10. Ja o niczym nie wiem Ablu.

162 9 18
                                    

Skłamałabym jeśli powiedziałabym, że nie bolało. Bo bolało i to tak cholernie mocno, że myślałam, że się popłaczę. Niestety zostało mi to uniemożliwione przez Sofię, która do mnie podbiegła.

- Widziałam wszystko, trochę też słyszałam. Zerwaliście? - zapytała z nutą nadzieji w głosie.

- Tak. - odparłam i się do niej uśmiechnęłam. Powstrzymałam wszystkie łzy, jakie miały teraz ochotę uciec z moich oczu.

- Widzisz, teraz możesz zacząć nowy rozdział. Może nawet z Aaronem. - puściła mi oczko i się zaśmiała. Również się zaśmiałam przez jej zaraźliwy śmiech.

- Wszystko okej? - usłyszałam za sobą głos Aarona. Przewróciłam oczami jednak odwróciłam się do niego. Miałam już dość ludzi dzisiaj.

- Tak. - odparłam, spojrzał na mnie, a z jego wzroku wyczytałam „postąpiłaś zgodnie z umową?", dlatego lekko pokiwałam głową.

- Czy ja o czymś nie wiem? - zaśmiała się i sięgnęła do kieszeni spodni po telefon. Zmarszczyła brwi i coś kliknęła po czym przyłożyła telefon do ucha. Przekręciłam głowę w bok i przyjrzałam się jej uważnie. - Co? Możesz powtórzyć?

- Co się stało? - szepnęłam niemal niesłyszalnie.

- Co zrobił? - odwróciła się jakby kogoś szukała. - Dobra idę. - szybko się rozłączyła i spojrzała na mnie zaniepokojona.

- Co jest? - zapytałam szybko.

- Dustin złamał rękę i chyba coś jeszcze. Wdał się z kimś w bójkę. Karetka już jedzie. Mama powiedziała, że mam iść do pielęgniarki i poczekać z nim. - mruknęła dziewczyna. Wyglądała jakby miała się zaraz popłakać.

- Iść z tobą? - zapytałam pospiesznie.

- Nie, dam radę. - uśmiechnęła się. Znałam ją na tyle długo, że nie oszukała mnie tym uśmiechem. Widziałam, że się martwi i to w cholerę. Kto by się nie martwił. Mimo, że to starsze rodzeństwo, to i tak, każdy z nas w głębi duszy je kocha. - Zajmij się nią. - tym razem zwróciła się do Aarona, a ja szczerze chciałam ją rozszarpać, kiedy to uslyszałam.

- Jasne, leć. - powiedział Aaron. Objął mnie na wysokości szyi i przyciągnął do siebie, dając znak Sofii, że na pewno dobrze się mną zajmie. Nie wiem czy mam się bać czy jak. - Odwiozę cię do domu. Mam trening, więc jak chcesz, to mogę się zwolnić, chyba że poczekasz.

Za szybko mówił i za szybko wszystko proponował.

- Nie, spoko, mogę wrócić autobusem. Jedzie za... - spojrzałam na telefon, sprawdzając godzinę. - za 7 minut.

- Nie było tego w moim pakiecie propozycji. - stwierdził stanowczo.

- Dobrze, poczekam, aż skończysz trening. - powiedziałam i ruszyłam za chłopakiem do szkoły na boisko. Po co ja się w ogóle zgodziłam?

- Widzisz, od razu mogłaś na to przystać. Jak prawdziwa księżniczka pojedziesz autem, a nie jakimś autobusem szkolnym. - powiedział pewnym siebie głosem.

Księżniczka.

Nie wiem czemu, ale zrobiło mi się jakoś tak ciepło na sercu. Może warto się wpakować w coś z nim. Może on pokaże mi, jak to jest być traktowaną jak prawdziwą „księżniczkę". Chyba, że ma nieodpowiedni dobór słów i powiedział to totalnie randomowo. Ewentualnie istnieje opcja, że jestem ostatnią dziewczyną w szkole, której jeszcze nie zaliczył i chce to zmienić. Krążą o nim różne plotki.

Może trzeba się samemu przekonać, jaki jest naprawdę.

- Pójdziesz na trybuny na boisko sama, czy cię zaprowadzić? - zapytał zatrzymując się przed szatnią.

Tamtego WieczoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz