~Rozdział 4~

332 13 0
                                    

Archer
Gdy weszłem do domu, spotkałem w kuchni mamę, która kazała mi iść do gabinetu ojca.
- Słucham? - zapytałem.
-Synu, proszę, opowiedz mi wszystko, co wiesz o Elizabeth i jej ojcu.
-Wiem tyle, co ty.
-Dobrze, a wiesz, jaki jest plan?
-Nie.
-Dobrze, więc Lucas uśpi jej ojca, ty wejdziesz do jej pokoju. Najpierw dowiedz się, w którym pokoju mieszka, i ją porwiesz. A jako że nie mamy wolnych pokoi, będzie siedzieć u ciebie w pokoju. Zrozumiano?
-Tak. To kiedy będziemy ją porywać?
-Jutro wieczorem.
-To ja się pójdę dowiedzieć, w którym pokoju mieszka.
-Będziesz z nią rozmawiał?
-Tak, idę do niej.
-Weź jej kup stokrotki.
-Czemu stokrotki?
-to jej ulubione kwiaty.
-Dzięki.
Gdy wyszedłem z biura taty, minąłem w salonie całe moje rodzeństwo z ich dziewczynami.
-Wszystko w porządku? - powiedziała moja mama, wyrywając mnie z zamyślenia.
-Tak, zamyśliłem się. Potrzebujesz czegoś z sklepu?
-Nie, dziękuję.
-Dobrze, to na razie. Wrócę za godzinę.
-Pa.
Poszedłem do garażu po swoje auto i wyjechałem na podwórko. Oczywiście kluczy do bramy zapomniałem, więc musiałem wracać do kuchni.
-A nie mówiłam, zostawiaj klucze w aucie?
- Mówiłaś.
Droga do sklepu i kwiaciarni minęła mi szybko. Wziąłem stokrotki dla Lee i róże dla mamy.
-Dobry wieczór, jest może Elizabeth?
-No jest, u siebie w pokoju. Idź do niej.
-Dobrze.
Weszłem po schodach i zapukałem do drzwi z literką E. W pomieszczeniu znalazłem Lee, która leżała z turbanem na głowie i książką w ręce.
-Tato, co się stało? Nie mam teraz czasu, uczę się.
-Jak chcesz, to możesz nazywać mnie tatą.
-Archer? Co ty tu robisz?
-Przyniosłem ci kwiatki.
- Stokrotki, to moje ulubione. Skąd wiedziałeś?
-Nie wiedziałem, wyglądały ładnie w kwiaciarni i kojarzą mi się z tobą.
- O Jezu, dziękuję - powiedziała, rzucając mi się w ramiona.
-Nie ma za co - powiedziałem, uśmiechając się.
-Co robisz?
-Uczę się na biologię, ale nie mogę zapamiętać odpowiedzi.
-Spokojnie, ty idź po wazon i wodę, a ja ci pomogę uczyć, dobrze?
-Okey, dziękuję bardzo, nawet nie wiesz, jak mnie ratujesz.
Gdy Lee poszła po wazon i wodę, ja wziąłem podręcznik od biologii.
-Jezu, zachciało mi się być chirurgiem.
-Uczysz się o tętnicach?
-Tak.
-Poczekaj, muszę gdzieś zadzwonić.
-Hej, Lucas, ty w domu jesteś jeszcze?
-Tak, a co?
-Przywiózłbyś  mi tego manekina z tętnicami? Wyślę ci pinezkę na jaki adres?
-A co mam powiedzieć ojcu, jak zauważy, że go biorę?
-Powiedz mu, że ja potrzebuję, bo uczę się biologii.
-Ok, będę za dziesięć minut.
-Ok, dzięki, pa.
Powiedziałem, rozłączając się.
-Poczekaj dziesięć minut.
-Dobrze?
Podczas mojej rozmowy z Lee zadzwonił do mnie Lucas.
-Chodź po to.
-Już idę.
-Czekam przed domem.
-Ok.
-Chodź, idziemy.
-Gdzie?
-Chodź przed dom.
-Tylko się ubiorę.
- Okey.
Gdy zeszliśmy po schodach, na krześle w kuchni siedział jej ojciec.
-Gdzie idziesz?
-Zaraz przyjdę.
-A przedstawisz mi swojego chłopaka?
-Chłopaka? A, dobra... Tato, to jest Archer.
Archer, to mój tata
-Dobry, po raz drugi.
-No, dobry. Szybko się wracajcie.
-Ok, tato.
Wyszliśmy z domu i zobaczyłem samochód Lucasa.
-Hej, masz? - powiedziałem, otwierając drzwi.
-Tak, w bagażniku jest.
-To otwieraj.
-Hej, jestem Lucas Johnson - powiedział, podchodząc do Lee.
-Hej,  Elizabeth Evans.
-Dzięki, powiedz mamie, że wrócę przed północą .
-Ok, do później.
-Do później.
Gdy odjechał, weszliśmy do domu.
-Co to jest? - zapytała.
-Manekin z tętnicami, mówiłaś, że masz z nimi problem.
-Jezu, jaki jesteś słodki, dziękuję.
No to pokaż, czego się nauczyłaś w tej szkole.
***
Godzina 19:00
Wraz z Lucasem podjechaliśmy pod dom Lee. Widziałem, że w jej pokoju i kuchni się świeci. Więc Lucas ubrał kominiarkę i wszedł przez drzwi frontowe. Słychać było tylko krzyk ojca. Luc przez okno pokazał mi, że mogę wejść. Więc idąc po schodach, zobaczyłem Lee wychodzącą z łazienki.
-Archer, co ty tu robisz?
-Cicho, siedź i chodź - powiedziałem, dając jej dłoń.
-Mogę się ubrać?
-Nie ma czasu, chodź, Lee.
-A dokąd idziemy?
-Lee, później. Chodź, bo będziemy mieć problem.
-Yyy... Dobrze.
Wychodząc, widziałem, że Lucas stoi obok tylnego siedzenia.
-Otwieraj - powiedział.
-Wsiadajcie.
Oboje wsiedli w ciszy: Lee z przodu, a Luc z tyłu. Droga do domu minęła bardzo szybko. Lucas próbował zagadywać Lee, ale była tak zamyślona, że połowę pytań musiał powtarzać.
-Witaj w twoim tymczasowym domu. Jako że nie mamy wolnych pokoi gościnnych, będziesz w jednym pokoju z Archerem - powiedział.
-Yyy... okey.
- Ale jeszcze będziesz musiała iść do naszego ojca.
-Po co?
-Ma do ciebie parę pytań. Archer pójdzie z tobą, później oprowadzi cię po domu. Jak będziesz głodna, to zejdź do kuchni.
-Dobrze.
Wyszliśmy z samochodu i poszliśmy do gabinetu ojca.
-Witaj, Elizabeth. Mam do ciebie parę pytań. Możemy porozmawiać?
-Tak.
-Dobrze. Jak traktuje cię ojciec?
-Jak wypije, to mnie ignoruje, a jak jest trzeźwy, to próbuje nawiązać relacje.
-Wiedziałaś, że twój ojciec jest u nas zadłużony?
-Co? Naprawdę? Nie, nie wiedziałam, ale przykro mi, ja nie będę w stanie wam oddać.
-Spokojnie, zadzwonimy do niego i zapytamy, czy woli dać nam pieniądze czy ciebie.
-Czy będziecie mnie tu przetrzymywać?
-Nie, skądże. To będzie twój nowy dom. Będziesz tu mieszkać na razie z Archerem, ale jak zwolnią się pokoje, to ci damy.
-Co z moimi rzeczami?
-Najważniejsze ci przywieziemy, a ubrania pojedziesz kupić z Archerem na mój koszt.
-A co z moją pracą?
-Zwolnisz się. Pod moim dachem nie będziesz potrzebować pracy.
-Dobrze?
-Masz jakieś jeszcze pytania?
-Nie.
-Dobrze, możecie iść.
Wstaliśmy i poszliśmy do kuchni.
-Zaraz jemy kolację.
-Dobrze. Masz może jakieś dresy i bluzę?
-Tak.
-Pożyczysz? Bo w tym szlafroku nie za ciepło.
-Tak, jasne, chodź do pokoju.
Gdy się przebrała, wróciliśmy, gdzie byli już wszyscy.
-O, Archer, słońce, to twoja nowa dziewczyna? - zapytała mama.
-Jeszcze nie.
-Jeszcze? - szepnęła mi do ucha.
-To twoje dresy i bluza? - zapytała Elen.
-Tak, Lee przyjechała w samym szlafroku.
-Dlaczego? - zapytała Mona.
-No, tak jakby miałem zlecenie, żeby ją porwać, bo jej ojciec się u nas zadłużył, a poznaliśmy się na cmentarzu - powiedziałem.
-Jak romantycznie - powiedział ironicznie Harry.
-Dobrze, chodźcie, idziemy zjeść, bo ostygnie - powiedziała mama.
Po zjedzeniu wszyscy, oprócz taty, bo musiał gdzieś jechać, poszliśmy do salonu. O godzinie dwunastej Lee usnęła mi na kolanach, więc delikatnie ją podniosłem i zaniosłem do sypialni, położyłem ją na łóżku i położyłem się obok niej. Rano obudziłem się z przytuloną do mojego boku Lee.
-Wyspałaś się?
-Mhm.
-Idziemy na śniadanie, wszyscy już tam są.
-Mhm.
- Śpisz jeszcze?
-Mhm.
-Będziesz moją dziewczyną?
-Co?!
-O, wstałaś. Idziemy na śniadanie?
-No, chodź.

Mafia wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz