~Rozdział 40~

40 3 0
                                    

Elizabeth
Archer Johnson: No to co, dom już stoi, to może jakaś parapetówka u nas jutro?

Wyłączyłam telefon i usiadłam przy wyspie kuchennej. Od śmierci Harrego i Mony minęły już dwa lata, w których zdążył umrzeć mój ojciec,
Charlie oświadczyć się Olivii i Nicholas ożenić się z Lily.

-Hej, myszko, wyspałaś się? - zapytał, całując mnie w czubek głowy.

-Tak, a ty? Jak się spało w pierwszą noc w nowym domu? - powiedziałam z zainteresowaniem, przyglądając się chłopakowi.

-Nawet dobrze - odpowiedział, wracając do kuchni. - Będziesz jadła? Piekę jajecznicę.

-Tak, poproszę. A widziałam na grupie, że organizujemy parapetówkę jutro.

-No tak, wieczorem o dziewiętnastej. I ma być jeszcze Rick z Kendall, bo wrócili do Vegas.

-A co z Iris? Od pogrzebu Harrego i Mony jej nie widziałam.

-Iris jest teraz na studiach zaocznych i niedawno przejęła restaurację po ojcu, więc niezbyt ma teraz czas, ale myślałem, że ci o tym mówiła.

-Nie, właśnie nie miałyśmy kontaktu.

-Och, to nic, może jutro nadrobicie, bo też ma przyjść z Aaronem - odpowiedział, podając mi talerz.

-Smacznego! Ja jadę do firmy, bo mamy dziś spotkanie o piętnastej. Powinienem być.

-Okej.

Gdy chłopak opuścił dom, ja wyszłam z swoim jedzeniem na taras. Las Vegas to naprawdę piękne miasto, lecz ludzie dostrzegają je dopiero, gdy zapada zmrok, a lampy klubów rozbłyskają we wszystkie strony świata. Z rozmyśleń wyrwał mnie telefon. Dzwonił do mnie John. Spojrzałam na godzinę: trzynasta dwadzieścia. Siedziałam już tutaj godzinę. Odebrałam, a w słuchawce usłyszałam pytanie:

-Jest z tobą Archer?

-Nie, pojechał na spotkanie, ma wrócić o trzeciej, a coś się stało?

-No, miał być na spotkaniu, ale dalej go nie ma, a nie odbiera telefonu.

-Jak to go nie ma? Pojechał godzinę temu! - krzyknęłam, podnosząc się. Czułam, jak piszczy mi w uszach.

Wbiegłam do salonu i włączyłam dzisiejsze wiadomości.

-Dzisiaj około godziny dwunastej dwudziestolatek, jadąc zielonym Porsche, wjechał w barierki, próbując ominąć pieszych, pod wpływem alkoholu. Dwanaście osób wylądowało w szpitalu - poinformowała kobieta, a na ekranie zobaczyłam samochód Archera.

-John, jesteś?

-Tak, dowiedziałaś się czegoś?

-Archer miał wypadek. Wjechał w barierki, próbując ominąć pijanych ludzi. Jest w szpitalu.

-Dobra, zaraz się dowiem, w jakim jest szpitalu. Zaraz ci oddzwonię i do niego pojedziemy, dobra?

-Tak.

Rozłączyłam się i wybiegłam z domu. Widząc połączenie od Johna, przystanęłam na ganku.

-Za pięć minut po ciebie będę - powiedział, rozłączając się. Usiadłam- na małej kanapie. Mój wzrok utkwił w spokojnym morzu, skąpanym blaskiem słońca. To naprawdę widok, który nigdy mi się nie znudzi. Widząc podjeżdżający samochód, podniosłam się i dopiero wtedy poczułam łzy na moich policzkach. Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi. Szybko starłam je z moich policzków i wsiadłam do środka.
Droga minęła nam w milczeniu. Gdy już wchodziłam do budynku, wyszedł Archer. Prawie się zaśmiałam, widząc jego zdziwienie na twarzy.

-Lee, co ty tu robisz?

-Przyjechaliśmy po ciebie. Chodź, jedziemy do domu - odpowiedziałam, wskazując na samochód, przy którym stał, wpatrzony w telefon, John.

Wsiedliśmy do środka i odjechaliśmy. Zerknęłam za okno, odcinając się od rozmowy. Nie słuchałam, o czym rozmawiają, do momentu, aż Archer nie zaczął szturchać mnie w bok.

-Lee, słuchasz mnie?

-Przepraszam, nie słuchałam was. O czym rozmawialiście?

-Pytałem, jakie byśmy sobie kupili auto, bo ty masz prawo jazdy, a prawie w ogóle nie jeździsz, a teraz Porsche będzie w naprawie. To idealny czas, aby zakupić nowy samochód, z którego ty bardziej będziesz korzystać.

-Nie mam pojęcia, nie znam się na samochodach.

-McLaren 720S? - zaproponował John, zerkając na nas w lusterku. - Moja teściowa nim jeździ i bardzo go chwali.

-No, nie najgorszy pomysł, ale jaki kolor?

-Może różowy? - szepnęłam, czując wzrok obojga na sobie. - No co, jak już kupujesz takie auta o nietypowych kolorach, to różowego nie kupisz?

-Nie, no po prostu myślałem, że nie lubisz różowego, i jestem w szoku, że sama to zaproponowałaś.

-Nie przepadam, ale różowe auto fajnie wygląda.

Nikt więcej niczego nie odezwał się aż do momentu wjechania na posesję.

-Idziesz do środka? - zapytał chłopak, wysiadając.

-Tak, potrzebuję faktur, które miały być u ciebie. Ojciec prosił, abym mu je dzisiaj przywiózł.

-Zaraz przyniosę je z biura. A wszystkie czy tylko te z nowszych transakcji?

-Wszystkie, jakie masz - odpowiedział, siadając przy wyspie.

-Chcesz coś do picia? - zapytałam, podchodząc do szuflady z herbatami. Archer miał jakąś chorą obsesję na ich punkcie, ale mi to nie przeszkadza sama uwielbiam herbaty.

-Jak można, to możesz mi dać szklankę wody.

Podałam chłopakowi małą buteleczkę wody i stanęłam przy kuchence, zastanawiając się, co mogę zrobić na obiad. Chwyciłam telefon i wpisałam w wyszukiwarkę "szybki przepis na obiad". Jako pierwsze pokazało mi się spaghetti. Tuż to musiało być przeznaczenie.

-Tylko tyle Lucas tamtym razem wziął wszystkie, jakie miałem.
John opuścił dom, a Archer podszedł do mnie i przytulił się do mnie od tyłu.

-Co gotujemy? - szepnął w zagłębienie mojej szyi.

-To, co zawsze. Los tak chciał, że padło znowu na spaghetti.

Chłopak zaśmiał się i zabrał się za wyciąganie składników.

Mafia wifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz