29

116 7 0
                                    

-Popatrz, jak słodko wyglądają – Usłyszałam kobiecy głos z rana, gdy lekko otworzyłam oczy i ocknęłam się w salonie. Na początku kompletnie rozkojarzona próbowałam, przypomnieć sobie co się wczoraj wydarzyło.
- Miłość – powiedział Joe do mojej mamy i przytulił ją mocniej, wychodząc do kuchni. Poczułam, że opieram się na ramieniu Sebastiana, on natomiast lekko się poruszył, a ja uzmysłowiłam sobie co się właśnie dzieje. Od razu się otrząsnęłam i zerwałam z miejsca. Wstałam z kanapy, tym samym zrzucając z siebie koc i orientując się, że mamy, ani jej partnera nie ma w zasięgu wzroku, popatrzyłam na Sebastiana, który już całkowicie się obudził.
-Zasnęliśmy razem, tutaj na kanapie - Powiedziałam przerażona półszeptem. On natomiast spojrzał na mnie, zaspany i wygiął wargi w lekkim uśmiechu. Moja mama przepadła gdzieś z Joe, a ja wciąż nie mogłam się przyzwyczaić, że ma faceta. Cieszyłam się, ale ta myśl była dla mnie tak abstrakcyjna, a wieść o tak szybki zaręczynach, to było szokujące. Zawinęłam się w koc, którym byłam wcześniej przykryta i od razu poszłam do swojego pokoju. Chciałam się przebrać w coś czystego. Decyzja padła  na krótkie spodnie i czarny opięty top. Gdy zeszłam niżej, stanęłam w kuchni i rozciągnęłam się przy blacie. Sebastian podniósł się z kanapy, podchodząc bliżej, ja natomiast myślałam nad śniadaniem.
- Oczy wyżej Price - powiedziałam w jego kierunku, ponieważ kątem oka byłam pewna, że wpatrywał mi się trochę za długo na tyłek.
- Masz ochotę na kanapki z awokado? - zapytał mnie, dostrzegając połówkę owocu na blacie w szklanej paterze. Pokiwałam głową, a on sprawnym ruchem przeszedł do mycia owocu.
-  Musisz wiedzieć, że robię najlepsze kanapki - rzucił w moją stronę.
- Tego chyba nie da się zepsuć
- Jak mnie zdenerwujesz, to udowodnię ci, że się da.
Obserwowałam Sebastiana, który włożył chleb do tostera i delikatnie sprawnymi ruchami rozprawiał się z całym awokado, jego ruchy były precyzyjne i widać było, że dużo w życiu gotował. Mężczyzna w kuchni był zawsze gorącym widokiem. Sama nie wierzyłam w to, jakie figle sprawiał mi mój mózg, ale od razu pomyślałam, że ten mężczyzna w szczególności był gorącym widokiem.  Krótkie opięte spodenki eksponowały wszystko, co miały eksponować, a koszula nocna z krótkim rękawem wyglądała perfekcyjnie. Upijałam się tym widokiem chyba za długo.
- Oczy wyżej Jones. - Jego szydercze słowa wyrwały mnie z transu.
Gdy zaczęłam jeść idealnie przypieczone grzanki, usłyszałam dzwonek od drzwi. Pomyślałam, że mama zapomniała kluczy i  otworzyłam je na oścież. W drzwiach nie stała jednak oczekiwana przeze mnie kobieta, a Miley, moja Miley.
-Hej – powiedziała dziewczyna, a ja nie widziałam jej od dłuższego czasu. Ucieszyłam się na jej widok, bo to oznaczało, że zmieniła zdanie i pierwsza wyciągnęła dłoń na zgodę.
- Część – odpowiedziałam od razu, próbując  nie uśmiechać się zbyt szeroko.
- Możemy porozmawiać?
- Jasne - Wyszłam przed dom, zamykając drzwi i siadając na drewnianej ciemnej ławce, znajdujących się przed drzwiami wejściowymi. Była lekko zimna, ale nie chciałam dać po sobie tego poznać.
- Przepraszam – wyrzuciła od razu z siebie dziewczyna. Nie wiedziałem, co powiedzieć, popatrzyłam na nią, znów bezgłośnie i czekałam na dalsze wyjaśnienia – Wiem, że wszystko zepsułam, miałaś rację, Jake był świnią, a ja ci nie uwierzyłam i rozumiem jeśli dalej nie chcesz mnie znać, ale przepraszam. Po prostu przepraszam. – Oczy dziewczyny zaszkliły się już, a z kącika zaczęła płynąć pojedyncza łza. Przystanęłam obok niej i przytuliłam ją mocno, tak aby poczuła moje wsparcie.
- Nie gniewasz się ?
- Na początku. - Teraz już kompletnie nie – Powiedziałam, wciąż tuląc się do niej i opierając głowę na ramieniu.
- Jake zdradził mnie zaraz po powrocie z Nowego Yorku
- Tak mi przykro, nie był cię wart – Zaczęłam – Czemu nie przyszłaś wcześniej ? - Dopytałam, zdając sobie sprawę, że uzmysłowiła sobie prawdę o chłopaku już bardzo dawno temu.
- Było mi głupio i myślałam, że nie chcesz mnie znać
-Doskonale wiesz, że zawsze będę chciała cię znać - powiedziałam jej po cichu do ucha. -  Chcesz zjeść z nami śniadanie?
- Z wami? - Kurde, nie wiedziałam, czy mówienie o tym, że jestem tutaj z chłopakiem, nie popsuje jej humoru jeszcze bardziej. Nie byłabym jednak w stanie tego ukrywać.
- Sebastian jest ze mną. - Zacisnęłam usta, zdając sobie sprawę, że było to nieco żałosne.
- O mój boże, czyli naprawdę jesteście razem? - Powiedziała podekscytowana, a jej oczy wcześniej pokryte łzami, teraz wyglądały na rozpromienione. 
- Nie, zwariowałaś? Mama go zaprosiła - zaśmiałam się, zdając sobie sprawę, jak irracjonalne to było.
- Co takiego?
- Długa historia
- Właśnie widzę, bardzo chętnie bym zjadła, ale niestety mam spotkanie i naprawdę muszę iść. Spotkamy się w piwnicy. - Dla osoby z zewnątrz słowa o umawianiu się w piwnicy brzmiały pewnie idiotycznie, ale ja pokiwałam głową i przytuliłam się do niej jeszcze raz. Moment godzenia się, trwał niezwykle krótko, ale podejrzewałam, że tak będzie. Zawsze tak było. Cieszyłam się, że tak to się skończyło. Wiedziałam, że musimy jeszcze przegadać kilka rzeczy, ale w tamtej chwili zdawałam sobie sprawę, że będzie dobrze i nie martwiłam się już kwestią naszego dawnego sporu.
-Kto to był ? - Usłyszałam od razu słowa chłopaka, gdy wróciłam do kuchni.
- Miley, ale nie wiem, czy chcę teraz o tym rozmawiać - powiedziałam przed pierwszym gryzem, na co Sebastian pokiwał jedynie głową. Siedział przy drewnianym stole, dawno skończył już jeść. Czekał jednak na mnie, co było dosyć miłe.
-Co dzisiaj robimy? - zapytał
-Robimy? O czym mówisz? - Mówiłam z pełnymi ustami, więc pewnie zrozumienie mnie nie było zbyt łatwe.
-Nie będziemy się przecież tutaj nudzić
-Dokładni taki miałam plan - uśmiechnęłam się w jego stronę.
-Idziemy gdzieś? - Powiedział Sebastian, a ja nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć,
-Nie ma za bardzo nic ciekawego do oglądania w tym mieście - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. Ugryzłam kanapkę, natomiast on przegryzł wargę, patrząc na mnie zakłopotany. - Co powiesz na rower?
-Nie jest za zimno?
-Ubierzemy się ciepło
-W porządku, ale ostrzegam, że nie zbyt potrafię jeździć - W momencie w którym wypowiedział te słowa, byłam w szoku. Sebastian przyznał, że czegoś nie potrafi. Nie mogłam usłyszeć dzisiaj nic lepszego i bardziej szokującego.
-Czekaj, czekaj, czekaj - zaczęłam, na co on uśmiechnął się od razu - Czy ty nie umiesz jeździć rowerem?
-Nie to, że nie umiem. Po prostu nigdy tego nie robiłem
-Czyli nie umiesz - zaśmiałam się od razu wiedząc, że dzień ten będzie wspaniałą zabawą.
-No dobrze, może i nie umiem - Powiedział, przecierając palcem usta i odchylając się na krześle. Jego męska szczęka, z tej perspektywy była jeszcze bardziej uwydatniona.
-To piękne - przyznałam kończąc moją kanapkę - Sebastian Price czegoś nie potrafi
-Stać mnie na samochód, więc nie muszę jeździć rowerem - odpowiedział, a ja w tamtej chwili się zaśmiałam. Sposób tłumaczenia się, był zdecydowanie w jego stylu.
-Dzisiaj masz tylko rower i to nim będziesz musiał jeździć, przebieramy się i idziemy
-Razem ? - Przewróciłam oczami, on natomiast chwilę później przewrócił się po raz pierwszy na rowerze, zaśmiałam się głośno, a on przeklął w odpowiedzi, twierdząc uparcie, że to z rowerem jest jakiś problem. Pożyczyłam mu rower mojej mamy, był uniwersalny, więc Sebastian nawet nie zorientował się, do kogo należy. Ja natomiast wygrzebałam z garażu mój ukochany niebieski rower z malunkiem komiksowych chmur. Scoot w ostatniej klasie, kupił białą farbę do malowania metalu i zaproponował, że ulepszy mi rower. Na początku niezbyt chciałam się zgodzić. Po czasie jednak zmiękłam, a on w kilka godzin stworzył istne czary na powierzchni całej ramy. Od tamtej pory uwielbiałam ten rower jeszcze bardziej.
- Dobrze, że zmusiłam cię do założenia kasku – odpowiedziałam, zatrzymując się obok niego. Chciałam wyjechać gdzieś za miasto i pokazać mu moje ulubione miejsca, do których zazwyczaj jeździłam z Miley. W takim tempie obawiałam się, czy będziemy w stanie pokonać sto metrów.
-Ten rower jest jakiś zjebany – krzyknął po razy kolejny, podnosząc się z ziemi.
-Pan jestem idealny, czegoś nie potrafi. Nawet nie wiesz jak, bardzo cieszę się, że to zaproponowałam. - Opierałam się o swój rower, wpatrując się w chłopaka.
-Jesteś sadystką – zaśmiałam się razem z nim, on w tym samym momencie poprawił kierownicę, która przekrzywiła się podczas upadku. Obawiałam się, że ten rower pod koniec dnia nie będzie wyglądał tak jak teraz. No cóż, papa panie rowerku.
- Nie jechałeś nigdy nawet na stacjonarnym ? - Sebastian, na pewno należał do typu chłopaka, który namiętnie chodził na siłownie. Ten idealny sześciopak nie wziął się  znikąd, tym bardziej zdziwiona byłam, że nie umiał tak prostej czynności.
-Tak, tylko że tamten był przytwierdzony do ziemi.
-No to przecież to jest to samo, tylko musisz dodatkowo kierować – odpowiedziałam – i pamiętaj, żeby cały czas pedałować.
Sebastian znów wsiadł na nieco za mały dla niego rower i usilnie próbował jechać do przodu, próbował to chyba słowo klucz, po kilkunastu kolejnych metrach stracił równowagę i tym razem bez upadku, ale zeskoczył z roweru.
-Ośmieszam się – Spojrzał na mnie, a ja pokiwałam głową. Wyglądał komicznie, podczas wygrzebywania kasku z kartonów w garażu, zapytałam go, jak to się stało, że nie umiem jeździć rowerem. On jednak jakby zbył moje pytanie, nie chciałam dopytywać, ale widok Sebastiana Prica w takim wydaniu był komiczny. - Po co my to w ogóle robimy, weźmy auto twojej mamy i jedźmy gdzieś
-Nie mam mowy, ja tam się świetnie bawię. Poza tym sam chciałeś coś robić
- Próbuje tego cholerstwa po raz ostatni – Gdy powiedział te słowa, ja nawet ponownie nie wsiadłam na mój rower, spodziewałam się, że znów zaliczy wywrotkę. On jednak coraz bardziej się ode mnie oddalał, wsiadłam na rower i bez problemu go dogoniłam.
-Widzisz, udaje ci się - Jego jazda nie była stabilna. Rower trochę za bardzo kiwał się w różne strony, ale przynajmniej jechał.
-Nie jedź tak szybko, bo się połamiesz – Usłyszałam jego słowa w reakcji na moje przyśpieszenie, byłam trochę przed nim, ale fakt, że to ja miałabym się, połamać mocno mnie rozbawił. Przyśpieszyła jeszcze bardziej i puściłam kierownicę, rozłożyłam ręce i lekko podniosłam się  z siedzenia  - Leah, naprawdę się zabijesz – usłyszałam jego głośne słowa, zaśmiałam się, wciąż jadąc w takiej pozycji. Po chwili jednak lekko zwolniłam, i zawróciłam, tak aby jechać obok niego. Widziałam, że szło mu już lepiej, byłam zdziwiona, że tak szybko się tego nauczył. - Jesteś nieodpowiedzialna - popatrzył na mnie poważnie, a ja wybuchłam śmiechem.
-Martw się o siebie -Mówiąc to, wyciągnęłam telefon z kieszeni, podjechałam trochę do przodu i zrobiłam mu zdjęcie. Wyglądał uroczo, miał zarzuconą  czarną kurtkę, na głowie zapięłam mu luźno kask. Na początku trochę się sprzeciwiał, ale ostatecznie postawiłam na swoim. Patrzył wprost na aparat, jego mina była skupiona, ale jednocześnie na jego twarzy malował się uśmiech. Sebastian w pewnym momencie poczuł się dużo pewniej, wciąż twardo opierał ręce na kierownicy, zaczął ze mną rozmawiać. Po dłuższej przejażdżce zatrzymałam się przy moim ulubionym miejscu z dzieciństwa - placu zabaw.
- Żartujesz sobie? - Zaśmiał się, niezgrabnie zsiadając z roweru i opierając go przy płocie. Było już zimno, więc plac zabaw był całkowicie pust, znajdował się on przy jednej z najmniej ruchliwych ulic, był ogrodzony płotem, do którego prowadziła od zawsze skrzypiąca furtka. Na placu znajdowały się dwie huśtawki, karuzela i zamek ze zjeżdżalniami. Z racji mojego wieku fakt, że dawno mnie tu nie było, nie był zaskoczeniem. Usiadłam na huśtawce, będąc pewna, że Sebastian usiądzie obok. Zrobił to, złapał się rękami za łańcuch trzymający plastikowe siedzenie. Ja natomiast odepchnęłam się lekko od ziemi i zaczęłam się delikatnie bujać. Uśmiechnęłam się w jego kierunku, coraz mocniej odpychając się nogami, on natomiast dalej siedział nieruchomo.
- Podoba mi się tutaj, jest tu tak cicho. Spokojnie. - Powiedział, patrząc na mnie.
- Przez całą drogę cały czas nadawałam, nie wiem, czy jest tu ci tak cicho – odparłam patrząc na niego. Przez całą drogę opowiadałam mu o tym jak w dzieciństwie jeździłam tymi ulicami, o tym kogo nie lubiłam w szkole, o tym jak spędzałam tutaj  wakacje. Gdy przejeżdżaliśmy obok domów znanych mi osób, opowiadałam mu ich historię, jakieś wspomnienia z nimi. Opowiadałam mu tak właściwie o wszystkim, on jednak nie zdawał się być tym znudzonym. Nie mówił za dużo, ale cały czas się uśmiechał i mnie słuchał. Teraz również się uśmiechnął się jeszcze szerzej i spojrzał mi w oczy.
-To właśnie definicja mojego spokoju - Wciąż trzymał stopy mocno przytwierdzone do ziemi. Ja jednak mocno się bujając, zdałam sobie sprawę, co właśnie powiedział. Huśtawka coraz to zmniejszała swoją prędkość, a ja patrzyłam na chłopaka. To właśnie definicja mojego spokoju

Tylko kilka randek Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz