1

454 14 0
                                    


- Jesteś już spakowana? - Usłyszałam głos przyjaciółki w słuchawce telefonu.
-Tak, ale byłoby to łatwiejsze gdybyś powiedziała mi, gdzie jedziemy - odpowiedziałam, przeszukując jeszcze szufladę ze wszystkimi szpargałami, szukając kosmetyku, którego kupiłam jakieś kilka miesięcy temu. Podtrzymywałam ramieniem telefon przy uchu.
- Wtedy, nie byłoby niespodzianki - usłyszałam w tle odgłosy samochodu, więc domyśliłam się, że jest już w drodze - Jakim cudem ci ludzie mają prawo jazdy ? - jej głos zagłuszyły klaksony, usłyszałam ciąg przekleństw, na który się skrzywiłam i oddaliłam telefon od ucha.
- Doskonale wiesz, że nienawidzę niespodzianek.
- Tą pokochasz - odpowiedziała mi i znów usłyszałam jej przekleństwa.
- Co się tam u ciebie dzieje? - zapytałam już zirytowana hałasem i faktem, że nie mogłam nic znaleźć w tym bałaganie.
- Będę u ciebie za 15 minut, wyjdź przed dom - zignorowała moje pytanie i od razu się rozłączyła.
Ku mojej uldze, znalazłam zgubę i wrzuciłam ją do kosmetyczki, po czym sięgnęłam po dużą walizkę. Miley często była nieprzewidywalna, więc miałam tam zarówno stroje kąpielowe jak i ciepłe bluzy. Na ten dzień postawiłam jednak na coś bardzo prostego. Jeansy upolowane w lumpeksie na promocji „wszystko po dwa złote", gdy je kupowałam, widziałam wzrok jakieś siksy, która ewidentnie chciała mi je sprzątnąć sprzed nosa. Oczami wyobraźni widziałam już siebie bijącą się z nią i z zakrwawioną twarzą wygrywająca ten pojedynek, ku mojemu zdziwieniu, obyło się jednak bez tego. I to ja byłam ich dumną posiadaczką. Panie i panowie Leah Jones, mistrz okazji. Były co prawda trochę za małe, więc ledwo co się w nie mieściłam. Założenie ich stanowiło problem, ale moja pupa w nich wyglądała tak świetnie, że warto było się trochę pomęczyć. Zarzuciłam też białą obcisłą bluzkę z bardzo delikatnym dekoltem, złota biżuteria podkreślała moje blond włosy, a ja czułam się dzisiaj ładnie. Nie przesadnie ładnie, ale przyzwoicie ładnie. Gdy godzinę temu przeglądałam wiadomości na telefonie, z zadowoleniem stwierdziłam, że dzień będzie słoneczny, lecz aktualny stan na zewnątrz mówił coś kompletnie innego. Było chłodno, a raczej zimno. Westchnęłam niezadowolona i przegrzebałam szafę, wyjmując moją ulubioną kurtkę. Przechodząc przez drzwi, zarzuciłam ją sobie na plecy.
Miley zjawiła się punktualnie, Podjechała pod mój dom, a ja bez pytania okrążyłam jej samochód i jednym ruchem otworzyłam bagażnik, który uniósł się do góry. Musiałam przyznać, że wciśnięcie tam czegokolwiek graniczyło z cudem.
- Miley! - Krzyknęłam poirytowana. - Rozumiem, że to twój samochód i w ogóle, ale nie przeprowadzasz się nigdzie, po cholerę ci tyle rzeczy ? - Przyjaciółka tylko wzruszyła ramionami i odpowiedziała ciche sorki
Fenomenalny początek wyjazdu.
Oprócz kilku walizek dziewczyna upchała tam przenośną torbę na laptopa, trzy torby i transporter dla kota, na ten widok zmrużyłam oczy i znów się odezwałam.
- Po co ci to? Przecież ty nawet kota nie masz ? - Powiedziałam, podnosząc ciężką walizką i próbując ją wepchnąć ze wszystkich swoich sił.
- To Lizzy ją zostawiła - Miley wspomniała naszą przyjaciółkę z liceum, a ja nadal sądziłam, że w żaden sposób nie wyjaśniało to sprawy.
- Co do cholery robi jej transporter w twoim samochodzie?- Powiedziałam, upychając swoją walizkę całym ciężarem swojego ciała.
- Ostatnio podwoziłam ją do weterynarza i tak się tym zaaferowała, że zapomniała go wyjąć. Nie przejmuj się.
Wspaniale, po prostu wspaniale. Zamiast mojej torby, weźmiemy w podróż transporter kota Lizzy. Przewróciłam oczami i po chwili jakoś uporałam się z torbami, dumna zamknęłam bagażnik i ciężko opadłam na miejsce pasażera. Mimo lekkiego zirytowania z głębokim uśmiechem popatrzyłam na moją przyjaciółkę. Poprawiała makijaż, nakładając na swoje już naturalnie długie rzęsy kolejną warstwę tuszu. Zawsze mnie dziwiło, że potrafiła być tak kobieca, a jednocześnie dziewczęca. Gdybym miała oddać swój głos na najpiękniejszą kobietę, jaką znam, to zdecydowanie byłaby to Miley Lopez. Jest Idealna. Gdy poznałam ją kilkanaście lat temu, obie byłyśmy jakby to powiedzieć odrzutkami. Ja byłam zazwyczaj nieśmiałą chłopczycą we wciąż obdartych ubraniach, a moja przyjaciółka no cóż, również nie była zbyt lubiana. Pamiętam, do dziś jak jeden chłopak się z niej wyśmiewał, a ja po prostu podeszłam do niego i uderzyłam go tak mocno w twarz, że odskoczył do tyłu przerażony. Wybiłam mu ząb i spowodowałam krwotok z nosa. Szkoda tylko, że ja też skończyłam w szpitalu ze skręconą ręką i karą na konsolę na miesiąc, ale było warto. Miley razem ze swoją mamą przyszły do mnie z ciastem podziękować za ten gest odwagi. Pamiętam wkurzoną minę mamy, gdy się nim zajadałam. Chciała pokazać mi, że źle robię i nie powinnam dostawać za to nagród, ale równocześnie jej oczy mówiły coś kompletnie innego. Była dumna. Miley nigdy nie grzeszyła urodą, przez całą podstawówkę żaden chłopak nigdy nie zwracał na nas uwagi (w moim przypadku w sumie nic się nie zmieniło) Odkąd jednak Mi pewnego wieczoru uznała, że przechodziło, jak to nazwała metamorfozę, i zaczęła regularnie ćwiczyć, poprawiając sylwetkę. Zainteresowała się modą, zaczęła dbać o cerę, wyleczyła wszystkie blizny i zdjęła aparat. Stała się pięknością, jak w tych wszystkich filmach o kobietach, które zakładały soczewki, prostowały włosy i puf były pięknościami. Zawsze śmieje się do mnie, że była brzydkim kaczątkiem, ale często czuję, że mimo tego, że się zmieniła, kompleksy z dzieciństwa wciąż są w jakiś sposób w jej życiu i nie do końca się z nimi pogodziła.
-Jedziemy? - zapytałam. Miley wyciągnęła jeszcze szminkę, zrobiła dzióbek i szybko obrysowała kontur swoich ust, zerknęła szybko w lusterko i uśmiechnęła się lekko sama do siebie.
Brunetka pokiwała głową z lekką ekscytacją.
-Nie mogę się już doczekać, za trzy godziny musimy być na miejscu. - powiedziała, odpalając silnik.
-Podjedziemy po drodze do McDonalda? Proszeeeee - zrobiłam, szczenięce oczy wiedząc, że nie będzie łatwo ją namówić. Byłam gotowa na długą batalię słowną, ale ku mojemu zdziwieniu Mi od razu pokiwała głową, twierdząc, że specjalnie wyjeżdżamy trochę szybciej. Pierwszy sukces na dziś odhaczony.
W trakcie podróży próbowałam wyciągnąć z niej jakieś informacje, lecz ona pozostawała nieugięta i nie chciała mi nic zdradzić. To było tak cholernie irytujące. Odkąd mamy skończone siedemnaście lat, urządzamy sobie wycieczki, zazwyczaj mówimy sobie, co wymyśliliśmy i gdzie jedziemy. Czasami jednak tak jak dziś jedna z nas uznaje, że katowanie swojej przyjaciółki to świetny pomysł i pozostanie to niespodzianką, aż do samego końca.
- Nic ci nie powiem, jak będziemy, na miejscu to się dowiesz.
Cała Miley
westchnęłam w duchu, wiedząc, że nic nie ugram. Włączyłam naszą ulubioną piosenkę Taylor Swift i razem zaczęliśmy śpiewać. Kochałam nasze wspólne karaoke w samochodzie, była to swego rodzaju tradycja. Gdy tylko wyjechaliśmy na autostradę, na poboczu stała restauracja pod złotymi łukami, a ja zaczęłam się wyrywać i wołać, aby zjechała. Miley przewróciła oczami na moje dziecinne zachowanie, ale ostatecznie zjechała na parking.-Kocham cię - powiedziałam z pełną buzią wypchaną Nuggetsami z sosem śmietanowym, Miley wzięła tylko colę zero. Było mi jej trochę szkoda, ale gdy tylko dostałam swoje zamówienie i zrobiłam pierwszy kęs, od razu zapomniałam o wszystkim innym, pokarm bogów. Dosłownie pokarm bogów.
-Zdajesz sobie sprawę, z czego oni robią to jedzenie? - odezwała się moja przyjaciółka z mocno słyszalną nutką obrzydzenia w głosie.
- Pewnie z kurczaka - odparłam, wsadzając kolejnego nuggetsa do buzi.
- Chciałabyś - Miley głośno prychnęła - Na początku biorą jakieś odpady z wyrzucanego jedzenia i to wszystko razem ze... - Przerwałam jej przykładając swój palec do jej twarzy
- Nie będziesz mi obrzydzała mojego ulubionego jedzenia.
- No i wsadzają to do takiej maszyny... - kontynuowała dziewczyna, nie zwracając uwagi na moją rękę przyłożoną do jej ust.
- Miley! - krzyknęłam na nią, zauważając, że nie ma zamiaru przestać.
Dziewczyna zaśmiała się i zajęła się swoim napojem, ja natomiast odpakowałam papierową słomkę. Po chwili była ona w takim stanie, że nie dało się z niej normalnie korzystać. Za jakie grzechy muszę się tak męczyć? Doceniałam ekologię, ale bądźmy poważni. Jakim cudem moja słomka z pierdzielonego Bloomington miałaby się znaleźć w brzuchu żółwia? Przecież wyrzuciłabym ją do kosza, a nie pojechała nad wybrzeże, aby wsadzać ją w pysk jakiemuś biednemu Bogu winnemu śledziowi. Zaklinałam świat, odrywając końcówkę słomki, gdy ta całkowicie się skleiła i nie nadawała się nadawała się do niczego.
- Jedziemy już ? - zapytała Miley kończąc swoją colę, popatrzyłam na stół, orientując się, że nie zjadłam jeszcze połowy frytek. Pokiwałam głową, wstałam i chwyciłam czerwone pudełko do lewej ręki.
- Nie ma opcji, że z nimi wsiądziesz, myłam ostatnio samochód. Zatłuścisz mi wszystko - jej głos był całkowicie poważny, a ja wiedziałam, że jej do tego nie przekonam.
- Miley, proszę - Jęknęłam, dziewczyna jednak pomachała nieubłaganie głową. No cóż, stanęłam przed decyzją, mogłam albo wyrzucić frytki do kosza, albo wepchnąć je w całości do buzi. Oczywiście wybrałam opcję numer dwa, ledwo co je zmieściłam, ale siedziałam w aucie, przeżuwając ogromną garść frytek, zadowolona z mojej decyzji.
- Nie wierzę, że to zrobiłaś - odparła, wyjeżdżając z parkingu, a ja z dumą niczym kilkuletnie dziecko, siedziałam, wpatrując się w dal i wciąż przeżuwając najpyszniejsze frytki na świecie.

Tylko kilka randek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz