29. Pozwę cię na psy!

127 5 1
                                    

Poczułam pieczenie w gardle, gdy tylko zobaczyłam jakieś żałosne serduszko dopisane przy imieniu jeszcze bardziej żałosnej Mii. Nawet nie wiedziałam kim ona kurwa jest! Zachciało mi się płakać i poczułam gulę w gardle z zazdrości.

Aaron spojrzał na mnie przerażony, jakby właśnie zawaliło mu się całe życie. Wcale tak nie było. Po prostu byłam zazdrosna, że zdradza mnie z jakąś kurwą Mią i nawet nie powiedział mi kim ona jest. Jebany chuj.

- To nie tak jak myślisz. - zaczął. Nawet nie byliśmy w związku, więc z czego on się chciał tłumaczyć? Wstałam z łóżka, nie dając mu dokończyć. Zabrałam ze sobą swój telefon i wyszłam z jego pokoju. - Aurora, czekaj. Kurwa wracaj tu.

Zbiegłam po schodach na dół i pospiesznie zaczęłam wycierać łzy, które nawet nie wiem kiedy, pojawiły się na mojej twarzy. Historia lubi się powtarzać. To samo było z Ericiem. Wiedziałam, że z niego babiarz i tyle, ale stwierdziłam, że jebać plotki. Finalnie to plotki jebią mnie.

Kurwa, to źle brzmi.

Uśmiechnęłam się przelotnie do jakiejś brunetki stojącej w fartuszku do sprzątania. Była mniej więcej w moim wieku, może trochę starsza. Odwzajemniła uśmiech i przepuściła mnie w drzwiach, za co byłam jej cholernie wdzięczna, bo słyszałam za sobą kroki Aarona.

- Aurora, kurwa, zaczekaj! Pozwól mi to wyjaśnić! - krzyknął za mną, na co tylko wystawiłam mu środkowy palec.

- Jebał cię pies, Cortez! - odkrzyknęłam, nawet się nie odwracając. Wyszłam z rezydencji i na moje nieszczęście to samo zrobił ten szmaciarz.

- Aurora, wracaj tu! - uniósł głos. Zatrzymałam się w miejscu i uśmiechnęłam pod nosem, na mój genialny plan. Odwróciłam się i podeszłam do chłopaka po czym skrzyżowałam ręce pod piersiami.

- Słucham.

- To moja koleżanka. Ta z Hiszpanii. Nie jesteśmy nawet razem, więc nie wiem o co się wkurwiasz. Przepraszam Aurora, naprawdę. - uniosłam brwi i spojrzałam rozbawiona na chłopaka.

- Masz rację. Nie jesteśmy razem. Więc ty idź odebrać od Mii, twojej koleżanki, a ja wrócę do domu. Nie jestem wkurwiona. Nie wiem co ty sobie wymyśliłeś. - sztucznie się uśmiechnęłam i odeszłam. Znaczy taki miałam plan. Nie odeszłam, bo złapał mnie za łokieć i obrócił w swoją stronę.

- Nie skończyłem. - powiedział, na co przewróciłam oczami.

- Ale ja skończyłam. - wyrwałam się i ponownie spróbowałam odejść. Nadal na marne. - Wypieprzaj.

Nie puścił mnie, więc jedynym sensownym rozwiązaniem w tej sytuacji było przyjebanie mu. Sprzedałam mu liścia i myślałam, że to pomoże, ale gówno prawda, bo złapał mnie jeszcze mocniej i cicho się zaśmiał. Okej, popełniłam błąd. Malusieńki.

- Wracamy do domu. Porozmawiajmy. - poprosił i szarpnął mnie za rękę. Zioło nie powinno przypadkiem uspokajać?

- Nie mamy o czym. Odbierz od swojej koleżanki, a mi daj spokój. - o dziwo puścił mnie i wyciągnął telefon. Zdezorientowana odeszłam od niego z planem wyjścia przez bramę.

Brama zaczęła się powoli zamykać, a mi został jeszcze spory kawałek do niej. Aaron nie okazał się taki łaskawy, żeby dać mi spokój. Wyciągnął telefon tylko po to żeby w aplikacji zamknąć tą jebaną bramę.

- Poważnie? - krzyknęłam do niego.

- Nic siłą, ale nie wyjdziesz stąd, dopóki ze mną nie porozmawiasz. - uśmiechnął się kpiarsko.

- Nie wiem czy wiesz, ale w dzieciństwie skakałam przez płoty. - odwróciłam się i spojrzałam na trzy metrową bramę. Przez to chyba jednak nie przeskoczę.

Tamtego WieczoruOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz