~Rozdział 25~

127 5 3
                                    

Archer

-Następnym razem zabronicie mi pić — powiedział Nicholas, wchodząc do kuchni.
— Trzymaj, przyda się — powiedziała Lee, podając chłopakowi tabletki i butelkę wody. — Aspiryna pomoże ci przetrwać ten dzień.
— Dziękuję ci, dobry człowieku — szepnął i przytulił dziewczynę.
— Nikt ci na siłę wódki nie wlewał, poza tym jakby ktoś ci powiedział, że masz nie pić, to zrobiłbyś wykład, że jaki to ty nie dorosły i że już ci dużo zrobić nie możemy — powiedział ojciec, patrząc na zegarek. — Miło się rozmawia, ale za chwilę mam spotkanie.
Wraz z Lee wyszliśmy z kuchni za ojcem i udaliśmy się w stronę garażu.
— A wy gdzieś jedziecie? — krzyknęła kobieta, żebyśmy ją usłyszeli.
— Do Ikei, wrócimy na obiad.
Wyjechaliśmy z posesji i ruszyliśmy w stronę wybrzeży miasta.
— Musimy iść na hot doga — szepnęła dziewczyna, wchodząc do sklepu.
— Zgadzam się.
Podeszliśmy do ramek, a ja poczułem, że ktoś mnie przytula od tyłu i to nie była Elizabeth. Odwróciłem się szybko i, widząc osobę, która mnie przytula, powiedziałem:
— Linda, puść mnie.
— Co to za lafirynda obok ciebie?
— Po pierwsze, odsuń się, bo masz zakaz zbliżania, a po drugie, nie... — zacząłem, ale nie dokończyłem, bo Lizzy zaczęła wymierzać ciosy w twarz Lindy.
— Nie lafirynda, tylko Elizabeth Evans.
— Pozwę cię.
— Oj, czekam z niecierpliwością — wysyczała i zadała kolejny cios.
— Puście mnie — syknęła, gdy ochroniarz zaczął ją podnosić.
— Zaraz przyjedzie policja — powiedział mężczyzna i zaczął ją wyprowadzać.
— Gdzie ją prowadzicie?
— Do naszego pokoju, tam poczekamy na policję.
Po pięciu minutach przyjechała policja i zabrała Lee i Lindę na komisariat.
— Wypuścimy ją za kaucją o wysokości tysiąca dolarów.
— Dobrze, rozumiem.
Podszedłem do swojego samochodu i zadzwoniłem do ojca.
Jeden sygnał, drugi, trzeci.
— Halo, coś się stało?
— Potrzebuję tysiąca dolarów.
— Po co ci?
— Elizabeth w Ikei pobiła się z Lindą i teraz jest w areszcie, i trzeba zapłacić kaucję, żeby wyszła.
— Za chwilę ci przeleję pieniądze i proszę, więcej nie pakujcie się w problemy.
— Okej, dziękuję.
— Mogę wpłacić kaucję?
— Jasne, kartą czy gotówką?
— Kartą.
Przybliżyłem kartę do terminala, a mężczyzna wstał, podał mi rzeczy kobiety i ruszył w stronę celi.
— Może pani już wyjść.
Lee wyszła z pomieszczenia, rozglądając się wokoło, jakby była tu pierwszy raz, co jest bardzo możliwe. Gdy mnie zobaczyła, podeszła do mnie.
— Do widzenia.
— Mam nadzieję, że nie będzie takiej potrzeby.
Wyszliśmy z budynku, ruszając w stronę samochodu. Poczułem wibracje w kieszeni.
— Co tam, mamo? — spytałem, przykładając telefon do ucha.
— Gdzie jesteście?
— Na komisariacie.
— Co wy robicie na komisariacie!?
— Elizabeth pobiła się z Lindą, długa historia.
— A wygrała chociaż?
— Powiem ci, nie było trudno.
Strzeliła jej z liścia, a ta się położyła na podłogę, więc usiadła na niej i zaczęła ją okładać pięściami, do momentu aż ochroniarze nie zaczęli odciągać Lee. Zabrali ją na komisariat , zrobili przesłuchanie, wsadzili do aresztu i wymagali kaucji. Mówiłem, długa historia, dobra, muszę kończyć.
Rozłączyłem się i wsiadłem za kierownicę.
— Przez tą rudą sukę, dość że nic nie kupiliśmy, to jeszcze nie zjadłam hot doga, a tak mi go chciało.
— Spokojnie, jeszcze nie raz pojedziemy na zakupy.

Mafia wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz