Płaczesz?

600 19 6
                                    

Niedziela minęła mi w porządku, oczywiście nie mogło się obyć bez sprzeczki z Cadenem. Poniedziałek był okej, ale po spotkaniu z samorządem i Nancy, nie miałam na nic siły. Tym bardziej na trening, który później miałam. Potem był wtorek czyli termin pisania mojej poprawki z matematyki, rano ze stresu bolał mnie żołądek, a potem głowa z ciągłego napięcia. Test okazał się już nie taki trudny jak ostatnio, więc myślałam nawet, że mogę dostać A.

Piłam filiżankę kawy, jednocześnie skupiając się na czytaniu tematu z biologii na temat metabolizmu. Ze skupieniem próbowałam rozumieć kolejne zdanie.

Przewróciłam kartkę i wzięłam kolejnego łyka napoju. Vic szykowała się na górze, więc miałam jeszcze chwilę czasu aby powtórzyć materiał na dzisiejszy sprawdzian.

Moją naukę przerwało zejście Victorii po schodach. Martwiłam się o nią, bo wyglądała na coraz bardziej zmęczoną, a ja nie chciałam żeby żyła tak samo jak ja. Zeskanowałam jej ciało, jak zwykle miała mundurek szkolny, widziałam, że była pomalowana, a jej blond włosy były spięte w dwa warkocze. Na lewym ramieniu wisiał jej niebieski plecak z plakietkami zespołu Queen.

Jej ponury wyraz twarzy zamienił się w uśmiech kiedy mnie zobaczyła. Następnie poszła do kuchni po zrobione przez Hannah drugie śniadanie do szkoły i schowała je do plecaka. Zaburczało mi w brzuchu na widok jedzenia, ale nie na tyle głośno, aby moja siostra to usłyszała. Matka była w pracy, ojciec w firmie, Georgina przez kilka dni nocowała u Nicholasa.

Matka zachowywała się jakby nigdy nic, jakby cała sytuacja z spoliczkowaniem mnie nigdy nie miała miejsca. Bo Grace Wilson musi być idealna,  jej rodzina także. Ostatnio tata często bywał w firmie, więc po prostu mijaliśmy się.

Westchnęłam spoglądając jak Vic wiąże swoje czarne conversy.

-Ruszaj się!- krzyknęła.

-Już już.-dołączyłam do niej i obie opuściłyśmy dom.

Kiedy byłyśmy już na szkolnym dziedzińcu minęłyśmy kilka znajomych twarzy, a potem weszłyśmy już do budynku. 

Poczułam magię Miami High School kiedy zobaczyłam tłum ludzi przechodzących przez korytarz. Podeszłam do mojej szafki, aby wziąć z niej podręcznik od francuskiego.

Poczułam uścisk od tyłu więc błyskawicznie się obróciłam. Zobaczyłam Pho razem z Rose, którzy szeroko się do mnie uśmiechnęli.

-No elo.-powiedział blondyn.

-Hej hej.-odparłam.-I jak? Umiesz na dzisiejszą poprawkę?-zapytałam.

-No z taką korepetytorką myślę, że tak.-wszyscy głośno się zaśmialiśmy.

-Nie mogę się doczekać już przerwy świątecznej.-jęknęła Rose.

-Ja też. Masakra.-kiwnęłam głową.

Chwilę porozmawialiśmy żartując przy tym z naszej pani od angielskiego, która krzyczała na jakiegoś ucznia na korytarzu. Przerwa dobiegła końca więc razem z Rose przeszłyśmy szybkim krokiem do sali od francuskiego.

Weszłyśmy do sali zajmując miejsca, na szczęście Morgana jeszcze nie było. Westchnęłam ciężko wykładając podręcznik, zeszyt i karty pracy na ławkę. Brunetka poprawiła swoje okulary i także się rozpakowała.

-Bonjour, silence s'il vous plaît.- do klasy wszedł już profesor, który był dziś ubrany elegancko.

Cała lekcja minęła mi przyjemnie, podobnie jak wszystkie. Z matematyki dostałam B+ więc byłam z siebie zadowolona. Wychodziłam ze szkoły w towarzystwie Phoenixa, który opowiadał mi o swoim nowym osiągnięciu życiowym (czyli zdaniu chemii). Cieszyłam się jego i swoim szczęściem przechodząc przez dziedziniec szkolny. Dzisiaj kończyliśmy o tej samej porze, więc razem poszliśmy w kierunku swoich aut. Z tyłu budynku zobaczyłam Jacka i Cadena, którzy kończyli palić papierosy. Gdybym miała siłę to poszłabym i zwróciłabym im uwagę. Jednak teraz całkowicie nie miałam do tego siły, ani czasu.

Âme noireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz