~Rozdział 29~

101 5 3
                                    

Archer

— Lee, jesteś już gotowa? — spytałem, ubierając buty.
— Tak, tylko się domaluję.

Wyszliśmy z pokoju i ruszyliśmy w stronę podziemnego garażu. Wyjechaliśmy i kierowaliśmy się w stronę lotniska. Po pięciu minutach byliśmy na miejscu, gdzie słychać było gwar rozmów.
•••

— Let's pack our stuff now and run away.
We can't be all we want in this small town.
Our life was rough, so let's make our days
What we want, and I'll give you my last name.
We'll take our chances after all these letdowns.
Let's keep our patience until ourselves are found.
All we wanted
Was a place to feel like home.

— Zaśpiewałam w usta dziewczyny część piosenki "Miserable Man" od Davida Kushnera. Po tej piosence poszliśmy na Arctic Monkeys. Gdy stanęliśmy pod sceną, rozbrzmiała melodia "Do I Wanna Know?". Jak zaczęli śpiewać, wykrzyknąłem, chwytając twarz dziewczyny w palce:
— I've been dreaming about you almost every night this week.

How many secrets can you keep?
I found a song
That somehow makes me think of you.
And I play it over and over
Until I fall asleep, spilling drinks on my couch.

— Pamiętasz? — spytałem, przyglądając się uśmiechniętej dziewczynie.
— I'm sorry to interrupt, it's just I'm constantly on the cusp
Of trying to kiss you.
I don't know if you feel the same as I do.
We could be together if you wanted to — zaśpiewała, łącząc nasze usta w pocałunku.
— Czy to pamiętam? Jak śpiewałeś mi to na balu? Tak bardzo dobrze pamiętam ten dzień.

Następnego dnia, a ostatniego dla nas, był koncert Girl in Red.
— We fell in love in October.
That's why I love fall.
Looking at the stars,
Admiring from afar.
My girl, my girl, my girl,
You will be my girl.
My girl, my girl, my girl,
You will be my world.
My world, my world, my world,
You will be my girl — śpiewałem, patrząc głęboko w oczy dziewczyny.
•••

Wysiadłem z samochodu, wyciągnąłem walizki i wróciłem po śpiącą dziewczynę. Ściągnąłem jej buty, położyłem na łóżku, ułożyłem się obok niej i przyciągnąłem ją do siebie. Rano obudził mnie delikatny pocałunek w usta.
— A za co to?
— Z śnieżką zadziałało, a poza tym, jak to mi raz powiedziałabyś, bez powodu nie mogę całować swojego chłopaka?
— Okej, spokojnie.
— Ogólnie, nie uwierzysz, kto do mnie dzwonił ostatnio.
— Kto?
— Rose.
— Kto to?
— Ona pracowała ze mną w KFC, chociaż pracowałyśmy tylko razem jeden dzień.
— Dlaczego jeden dzień?
— Bo jak mnie porwaliście, musiałam się zwolnić, a jak byliśmy oboje na zakupach, to szłam do nowej pracy po raz pierwszy, ale nie żałuję. Już nigdy nie spojrzę tak samo na te skrzydełka; jak się patrzy na to jedzenie od kuchni, aż odechciewa się to jeść.
— Jak się cieszę, że w miarę możliwości potrafię coś ugotować sa... — przerwałem, słysząc swój telefon. Mój tryb "nie przeszkadzać" najwidoczniej się wyłączył, ponieważ zaczęły przychodzić mi nadmierne ilości powiadomień:
10 nieodebranych połączeń od taty,
15 nieodebranych połączeń od Tess,
10 nieodebranych połączeń od Johna,
5 nieodebranych połączeń od Charliego,
5 nieodebranych połączeń od Emmy,
5 nieodebranych połączeń od Elen,
10 nieodebranych połączeń od Dylana,
10 nieodebranych połączeń od Lucasa,
5 nieodebranych połączeń od Lily,
5 nieodebranych połączeń od Olivii,
10 nieodebranych połączeń od Nicholasa,
25 nieodebranych połączeń od mamy.

— Filmik! Zapomniałem wysłać filmiku — powiedziałem, klepiąc się otwartą dłonią w głowę.
Elizabeth Evans: No hejka, co tam u was?
Charlie Johnson: Co tam u nas!? Gdzie wy jesteście?
Elizabeth Evans: W domku w Zakopanem.
Gilbert Johnson: Co wy robicie w Zakopanem?
Archer Johnson: Przyjechaliśmy na wakacje, ale tak jakby zapomnieliśmy wam o tym powiedzieć.

Mój telefon znowu zadzwonił. Widząc połączenie od mamy, szybko odebrałem, włączając głośnomówiący.
— Jakim sposobem jesteście w Zakopanem i ja nic nie wiem? — krzyknęła.
— No przylecieliśmy do Gdańska na Openera, a drugiego lipca pojechaliśmy do naszego domku w górach — powiedziałem spokojnie.
— Poczekaj, macie domek w Zakopanem? Kiedy Ty to kupiłeś?
— W styczniu.
— A dlaczego ja nic o tym nie wiedziałam? Wiecie, że ojciec do was poleciał? Jest już na lotnisku w Krakowie, tak do trzech godzin powinien być u was.
— Jesteś z nim? — spytałem, siadając na łóżku. Zapowiadała się długa rozmowa.
— Gdybym tylko ja była.
— Czy wy przewieźliście wszystkich do Polski?
— A co? Wolałeś, żeby ojciec posłał za wami FBI? Była taka propozycja, ale zaproponowałam, że przecież możemy po was polecieć. Twojemu ojcu przyda się chociaż trochę wakacji.
— Mamo, a ile macie zamiar tutaj zostać?
— Tak z tydzień.
— A wiecie, że my z wami nie wracamy do domu?
— Ale jak to nie?!
— My wracamy dopiero we wrześniu.
— Boże, już się wystraszyłam, że w ogóle nie wracacie.

Wyciszyłem mikrofon i powiedziałem:
— Musimy szybko jechać do sklepu po jakieś jedzenie. Wyposażenie domu. Trzeba im pokoje przygotować tak, żeby się do niczego nie przyczepili.
— Mamo, kto z wami jest?
— Ja, Gilbert, John, Tess, Charlie, Olivia, Nicholas, Lily, Dylan, Elen, Lucas i Emma.
— Okej, ja już muszę kończyć. Pa.

Podniosłem się i spojrzałem na dziewczynę, która zrobiła to samo.
— Jesteśmy w dupie — powiedziała.
— Mamy trzy godziny na kupienie jedzenia i wyposażenia pokoi. Ile mamy w ogóle pokoi? Choć zrobimy szybki tour po domu.
— Mamy dziewięć sypialni, dziesięć łazienek, kuchnię i salon — powiedziała, zapisując to w telefonie.

Wszedłem do samochodu, Lee zrobiła to samo i pojechałem w stronę centrum.
— Pierwsze idziemy z rzeczami do domu, a później po jedzenie. Wszedłem do homilii, wziąłem przezroczyste szklanki, czarne naczynia i tego samego koloru sztućce. Do tego jeszcze pojemniki do przechowywania.
Poszedłem do poszewek na kołdrę.
— Lee, jakie są wymiary łóżek?
— Chyba 160x200.

Chwyciłem białe poszewki o tych wymiarach i włożyłem je do trzeciego koszyka. Podzieliliśmy to na kategorie, aby było łatwiej.
— Już wszystko?
— Jeszcze ręczniki, płyny i mydła.

Zabrałem ostatnie potrzebne rzeczy i ruszyłem w stronę kasy.
— Gdzie teraz? — spytałem, czując, że mój telefon zaczął wibrować.
— Co tam, John?
— Mamy opóźnienie; będziemy około siedemnastej.
— Jasne, rozumiem — powiedziałem z u ulgą, rozłączając się.
— Mamy jeszcze cztery godziny. Gdzie teraz?
— Może po te mydła, a później po coś do jedzenia.
— Okej.

Po godzinie wróciliśmy do domu.
— Mamy po jedenaście pokoi. Ja się zajmę sypialniami i dwoma łazienkami, a ty weźmiesz resztę łazienek, kuchnię i salon.
— To co, spaghetti? — spytała, otwierając lodówkę.
— Nie mamy dużo czasu, więc tak.

Gdy skończyliśmy, zadzwonił dzwonek do drzwi.
— Już otwieram — krzyknąłem, otwierając drzwi.
— Archer, ty żyjesz! — powiedziała mama, przytulając mnie.
— Żyję, przecież rano rozmawialiśmy — mruknąłem, przepuszczając ich w drzwiach — chodźcie do kuchni, ugotowaliśmy obiad.
— Ugotowaliście, czy Elizabeth ugotowała? — spytał Nicholas, siadając do stołu.
— Ugotowaliśmy. Jak ci nie pasuje, to będziesz siedzieć o suchym pysku — powiedziała wkurzona Lee, nakładając jedzenie.
— Ej, spokojnie, nie słuchaj go, próbuje cię zirytować — szepnąłem, przytulając dziewczynę od tyłu.
— Wiem, i mu się udało, a teraz mnie, bo trzeba obiad podać.

Odsunąłem się od dziewczyny, pomogłem jej i usiedliśmy do stołu.
— Smacznego życzę, a ty, Nicholas, uważaj, abyś się nie zadławił makaronem.
— Lee — szturchnąłem wkurzoną dziewczynę.
— Co znowu? Przecież nie grożę mu, że wyrzucę go przez balkon z sali od biologii na ósmym piętrze, tylko ostrzegam, aby się nie udławił makaronem, mówiąc podczas jedzenia.

Mafia wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz