Walentynki i wielki ból

370 11 8
                                    

Bal walentynkowy. Pary zakochanych będą tańczyły w tłumie do jakieś wolnej romantycznej piosenki. Na ścianach będą wisiały balony, a atmosfera będzie cudowna.

Tak każdy opisuje bal walentynkowy. Gdybym nie była wiceprzewodniczącą nawet bym na niego nie poszła. Dla mnie to strata czasu, zwłaszcza kiedy nie mam swojej drugiej połówki. Bo jaki jest niby sens Walentynek skoro nie każdy ma swoją ukochaną osobę?

Rok temu nie poszłam na bal. Rosemary też nie, bo wtedy jeszcze nie była z Jackiem. Pamiętam ten dzień, zamiast uroczystego balu wybrałyśmy romantyczną komedię w kinie. Potem poszłyśmy na spacer po plaży i zatraciłyśmy się w rozmowie.

Teraz musiałam iść, a Rosemary już miała swojego chłopaka. Nie miałam pojęcia czy wszyscy z naszej paczki będą. Ja szłam na bal z Phoenixem, bo Ella musiała pilnie wyjechać z miasta.

–Annabelle weź się w garść.–mówiłam sobie.

Jak miałam być spokojna? Bal zaczynał się po południu, a ja jeszcze nie miałam napisanej przemowy.

Byłam ostatnio coraz bardziej rozkojarzona. I nie wiedziałam dlaczego. Dotychczas byłam perfekcyjna. Mój pokój zawsze był posprzątany, zawsze byłam przygotowana na lekcje i nigdy nie dałam po sobie poznać, że jest ze mną źle. Teraz było inaczej.

Ludzie patrzyli na mnie już inaczej. Ja byłam inna. I bolało mnie to. Mimo, że nienawidziłam tamtej wersji siebie, była dla mnie bardziej wygodna. Może po prostu nie byłam stworzona do pokazywania swoich słabości? Może nadal uważałam, że wcale ich nie mam?

Stanęłam przed lustrem i wzięłam kilka wdechów. Zaczęłam ćwiczyć moją przemowę, bo była to dla mnie najważniejsza część balu. Najbardziej formalna.

–Miło was widzieć..nie.–pokręciłam głową.–Witajcie na Balu Walentynkowym jako samorząd...

–Annabelle przestań przeglądać się już w lustrze bo nie mam zamiaru znów się spóźnić.–Victoria przerwała moje trenowanie i miała rację. Nie chciałam się spóźnić.

Z plecakiem w ręce zbiegłam po schodach.

–Gdzie Hannah?

–W ogrodzie, podlewa krzewy.–odparła.–Muszę siku, poczekaj tu.

Kiwnęłam głową i poszłam do kuchni. Miałam zamiar znów wypić szklankę wody z solą. Było to kurewsko głupie bo nic dzisiaj nie jadłam. A nie powinno się tego robić na pusty żołądek.

–Dobra Annabelle nie świruj.–zalałam sól wodą i szybko wypiłam roztwór.

–Możemy jechać.–powiedziała Victoria wchodząc do przedpokoju.

Podążyłam za nią, a potem założyłam moje wygodne adidasy. Otworzyłam drzwi i obie przeszłyśmy przez plac. Weszłyśmy do auta wcześniej kładąc na tylnych siedzeniach nasze plecaki.

***

–Nie mam ochoty iść na ten bal.–powiedziałam do Rosemary kiedy stałyśmy przy sali.

–Bell nie przesadzaj. Będzie fajnie!–odparła entuzjastycznie.–Będziemy się super bawić! Ja i ty, jak za starych dobrych czasów.

–Gdybyśmy miały się bawić „jak za starych dobrych czasów", na pewno nie poszłybyśmy na ten bal.–Prychnęłam poprawiając koszulę w moim mundurku.

Jak ja nienawidzę tych strojów.
Koszula, która gnie się przy każdym ruchu.
Zielona spódniczka, która była strasznie nie wygodna.
I marynarka z logiem szkoły.

–Od kiedy ty jesteś taką nudziarą? A. Już wiem. Od zawsze!–zaśmiała się.–Bell nie możesz ze wszystkiego rezygnować, żyje się raz. Może na balu poznasz swojego księciunia z bajki?

Âme noireOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz