~Rozdział 2~

618 16 0
                                    

Archer
Gdy wróciłem z zakopów z Lizzy, poszłam do naszych badaczy
- dajcie mi wszystkie informacje o Elizabeth Evans - powiedziałem, wbiegając do hali.
- Co dokładniej potrzebujesz? - zapytał jeden z pracowników. Numer domu? pesel? numer telefonu? Informacje o rodzinie?
- Tak, dajcie wszystko, napiszcie mi na kartce i zanieście do mojego gabinetu, zrozumiane? - zapytałem głośno, żeby każdy zrozumiał.
- Zrozumiane, wszystkie informacje doniesiemy za dziesięć minut.

Tak jak prosiłem, dziesięć minut później doniesiono mi dokumenty.
- Nazywa się Elizabeth Evans, ma siedemnaście lat. Mieszka z ojcem alkoholikiem. Jej matka zmarła dwanaście lat temu. Mieszka w jednorodzinnym domu na głównym rynku. Numer telefonu to: 230874012, pesel to: 28022002, numer domu to Las Vegas Boulevard Pracuje w KFC. Coś jeszcze? - zapytał mnie stojąc przy drzwiach.
- Już nic, dzięki za informacje - powiedziałem, siadając na biurku i biorąc dokumenty do ręki.

Widząc, że nie dali mi jeszcze konkretniejszych informacji, postanowiłem się z nią zaprzyjaźnić. W końcu byliśmy w tym samym wieku. Wyszłem z biura z zamiarem udania się do KFC, by spotkać Lizzy. Zazwyczaj jadałem w pięciogwiazdkowych restauracjach, ale czego się nie robi dla zawarcia przyjaźni. Wsiadłem do swojego samochodu i pojechałem do restauracji.

Wyszedłem z auta, zamknąłem je i poszedłem do lokalu. W środku zastałem tłumy ludzi, lecz ja szukałem jednego człowieka.
- Dzień dobry... Archer, cześć, co ci podać? - zapytała mnie brunetka.
- Hej laleczko, daj mu kubełek ostrych nóżek i colę - powiedziałem, wyciągając kartę.
- Dobrze, za to będzie dwadzieścia dolarów, kartą czy gotówką? - powiedziała.
- Kartą. Ile będę tak mniej więcej czekał? - powiedziałem, próbując nawiązać dłuższą rozmowę.
- Dobra ciacho, sprężaj  się, bo inni też chcą zamówić - powiedziała. Na co ja wybuchłem śmiechem, zignorowałem dziewczynę i dalej rozmawiałem z Lizzy.
- To ile będę czekał?
- Pięć minut - powiedziała, speszona.

Poszłam do wolnego stolika, a po dwóch minutach usłyszałem swój numerek.
- Dziękuję bardzo. O której kończysz? - zapytałem.
- O czwartej - powiedziała.
- To teraz tak?
- Tak.
- To ja na ciebie poczekam na dworze, dobrze?
- Yyy... okey, przebiorę się i możemy iść.

Wyszłem z restauracji i poszłem na ławkę obok parkingu. Usiadłem i zobaczyłem zmęczoną Lizzy.
- Chodź, odwiozę cię do domu - powiedziałem.
- Dzięki.
- Podasz mi swój adres?
- Y, co? Tak, jasne, ulica Hollywood Boulevard.
- Idziesz jutro do pracy?
- Nie.
- Nie chcesz się jutro spotkać na kawę?
- Jasne, o której?
- O czternastej, pasuje?
- Tak, jasne.
- No to do jutra, Lizzy.
- Możesz tak na mnie nie mówić?
- Dobrze, a dlaczego?
- Moja mama tak na mnie mówiła.

Widziałem w jej oczach łzy.
- Przepraszam. Hej, nie płacz
- no to pa, ja już idę, bo późno.
- Pa, Lee.

Poczekałem aż wejdzie do domu i odjechałem. Miałem wyrzuty sumienia, że ją tak nazwałem. Około godziny pierwszej znalazłem ją na messengerze i stwierdziłem, że napiszę do niej.

Archer Johnson: Hej, jeszcze raz przepraszam za to, nie chciałem cię urazić. Mam nadzieję, że spotkanie dalej aktualne?

Elizabeth Evans: Nic się nie stało i tak, spotkanie dalej aktualne.

Archer Johnson: Cieszę się, wyśpij się dobrze do jutra, Lee.

Elizabeth Evans: Dziękuję, ty też, pa, Archer.

Elizabeth Evans wysłała zaproszenie do grona znajomych.

Rano czekałem aż mama skończy robić  mi śniadanie, przy którym siedziałem spięty jak struna, aż mój telefon zawibrował.

Gilbert Johnson: Gdzie jesteś?
mamy spotkanie

Archer Johnson: W domu, śniadanie jem.

Gilbert Johnson: Szybko przyjechał Arnold.

Archer Johnson: Muszę się jeszcze umyć i ubrać.

Gilbert Johnson: To idź się myć.

Archer Johnson: Będę za 10 minut.

Archer Johnson: Lee, możemy przenieść spotkanie na godzinę 19?

Elizabeth Evans: Jasne, coś się stało?

Archer Johnson: Mam spotkanie w pracy, o którym zapomniałem. Przepraszam, muszę lecieć.

Mafia wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz