Epilog

285 22 9
                                    

Perspektywa powrotu do Chicago była dla Masona o wiele bardziej satysfakcjonująca niż kilka dni wcześniej. Oczywiście, wszystko za sprawą Catherine, która swoim przyjazdem do Milwaukee wyjaśniła dosłownie wszystko, co wymagało rozwiązania. Dość długo zastanawiał się nad jej propozycją, ale czy mógłby się nie zgodzić? Skazać na kontynuację życia bez niej? Nie tym razem.
Mason spakował wszystkie rzeczy, które przywiózł ze sobą w rodzinne strony. Gdy państwo Bennett wrócili do domu, jedynie matka nie była zdziwiona podjętą decyzją. Ojciec uniósł wysoko brwi, ale poznawszy Catherine wiedział, że ten krok był w dobrą stronę. I że tym razem nie stracą syna.
Pożegnanie trwało dłużej, niż powinno. Ronnie nie mogła przestać ściskać Catherine, która już od pierwszych chwil zrobiła na niej dobre wrażenie. Patrick w końcu zaczął szczerze się uśmiechać i również wylewnie pożegnał młodych.
Powrót do domu odbył się na dwa samochody. W drodze Mason zadzwonił jeszcze do braci, chcąc ich poinformować o szczęśliwym zakończeniu. Żaden z nich nie żywił urazy, cieszyli się razem z nim ale każdy zapewnił chęć rychłego spotkania.
Wciąż się śmiali, idąc do mieszkania dziewczyny. Mason ciągnął za sobą dwie walizki na kółkach a Catherine niosła niewielką torbę, którą przewiesiła sobie przez ramię.
Kiedy opuścili windę, pod drzwiami dziewczyny czekał zaniepokojony gość, który na widok Tornes odetchnął z ulgą.
- Boże, dziecko, gdzieś ty była tyle czasu? Nie można się do ciebie dodzwonić – mruknął z ulgą pan Tornes i objął córkę, gdy ta stanęła przed nim. Cath odpowiedziała na gest, ale powściągliwie. Ojciec natychmiast to zauważył. Odsunął się od córki i przyjrzał jej uważnie.
- Zgubiłam telefon – odpowiedziała suchym tonem.
- Myślałem, że coś się stało.
- Nic się nie stało, jak widzisz – wzruszyła ramionami. Wtedy pan Tornes przeniósł spojrzenie na walizki, a zaraz potem na Masona. Zarzucił na twarz powagę, choć jego mina zdradzała też zdziwienie.
- Bennett, co tu robisz? Myślałem, że wyjechałeś.
- Dzień dobry, panie Tornes – skinął głową. – Tak było. Ale postanowiłem wrócić.
- Wrócił do mnie, tato – powiedziała z naciskiem Catherine, przywołując na powrót zdumione spojrzenie ojca. Zrobiła to specjalnie, z premedytacją. Chciała, żeby wiedział, że sama decydowała o swoim życiu i nikt nie powinien się do tego mieszać.
- Dziecko... - jęknął.
- Pamiętasz, jak kiedyś powiedziałeś mi, że Bradley nie pochwaliłby mojej relacji z Masonem? – spytała bez ogródek. Mason uniósł brwi a Christopher uciekł wstydliwym wzrokiem. Cathy miała to w głębokim poważaniu. Zdawała sobie sprawę z tego, że Mason ma świadomość, że jej ojciec nie był im przychylny ale w końcu robiła coś w zgodzie ze sobą. I nie tylko ze sobą.
- Cathy, słońce, wiesz, że nie chciałem, żebyś...
- Zapytałam, czy pamiętasz? – przerwała mu twardym tonem.
- Pamiętam – burknął, niezadowolony.
- Otóż zaskoczę cię. Bradley by go polubił. Jestem o tym święcie przekonana – powiedziała z mocą, świdrując ojca natarczywym spojrzeniem. Christopher z trudem utrzymywał spojrzenie córki. Z jakiegoś powodu było mu zwyczajnie głupio. – Wiesz dlaczego? – kontynuowała. – Bradley mnie słuchał. Zawsze. Poza tym był bardzo dobrym obserwatorem. Z resztą, komu ja to mówię. Był twoim synem. Wiesz o tym doskonale – prychnęła. – I na pewno widząc moje szczęście, nie rzucałby mi kłód pod nogi, próbowałby zrozumieć, zaakceptować. Ludzie się zmieniają, jeśli naprawdę tego chcą. Moja decyzja pozostaje niezmienna. Nie pozwolę, żebyście wraz z Polly układali mi życie. Dopóki tego nie zrozumiesz, nie mamy o czym ze sobą rozmawiać – wzruszyła lekceważąco ramionami, po czym ostentacyjnie wyminęła ojca. Stanęła przy drzwiach i zaczęła otwierać je kluczem. Podczas tych czynności Mason stał, jak wrośnięty w ziemię i czekał. Dawał ojcu Catherine czas na przyswojenie informacji, może nawet czas na reakcję, jakąkolwiek. Christopher jednak nie zrobił nic w tym kierunku. Może musiał to sobie wszystko przemyśleć? Poukładać? Bennett nie miał pojęcia.
Zauważywszy, że były trener nie odpowiadał, sam poszedł w ślady Catherine, wchodząc za nią do mieszkania. Kiedy drzwi trzasnęły, dziewczyna oparła się o nie plecami i zamknęła oczy, wyrównując oddech. Mason spojrzał na nią z żalem. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, ile kosztowała ją ta krótka rozmowa. Dziewczyna milczała, by następnie bez słów wnieść torbę do salonu. Mason poszedł za nią i spojrzał, jak staje przy oknie, plecami do niego.
- Jesteś pewna, że dobrze zrobiłaś? – zapytał cicho, podchodząc do niej. Chwilę milczała. Następnie odwróciła się i spojrzała na niego.
- Niczego w życiu nie byłam bardziej pewna – zapewniła, co sprawiło, że Masonowi ulżyło. Uśmiechnąwszy się do niej lekko, wyciągnął ręce. Catherine natychmiast podeszła i wtuliła się w niego.
- Skąd wiesz, że twój brat by mnie polubił?
- Po prostu wiem. Zawsze chciał mojego szczęścia – wyznała, przenosząc krótkie spojrzenie na rozgwieżdżone niebo. Uśmiechnęła się jakby do siebie, gdy spostrzegła, że jedna z gwiazd błysnęła znacząco. A może jej się tylko wydawało? Jednakże chciała wierzyć w to, że jej brat przekazywał jej krótką informację: „Dobrze zrobiłaś, zawsze jestem z tobą".
Była szczęśliwa z takiego zakończenia. Wcześniej była sama. Pomimo tego, że miała przy sobie ojca czy przyjaciółki z drużyny, nawet od biedy Polly, czuła się samotna. Nie miała bratniej duszy, kogoś najbliższego sercu, brat zmarł przedwcześnie i Catherine czuła się osamotniona.
A teraz miała przy sobie dwóch ukochanych mężczyzn.
W przenośni i dosłownie. 

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz