Jak ja nie chcę tam iść. Jest piątek i szkoła. Kto to wymyślił? To nie szkoła tylko więzienie. Bo tyle jest zakazów, że to hit. Niech jeszcze mundurki nam dadzą to wtedy będzie prawdziwie więzienie. Westchnęłam ciężko i wstałam z łóżka. Weszłam do garderoby i zastanawiałam się co ubrać. Na zewnątrz jest niby słońca ale też i mały wiatr. Po piętnastu minutach wybrałam czarne szerokie spodnie z sześcioma kieszeniami, wybrałam jeszcze białą bluzkę na długi rękaw, która przylega do ciała oraz czarną koszulkę z jakimś zespołem.
Poszłam do łazienki i się przebrałam. Wróciłam do pokoju i usiadłam do toaletki. Pomalowałam się lekko, zrobiłam sobie trzy dobierane warkocze do połowy głowy i z nich kitka oraz z przednich pasemek dwa warkocze, które ozdobiłam. Zastanawiałam się czy ubierać soczewki. Tak naprawdę nigdy nie wychodziłam bez nich. Jedyny dzień to był wtorek. Postanowiłam jednak ich nie założyć. Mam nadzieję, że nie będzie jakoś to widoczne. Kurwa kogo ja chcę okłamać? Oczywiście, że siebie. Widać to i mocno bo jedno brązowe, a drugie zielone. Westchnęłam ciężko i wzięłam plecak i po chwili byłam już w kuchni.
Zrobiłam sobie jajecznicę z szczypiorkiem oraz sok jabłkowy. Boże ja chcę mój, a nie ten ale obiecałam sobie, że będę piła go mniej. Przed chwilą postanowiłam do wtorku nie pić, a później będę piła ile będę chciała. Po dziesięciu minutach do pomieszczenia wszedł Tom ubrany do pracy. O boże on jest ubrany do pracy i Jena nie musiała go ścigać z tym.
-Trzeba to zapisać w kalendarzu- powiedziałam
-Co niby?- zapytał upijając łyk mojego soku
-To, że Jena nie musiała ciebie ścigać z ubieraniem się jak dziecko- zaśmiałam się
-Ha ha ha bardzo śmieszne- zaśmiał się głupio- ja również mogę coś zapisać w kalendarzu
-Co?- zdziwiłam się
-To, że idziesz do szkoły bez soczewek- podkreślił ostatnie słowo- czemu w ogóle nie idziesz w nich?- dodał po chwili
-Bo oczy zaczęły jakoś mnie boleć więc dałam im spokoju- powiedziałam z pół prawdą
-Oh rozumiem- uśmiechnął się- Jena chodź tutaj bo się spóźnimy!- wydarł się- a i jutro musisz wstać i ósmej aby na osiemnastą być gotowa- skierował te słowa do mnie
-Już idę nie musisz się tak drżeć- powiedziała wchodząc do pomieszczenia
-Widzisz jak ja się czuję?- zapytał głupio
-Zaraz poczujesz ale moją rękę na tyle głowy- powiedziała upijając sok pomarańczowy
Kurwa jak ja go chce. Ale nie dam radę jeszcze te kilka dni. Przecież sam radę. Najwyżej jak nie to będę przedłużała czas o dzień.
-Dobra wy się szykujcie, a ja już jadę do szkoły- powiedziałam i po pożegnaniu się wyszłam z domu.
Weszłam do auta i skierowałam się w stronę więzienia inaczej szkoły. Powinno to się nazywać zakład tortur młodzieży. Serio ja mówię bo kto normalny zadaje z dziesięć zadań na drugi dzień? Oh już wiem kto taki, baba od matmy rozszerzonej. Ona musi się leczyć.
Po dziesięciu minutach byłam już przed budynkiem. Wyszłam z pojazdu i zamknęłam go po czym ruszyłam w stronę szkoły. Było wiele osób przed budynkiem bo było z pięć minut przed lekcją. Każdy robił swoje ale osoby bliżej które dobrze widziały moja twarz patrzały się w moje oczy. Gadały coś do siebie, a ja starałam się aby czegoś nie powiedzieć ale to było trudne. Kiedy weszłam do szkoły było o wiele więcej tych spojrzeń. Nigdy nie widzieli osoby z heterohromią? Najwidoczniej nie.
-Czego się gabicie?- zapytałam tak głośno żeby dużo osób to usłyszało
Każdy nagle wrócił do swoich zadań. Poszłam do klasę i usiadłam do ławki. Czekałam na Andresa o ile się zjawi. Wyjęłam potrzebne rzeczy i sprawdzałam media. Zabrzmiał drzwonek, a chuja nie ma nadal. Tylko go spotkam to zabije go.
CZYTASZ
W drodze do miłości
Teen FictionAshley od 4 lat jest w rodzinie Crossów i czuję się w niej jak w prawdziwej i nie wyobraża sobie innej rodziny. Na początku roku szkolnego Ashley dowiaduje się, że musza przeprowadzić się do Sydney przez nową pracę Toma i Jeny. Już pierwszego dnia...