Rozdział 23 - Lepsza strona powrotu

149 17 0
                                    

Masonowi z emocji drżały ręce. Do tego stopnia, że kierownicę trzymał niepewnie. Cieszyła go względna zgoda z rodzicami, mimo że kosztowała go wiele. A ich pewnie jeszcze więcej. Zdawał sobie sprawę, że dziesięciu lat nieobecności nie naprawi jednodniową wizytą, tym bardziej, że miał jeszcze dwie osoby bliskie sercu, o których zapomniał na długie lata.
Zatrzymał się pod niewielkim warsztatem samochodowym. Pod budynkiem stało kilka samochodów, prawdopodobnie do naprawy, choć może już do odbioru. To nie było ważne. Mason niepewnie postawił pierwsze kroki do szeroko otwartego warsztatu.
Na podnośniku stał samochód, który nie miał maski i pod którym leżał mężczyzna. Nucił coś pod nosem, wystawały mu tylko nogi. Jego nucenie zlewało się z odgłosami pracujących narzędzi.
Mężczyzna zauważył cień a chwilę później czyjeś drogie buty. Czuł, że to będzie ciekawy klient.
- Chwila! – zawołał spod auta. – Już wyjeżdżam – oznajmił. Mason się nie odezwał, nie chcąc się zdradzać. Czekanie nie trwało długo. Po kilkunastu sekundach facet wydostał się spod samochodu i spojrzał na gościa. Jego oczy przybrały kształt talerzy a Mason nie był przekonany, czy brat się ucieszył, widząc go, czy zaraz go wyrzuci. Kilka sekund niepewności, głuchej ciszy, podczas której wymieniali spojrzenia. Piłkarz w końcu nie wytrzymał napięcia i uśmiechnął się.
- Cześć Ian – powiedział.
- Niech mnie jasny piorun strzeli, jeśli to mój młodszy brat Mason – zawołał nagle i zaczął podnosić się z ziemi.
- Nie chce być inaczej – mruknął chłopak, wciąż próbując rozszyfrować nastrój brata. Gdy ten się wyprostował i wyszczerzył zęby, Masonowi spadł kamień z serca.
- Mason, bracie – odezwał się, rozpościerając ramiona. Gość nie zwracając uwagi na umorusanego mechanika, pozwolił się wziąć w objęcia. Męskie powitanie, pełne mocnych i głośnych klepnięć trwało dłużej, niż takie zwyczajne. W końcu Ian położył dłonie na ramionach brata i przyjrzał mu się uważnie, nie kryjąc zadowolonego uśmiechu. – Co cię przywiało na zapomnianą ziemię? – spytał.
- Wiele, Ian – odpowiedział. Mężczyzna zmrużył oczy, po czym klepnął go w policzek żartobliwie.
- Coś mało mówisz – zauważył.
- Bo twoje powitanie mocno mną wstrząsnęło – przyznał, uśmiechając się. To była bardzo miła odmiana, ale również wywołała zdziwienie.
Ian zaśmiał się głośno.
- Czyli byłeś już u starszych? – domyślił się.
- Skąd wiesz?
- Znam ich nastawienie, mogłem się tego spodziewać. Nie trudno się domyślić jakie zastałeś powitanie. Chodź do biura, zrobię ci kawę – zaproponował i przywołał go ręką. Przeszli przez warsztat, gdzie po drodze Ian umył ręce. Weszli do niewielkiego pomieszczenia z otwartą szafką, na której znajdowały się przeróżne dokumenty a nieco dalej mała, zamknięta komoda. Na środku biurko z komputerem i mnóstwem papierów.
- Fajnie się urządziłeś – powiedział Mason, rozglądając się. Ian odpowiedział szerokim uśmiechem, wyciągając z dolnej komody dwa kubki i kawę. Wstawił wodę w czajniku, który stał na parapecie. Iście królewskie warunki, ale Mason nie wyobrażał sobie tego miejsca inaczej.
- Siadaj, brachu i opowiadaj, co cię sprowadza – wskazał krzesło a sam zasiadł przy biurku.
- Zabrzmi to banalnie, ale jestem, bo chcę się pogodzić.
- Fakt, banalnie – brat pokiwał głową. – A gdzie haczyk?
- Nie ma żadnego.
- Niemożliwe – starszy Bennett zaśmiał się.
- Zdaję sobie sprawę, że wszyscy wietrzycie podstęp, ale mam naprawdę czyste intencje – zapewnił młodszy, uważnie obserwując brata. Ian przekrzywił głowę na bok, przyglądając się bratu.
- Dobrze, w takim razie zaktualizuj moje informacje, zgoda? – zaproponował właściciel warsztatu.
- Zgoda – mruknął Mason marszcząc brwi, nie bardzo rozumiał co brat miał na myśli.
- Byłeś światowej sławy piłkarzem...
- Nie przesadzaj. Do światowej sławy mi daleko. Mogłem w Chicago normalnie spacerować bez natrętnych paparazzi – wtrącił mu wyjaśniająco.
- Okej. W takim razie byłeś świetnym piłkarzem z parszywym charakterem i dziwnym podejściem do życia. Utalentowany, ale nie wiedzący o tym, że każdy czyn ma swoje konsekwencje. Przychodzi dzień, w którym laski wygrywają z wami mecz. Swoją drogą, oglądałem go – powiedział, wymierzając w niego z powagą palec wskazujący. – Dziewczyny grały pierwsza klasa.
- Tak, to prawda – przyznał brat, chyba pierwszy raz mówiąc to na głos.
- Po tym meczu twój świat się wali, ponieważ wielki Mason Bennett nie może pogodzić się z porażką. Jak małe, rozpuszczone do granic możliwości dziecko. W ferworze niedobrych emocji przekupujesz zawodnika, który niefortunnie fauluje Catherine Tornes, która doznaje poważnej kontuzji. Zostajesz skreślony wszędzie, gdzie się da, gdy prawda wychodzi na jaw, a mimo to federacja daje ci szansę rekompensaty. Oczywiście idziesz w to jak dzik w żołędzie, ponieważ to jedyna szansa, żeby wrócić do gry – oznajmił płynnie, robiąc pauzę. Mason słuchał z trudem. Miał tego świadomość, wiedział o tym wszystkim, ale gdy ktoś postronny mu to przedstawił, zabolało ponownie, jeszcze bardziej. A skoro tak widział to Ian, który te informacje ma z internetu czy innych gazet, widział to tak każdy.
Piłkarz skrzywił się.
- Naprawdę tak beznadziejnie to wygląda? – zapytał.
- Beznadziejnie? – prychnął mechanik. – Jestem w szoku, że od tego czasu nikt cię nie zasztyletował – powiedział, na co jego brat przełknął ciężko ślinę. – Ale wróćmy do tematu. Po tym wszystkim zapada cisza i jedyna informacja, która pojawia się od tego momentu, to zdjęcia twoje i tej dziewczyny na meczu Fire Chicago. Przyznam, wyglądało to bardzo dwuznacznie, ale zdaję sobie sprawę, że prasa potrafi wszystko ubarwić. A teraz, z łaski twojej, uzupełnij moje luki – uśmiechnął się przesadnie. Mason wziął głęboki wdech, próbując oczyścić myśli po gradobiciu światopoglądu Iana. Właściciel warsztatu w tym czasie wstał i wlał wodę do dwóch kubków, po czym jeden z nich postawił przed piłkarzem. Ponownie usiadł na krześle, wbijając w niego wzrok.
- Dobrze, więc co chcesz wiedzieć? – spytał Mason, po upiciu łyka.
- Jakim cudem ta dziewczyna po tym wszystkim dopuściła cię do siebie? – spytał z przejęciem. Chłopak przyjrzał się bratu, który z zaciekawieniem go obserwował. Jako pierwszy nie próbował oceniać, a zrozumieć. Z resztą, zawsze taki był. Jeśli czegoś nie wiedział na pewno – nie wypowiadał się. Nie chował urazy, nie gniewał się. Zwykle wszystko miało swój powód, trzeba było tylko go poznać.
- Nie miała zbytnio wyjścia – mruknął Mason, wzruszając ramionami. – To była decyzja federacji, Cathy nie mogła za bardzo się temu przeciwstawić.
- Cathy, mówisz... - burknął, uśmiechając się znacząco. – No właśnie. Porównując wasze początkowe relacje a te, które są teraz, to przepaść.
- Wiele potrzebowałem, żeby ją do siebie przekonać. Pomagałem na siłę, bo federacja kazała. Robiłem to, żeby złagodzić swój wyrok.
- Ale? – Ian uniósł brew, doskonale wyczuwając, że musi być jakieś „ale". Mason westchnął żałośnie.
- Ale polubiłem ją – wyznał. – Widujemy się codziennie odkąd zdjęli jej gips. Wiem o niej więcej, niż jej pożal się Boże przyjaciółka, poznałem ją od prawie każdej strony.
- Mówisz "prawie" – zauważył Ian, unosząc palec. – Czyli nie spałeś z nią jeszcze.
- Aleś ty dosadny – syknął piłkarz, choć w głębi był zaskoczony jego bezbłędną dedukcją. – I co to znaczy „jeszcze"?! – zawołał oburzony, bo dopiero po czasie doszły do niego te słowa. Brat poruszał sugestywnie brwiami, szczerząc przy tym zęby.
- Stary, nie rób ze mnie debila.
- Ian, to nie tak – Mason pokręcił głową. – Catherine jest świetną dziewczyną, ale nic z tego nie będzie. Ona zasługuje na coś lepszego, na kogoś lepszego, a nie człowieka, który zniszczył jej życie – mruknął niechętnie, unikając jego spojrzenia. Mówienie o tym wciąż sprawiało, że czuł wstyd.
- Teraz szczerze, jak na spowiedzi – odezwał się mechanik, uderzając kubkiem o biurko, o dziwo nie wylewając kawy. – Na dzień dzisiejszy, pomagasz jej, bo federacja kazała?
- Nie interesuje mnie już federacja. Mam w dupie to, czy skrócą mi ten wyrok, czy też nie.
- Oho, mocne słowa – przyznał brat, unosząc brwi.
- I prawdziwe. Teraz chcę jej pomóc wyjść na prostą. Bo ona na to zasługuje. Zasługuje na to, by wrócić na boisko i spełniać marzenia. Żeby wrócić do tego, co kocha najbardziej na świecie – powiedział z mocą. Ian uśmiechnął się, jakby do siebie. Był podobny do matki, on też bardzo szybko zauważył przemianę, która pojawiła się w Masonie. Ale był jeden problem, który zauważył.
- Nie uważasz, że jesteś dla siebie zbyt krytyczny? – spytał, świdrując go uważnym spojrzeniem. Młodszy brat zwiesił głowę.
- A jaki mam być po czymś takim? Ona po tym, co ją spotkało, zdążyła mnie polubić, rozumiesz? – spojrzał na niego, otwierając szerzej oczy. – Nie zasłużyłem na jej sympatię.
- Och, Boże – Ian przewrócił oczami. – Nie rób z siebie takiego męczennika, nigdzie cię to nie zaprowadzi. Jedynie możesz przez to stracić.
- Niby co?
- Ją – odpowiedział z naciskiem. Mason zamrugał kilka razy. On i Catherine? Nie w tym życiu.
- Catherine zasługuje na coś lepszego – powtórzył piłkarz.
- A może sam ją zapytasz? – brat znów uśmiechnął się znacząco, unosząc jedną brew. Młodszy Bennett ponownie zamyślił się nad jego słowami. Nawet, gdyby Catherine przejawiała głębsze uczucia, Mason był przekonany, że to nie jest dobra droga. Z resztą, sympatia zrodziła się dlatego, że są ze sobą prawie non stop. Kiedy piłkarz zniknie, pozostanie tylko kontakt telefoniczny, Catherine szybko zapomni.
- Możemy nie rozmawiać o moim nieistniejącym życiu uczuciowym? – spytał poirytowany Mason czując, że rozmowa schodzi na niewłaściwe tory.
- Chciałbym ją poznać – palnął nagle Ian, na co Mason aż podskoczył.
- Dlaczego?
- Skoro zrobiła dobrego człowieka z tego, czym byłeś wcześniej, to musi być niezłą czarownicą – wyszczerzył zęby w uśmiechu. Mason chciał zripostować, ale po namyśle zrezygnował. W głowie przyznał mu rację. Może faktycznie miała jakieś magiczne moce?
- Skończmy już temat Catherine – powiedział, przecierając dłońmi twarz.
- Dobrze, ale twój przyjazd jest pewnie z nią powiązany, więc jak chcesz mi wyjaśnić swoją niespodziankę? – spytał, bawiąc się kubkiem. No właśnie. Catherine chyba będzie stałym gościem podczas wszystkich podobnych wyjaśnień.
- Catherine wiele straciła. W tym najbliższych. Kiedyś uświadomiła mi fakt, że powinienem bardziej zadbać o relację, póki mam o co zadbać.
- I ty posłuchałeś, i jesteś? – spytał Ian zaskoczony.
- Dokładnie tak.
- Mówiłem, czarownica – uśmiechnął się przebiegle, na co brat zbył go machnięciem ręki.
- Kiedy Cathy stanie się z powrotem w pełni samodzielna chcę wrócić do Milwaukee – oznajmił, po raz pierwszy chyba wprawiając brata w prawdziwy szok.
- Co? A Chicago? Drużyna?
- W Chicago nic mnie nie trzyma. Drużyny nie mam. Kiedy moja banicja się skończy mam nadzieję rozwinąć skrzydła tutaj.
- Przemyślałeś to dokładnie? – spytał z dozą niepokoju starszy brat. Mason pokiwał twierdząco głową. – No cóż, jeśli tak, nie będę cię moralizował. Powiem jedynie, żebyś wszystko jeszcze raz sobie przeanalizował. Szczególnie wtedy, gdy Catherine wyjdzie na prostą – powiedział z naciskiem, jakby chciał coś przekazać. Mason doskonale wiedział co, ale już nie chciał o tym rozmawiać. Zmienił temat.
- Opowiadaj, co u ciebie?
- Świetnie, cudownie, sam widzisz – rozłożył ramiona, dłońmi pokazując wszystko, co go otacza. Mason uśmiechnął się. Gołym okiem widać, że Ian był szczęśliwy. Jak się później okazało, nie tylko dlatego.
Ktoś zapukał do drzwi. Mechanik uniósł wzrok i uśmiechnął się szeroko do gościa. Zainteresowany piłkarz odwrócił głowę.
- Lauren... - mruknął, obserwując wchodzącą blondynkę, która była żoną jego brata. Doskonale ją pamiętał, ponieważ krótko po jego wyjeździe wzięli ślub, na którym z resztą Mason był. Kobieta uśmiechnęła się do niego promiennie.
- Mason, to ty? – spytała, gdy chłopak wstał. – Boże, ale się zmieniłeś! – zawołała i bez uprzedzenia mocno go przytuliła. Chłopak wstrzymał zaskoczony powietrze ale rodzinne uczucia kompletnie go rozłożyły. Odwzajemnił uścisk, słuchając jej śmiechu.
- Dobrze cię widzieć, Lauren – powiedział, gdy odsunęła się od niego. Kobieta chwyciła jego policzki i spojrzała głęboko w oczy.
- Cudownie, że przyjechałeś – szepnęła.
- Nie musisz cieszyć oczu – wtrącił Ian. – Piłkarzyk wraca na stare śmieci.
- Co? Jak to? – wytrzeszczyła oczy, patrząc to na jednego brata, to na drugiego. – Wracasz do Milwaukee?
- Jeszcze nie teraz, ale tak, chciałbym – potwierdził Mason. Lauren chciała o coś zapytać, dowiedzieć się, ale Ian czując, że młodszy brat ma dość wyjaśnień na dzisiaj, klasnął głośno w dłonie. Spojrzał na swoją żonę.
- Gdzie mój syn?
- Kręci się przy narzędziach, jak zawsze – odpowiedziała, przewracając oczami, ale z czułym uśmiechem. Młodszy Bennett wybałuszył oczy na brata.
- Masz syna? – spytał szeptem. Ian uśmiechnął się do niego głupkowato.
- Gdybyś odbierał telefony to byś wiedział – rzucił w sam środek tarczy, na co brat skrzywił się. Mechanik wyszedł na warsztat i rozejrzał się. – Mike! – zawołał. Chwilę później usłyszeli tupot bucików a zaraz potem zza zakrętu wyłonił się mały, uśmiechnięty chłopczyk.
- Tata! – zawołał wyciągając ręce. Ojciec ochoczo wziął go w ramiona i podrzucił wysoko w akompaniamencie wesołych pisków. Mason patrzył na to z szeroko otwartymi oczami, mając w tamtym momencie do siebie jeszcze więcej pretensji. Ian w końcu postawił go na ziemi, chwycił jego rękę i przyprowadził do żony i brata.
- Mike, spójrz, to twój wujek, Mason – Ian wskazał brata, który przykucnął, by bardziej przyjrzeć się chłopczykowi. Uśmiechnął się do niego radośnie. Słowo „wujek" odbijało się w jego głowie i sprawiało, że w sercu zagościło ciepło. Chłopczyk z zainteresowaniem i dozą nieufności przyglądał się nowemu wujkowi.
- Cześć, ile masz lat? – spytał Mason.
- Cztery – odpowiedział chłopczyk, kryjąc się za nogą taty.
- To już duży chłopak z ciebie – wujek pokiwał głową, uśmiechając się szeroko, choć walczył z nagłymi łzami. Od czterech lat był wujkiem, a nie miał o tym pojęcia. Do tego stopnia zamknął się na rodzinę, że nie wiedział o tym, że urodził mu się bratanek.
- A ty ile masz? – spytał, śmielej wychylając się zza nogi ojca.
- Trzydzieści – odpowiedział, na co chłopczyk rozłożył dłonie i zaczął patrzeć na swoje palce. Dorośli wybuchli śmiechem. – Nie zmieści ci się na palcach.
- Mike – Lauren również przykucnęła i uśmiechnęła się do synka. – To ten wujek, który gra w piłkę – powiedziała. Gdy tylko to zrobiła, chłopaczkowi zaświeciły się oczy. Już w ogóle nie czując skrępowania, podszedł do swojego nowego wujka.
- Pójdziesz z nami do domu? Pogramy w piłkę? – spytał z nadzieją. Mason ukradkiem zerknął na rodziców, którzy uśmiechami przekazali, że nie mają nic przeciwko, wtedy piłkarz uśmiechnął się do chłopczyka.
- Z wielką przyjemnością. 

Poza boiskiemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz