał świeczkę na torcie.
- To moje pierwsze urodziny bez niego... - szepnęła. Pan Tornes zawiesił się, próbując nie dać się ponieść emocjom. Ale to było trudne za każdym, pieprzonym razem. Musiał być silny, dla niej. Nie mógł się przecież załamać. Wystarczy, że robiła to jego córka. Wyprostował się i spojrzał na nią ze smutkiem.
- Skarbie, on na pewno patrzy na ciebie z góry i jest wściekły, że jesteś smutna w swoje własne urodziny - podszedł i pogładził ją po włosach. Dziewczyna tylko wzruszyła ramionami. Był taki moment w jej życiu, w którym znienawidziła piłkę nożną. Zwykle dzieliła ten sport z bratem, gdy była na boisku - on zawsze był obok. Teraz szła na boisku i nigdzie go nie było. Zaciskała wtedy zęby ze wściekłości i miała ochotę krzyczeć na całe gardło. Krzyczeć i dać upust swojej złości.
Z czasem wszystko minęło. Catherine z pomocą psychologa odnalazła spokój i ukojenie w murawie. Mimo że na początku było zupełnie na odwrót.
Pan Tornes wziął tort ze stolika i podszedł do córki.
- Pomyśl życzenie i zdmuchnij świeczki - polecił.
- Moje życzenie się nie spełni, czy mimo to muszę? - spytała, przenosząc na niego zamglone spojrzenie.
- Proszę - westchnął. Dziewczyna zobaczyła smutek w oczach ojca. Jego też wiele to kosztowało. Zdobyła się na słaby uśmiech i zdmuchnęła świeczki. Potem znów spojrzała za okno. - Co chciałabyś dostać na urodziny? - zapytał, ot tak po prostu.
- Drabinę - odpowiedziała bez namysłu. Lekko zdziwiony ojciec spojrzał na nią.
- Drabinę? Po co?
- Drabinę tak wysoką, żeby dosięgła chmur - szepnęła. - Weszłabym po niej i objęłabym wszystkich tych, którzy odeszli stąd za wcześnie. Są ludzie, za którymi zawsze będziemy tęsknić, będziemy uczyć się żyć bez nich, niosąc w sercu pustkę, którą zostawili swoją nieobecnością.

Otworzyła oczy i przez łzy spojrzała na zdjęcie na nagrobku swojego brata. Westchnęła ciężko, po czym uśmiechnęła się na siłę.
- Wciąż się uczę - szepnęła. - Ale z jakiegoś powodu jest mi teraz dużo ciężej niż wcześniej - dodała w pustkę. Wsłuchała się w krople, odbijające się od jej parasolki, obserwowała uciekających z cmentarza ludzi, czuła zimny powiew wiatru, który nie potrafił jej wystraszyć. Nie potrafiła odejść. Nie chciała odejść. Z nieznanych jej przyczyn w tamtym momencie potrzebowała brata bardziej, niż zwykle. To sprawiało, że czuła się z tym potwornie. Świadomość, że rozmowa nigdy się nie urzeczywistni powodowała w sercu podwójny ból.
Zdecydowała się na powrót do domu dopiero gdy zaczęło się ściemniać. Słusznie uznała, że po powrocie do mieszkania może natrafić na gości, którzy chcieli złożyć jej coroczne życzenia urodzinowe, dlatego przewidując to, do późna jeździła samochodem po ulicach Chicago.

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz