~Rozdział 21~

102 6 0
                                    

Archer

Po pięciu minutach weszliśmy do restauracji i usiedliśmy do stołu, gdzie były nasze dania. Gdy je zjedliśmy, wszyscy zostali pochłonięci w rozmowie.
- Yyy... tato.
- Tak, synu?
- Dzwoń do swojego ochroniarza, ktoś do Ciebie celuje.
- Alex, weźcie snajperów, i przyjeżdżajcie do restauracji.
Ojciec się rozłączył, a do restauracji weszła grupa mężczyzn ubranych na czarno z pistoletami w ręce. Wycelowali do czarnoskórego mężczyzny i odbezpieczyli pistolety, po czym podziurawili czarnoskórego.
- Pozbędziecie się go - rozkazał mój ojciec.
- Co to było? - zapytał zdziwiony Dylan.
- Próbowali naszego ojca zabić - powiedział John.
- Kiedy wracamy do domu? - zapytał Nicholas, obejmując Lily.
- Już się zbieramy - powiedział ojciec, wołając kelnera.
Mężczyzna dał mu pieniądze, wstał, a za nim wszyscy. Wyszliśmy a ja zarzuciłem ramię na barki Lee.
- Lee.
- Tak?
- Jedziemy na cmentarz.
- Dokąd jedziecie? - spytała Mona.
- Nigdzie.
- Przecież słyszałam, że gdzieś jedziecie.
- Mona, chuj ci do tego, gdzie jedziemy. Jestem dorosły.
- Czemu jesteś dla niej nie miły? - powiedział Harry, przytulając dziewczynę.
- Bo interesuje się nie swoimi sprawami - powiedziałem i przyciągnąłem Lee mocniej do siebie. Weszliśmy do samochodu, odpaliłem silnik, a do okna zapukał mój ojciec.
- Jedziecie teraz do domu?
- Nie.
- A dokąd?
- Na cmentarz.
- Dobrze, tylko nie wracajcie za późno.
- Ok.
Zamknąłem szybę i odjechałem z piskiem opon. Pod cmentarzem byliśmy piętnaście minut później.
- Poczekaj, wyciągnę z bagażnika znicza - powiedziałem, pomagając wyjść dziewczynie z samochodu. Ruszyliśmy w stronę grobu Gabrieli.
- Ale ja tu dawno nie byłam, a tak uwielbiam to miejsce.
- Wiem, Lee, ja też je lubię.
- Jeśli mogę spytać, dlaczego nazywasz mnie Lee? Nie mówię, że się mi nie podoba, po prostu się zastanawiam.
- Nie wiem, tak jakoś pasuje. Chyba że chcesz, żebym mówił do ciebie stokrotko.
- Pozostańmy przy Lee.
- Chyba że Lizzy ci nie przeszkadza.
- Z twoich ust? Nie z reszty tak.
Podeszliśmy do grobu, który został już naprawiony.
- Pięknie go zrobili - szepnęła dziewczyna, przejeżdżając ręką po czarno-złotej płycie.
- Zgadzam się - szepnąłem, po czym odwróciłem dziewczynę w moją stronę, przyciągnąłem ją do siebie, obejmując w talii i łącząc nasze usta w pocałunku.
- O fuj, kurwa.
- Co się dzieje?
- Chyba wdepnęłam - wyciągnęła telefon, zaświeciła pod swój but i spojrzała na mnie - w prezerwatywę.
- No to ksiądz na kamerze musiał mieć widoki - parsknąłem.
- Świeć tą świeczkę i idziemy - powiedziała.
- Nie mam zapalniczki.
- Minutka - powiedziała, stanęła prosto. Odwróciła się wokół własnej osi i krzyknęła - ma ktoś z was zapalniczkę?
- zza krzaka wyszedł Liam z zapalniczką w ręce. Lee zapaliła świeczkę i oddała własność chłopakowi.
- Dzięki wielkie, Liam - powiedziała, a chłopak wrócił na swoje miejsce.
- Skąd go znasz?
- Gdyby tylko jego jest tu też William, Joe, Jake, Jack, Jacob i Connor. Znam ich jak ugotowałam obiad, to im zaniosłam. Podziękowali, zjedli ze smakiem i wrócili do pracy.
- To dobre serce ciebie kiedyś nie daj Boże zabije - powiedziałem
- Oj, nie histeryzuj, tylko chodź, bo zimno.
Chwyciłem rękę dziewczyny i poprowadziłem w stronę auta, wyjąłem z bagażnika czarną bluzę i pomogłem jej ubrać . wpuściłem ją do środka, żeby nie marzła, odpaliłem samochód i wyjechałem z parkingu. Położyłem rękę na dźwigni zmiany biegów. Po chwili poczułem rękę Lee bawiącą się moimi sygnetami. Ściągnęła jeden i założyła go sobie na serdecznego palca, zaczęła mu się przyglądać .
- Pasowałby ci pierścionek zaręczynowy z zielonym brylantem pod kolor oczu, ale nie taki za duży, żeby nie bolała cię ręka od noszenia go.
- Czy ty właśnie oświadczyłeś mi, że mi się oświadczysz?
- Jak mnie nie zostawisz przez moją nadopiekuńczość.
- Nie, to jest urocze, że się o mnie martwisz. Niestety, ja tego nie umiem, nikt mnie tego nie nauczył.
- Ja tego od ciebie nie wymagam, lecz chciałbym, żebyś się czuła przy mnie jak najbezpieczniej.
- Tak się czuję, nikt się tak o mnie nie troszczył od śmierci mamy jak ty.
Wjechaliśmy do garażu i ruszyliśmy do pokoju.
- Archer! - krzyknęła mama z salonu widząc nas idących.
- Słucham.
- W restauracji nie dałam ci prezentu, więc daję Ci go tutaj.
Kobieta podała mi małe pudełko z złotym łańcuszkiem i literką „A".
- Uśmiechnąłem się i przytuliłem mamę.
- Dziękuję, coś jeszcze, czy mogę iść?
- Jeszcze my - powiedział Nicholas, wstając. Za nim podążała Lily z czarnym podłużnym pudełkiem.
Otworzyłem, a w środku były małe perełki.
- Dziękuję bardzo - powiedziałem.
- My też coś mamy - powiedziała Tess, dając mi duże pudełko zapakowane w ozdobny papier.
- Czy to jest to, co myślę? - spytałem uśmiechnięty od ucha do ucha jak małe dziecko - obie kupiłyście mi Lego, to musiał być spisek.
- Nie, po prostu wspólne zakupy - powiedziała Lee, leżąc na kanapie.
- Ciekawe, jak później wstaniesz.
- No jak to jak? Pomożesz mi, prawda?
- Jak zawsze.
Podszedł do mnie jeszcze Dylan z Elen, dając mi sygnet z czarnego złota.
- Trzymaj, mówiłeś, że ci się popsuły - powiedział Charlie, dając mi AirPods.
Podszedł do mnie Lucas , trzymając karton z białymi Air Force 1,.
Spojrzałem na Lee, która spokojnie spała na kanapie.
- Miło się rozmawiało. Dziękuję wszystkim za prezenty. Ale muszę zanieść swoją śpiącą królewnę do sypialni - powiedziałem, podchodząc do Lizzy. Położyłem ręce pod udami i na plecach, zaniosłem ją na górę.
Ściągnąłem jej buty, wziąłem wacik i płyn micelarny, zacząłem delikatnie wycierać twarz brunetki. Na sobie miała tylko tusz do rzęs i błyszczyk. Wyrzuciłem wacik i poszedłem na dół, wziąłem swoje rzeczy i wróciłem z powrotem na górę, przebrałem się i położyłem ,obejmując dziewczynę.

Mafia wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz