11. Frajerri

202 10 20
                                    

Trening skończył się po półtorej godziny idealnie wtedy, gdy przyszło mi powiadomienie, że zostało mi ostatnie 20% baterii. Tak, wolałam patrzeć w telefon, niż na ciągle wywalanie się chłopaków na boisku. Nie wiem, kiedy będzie jakiś mecz, ale nie zapowiada się to dobrze.

Zwinęłam swoje rzeczy z siedzenia obok i zeszłam ze stopni trybun na ziemię. Kiedy upewniłam się, że Aaron mnie obserwuje, bo z tego co zauważyłam, robił to dość często, co powoli zaczęło mnie przerażać, udałam się za budynek z szatniami chcąc iść do głównej części szkoły, żeby poczekać na niego przy wejściu.

Słońce przyjemnie świeciło, więc zdecydowałam się poczekać na Aarona przed wejściem. Długo nie musiałam czekać na jego telefon. Jest jakiś zbyt nadopiekuńczy czy jak.

- Co? - zapytałam przykładając telefon do ucha.

- Co tak nie miło? - zaśmiał się na co automatycznie się uśmiechnęłam. - Gdzie jesteś?

- Przed głównym wejściem do szkoły. - dźwięk zakończonego połączenia rozległ się w słuchawce, więc bez patrzenia na telefon, wsunęłam go do tylnej kieszeni. Usiadłam na schodku i zaczęłam bawić się bransoletkami na mojej ręce. Zawsze miałam ich dużo. Można by nawet stwierdzić, że je kolekcjonowałam. Za każdym razem gdy jeździłam z rodzicami czy z Daisy do innych stanów, kupowałam jedną bransoletkę.

Były to dla mnie takie małe wspomnienia. Ostatnio nabyta była z napisem „I love Arizona". Byłam tam z Daisy. Rodzice dalej o tym nie wiedzą i nawet nie zauważyli, że mam nową bransoletkę.

Cisza panująca wokół została zagłuszona przez głośny trzask drzwi. Jestem pewna, że serce mi na chwilę stanęło. Jestem typem osoby, która jest w stanie wystraszyć się najmniejszego hałasu.

- Chcesz żebym zawału dostała? - zapytałam głośno obracając się w stronę Aarona.

- Wybacz wielmożna pani najdroższa. - ukłonił się i prześmiewczo do mnie uśmiechnął. Były momenty, kiedy rzeczywiście go lubiłam, ale bywały momenty, kiedy był irytujący. W ciągu 4 dni zdążyłam się o tym przekonać.

- Zabawne. - wstałam ze schodków i ruszyłam na parking. Nie wiedziałam, gdzie jest jego auto więc zatrzymałam się i obróciłam w jego stronę. Zaraz za nim zobaczyła grupkę chłopaków z drużyny, w tym Charlesa, Paula i Lorenzo.

- Pantoflarz. - rzucił jakiś chłopak do Aarona, ewidentnie spoglądając na mnie. Chyba, że miał zeza. Stałam metr dalej, więc małe były szanse, żebym nie widziała gdzie się gapi.

- O co kurwa masz problem? - warknął Aaron i podszedł troszkę bliżej chłopaka.

- Daj spokój. - powiedział Paul i szarpnął Aarona za ramię. Delikatnie się do niego uśmiechnęłam licząc, że to jakoś udobrucha bruneta i odciągnie go od dziwnego pomysłu. Na przykład wdanie się w bójkę. Nie ufam mu, od początku dzisiejszego dnia.

- Słuchaj mam sprawę. - Charles niespodziewanie zarzucił rękę na moje barki. Odwróciłam zdezorientowana głowę w jego stronę wcześniej upewniając się, że Aaron idzie obok.

- Tak?

- Jesteś dziewczyną co nie. Ja też mam dziewczynę. - zaczął i wcisnął mi swój telefon do ręki. - Dziewczyny się rozumieją i mniej więcej wiedzą, co będzie się podobać drugiej.

- Nie znam twojej dziewczyny, ale cokolwiek będziesz potrzebować to pomogę. - powiedziałam i spojrzałam za telefon, na chodnik, aby upewnić się, że się nie wywrócę.

- Cameron jest ładną rudowłosą laską z ciemnymi oczami, chyba. Lubi biegać i mieszka w Anglii w Londynie. - wytłumaczył mi szybko i poklikał coś w telefonie, który trzymałam. Sekundę później widziałam śliczną dziewczynę uśmiechającą się do kamery. Trzymała na rękach szarego kota i składała na jego głowie pocałunek. Miała na twarzy kilka piegów, a jej czekoladowe oczy błyszczały w radości.

Tamtego WieczoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz