10. Lottie nie współpracuje

5.2K 436 23
                                    

Charlie

Wielki, puchaty pies Damon'a robi furorę przed żłobkiem, a ja czuje się osaczona przez spojrzenia wścibskich mamusiek, które również czekają na swoje dzieci. 

To wszystko wydaję się przytłaczające - cała ta sytuacja, jak i zapach mężczyzny, który stoi tuż obok mnie. 

Damon stanowi jakąś dziwną zagadkę, której nie potrafię zrozumieć. Z szpitala kojarzę go jako oschłego lekarza, a tuż poza murami placówki, ten z uśmiechem na ustach, proponuje mi spotkania i chcę odbierać moją córkę z żłobka. Przez to wszystko, nie jestem pewna, która z jego postaw jest prawdziwa. Nie mam pojęcia, jaki jest naprawdę. Nie mam pojęcia, co będzie chciał zrobić za chwilę. 

Uśmiech mimowolnie wpływa na moje usta, gdy Lottie w towarzystwie innych dzieci i opiekunek wychodzi z małego budynku, który mieści się w centrum. Zawsze lubię tę porę dnia, bo Lottie ma zawsze wielki uśmiech na ustach, gdy tylko widzi mnie z powrotem - pomijam jednak fakt, że po wspomnianej radości, robi się strasznie marudna i zmęczona. 

W kilku krokach zbliżam się do dziewczynki i porywam ją w swoje ramiona. Jej dwa, blond włose kucyki podskakują, gdy śmieję się radośnie. 

- Mama. - mruczy, gdy wtula policzek w moje ramie. Wydaję się dość znużona, ale bardzo szybko się ożywia, gdy tylko jej oczom ukazuję się duży nowofunland, który wyrywa się w naszą stronę. - Piesio! 

Kątem oka widzę, jak kąciki ust Damon'a szybują w górę. 

Trzymając córkę na rękach, żegnam się z opiekunką i ruszam z powrotem do mężczyzny. 

Lottie prawie od razu, wyrywa się w stronę psiaka i wydaję się, że nawet nie zauważa obecności lekarza. Wyciąga do psa rączki, a ten wywala język na wierzch. Zazwyczaj uczę córkę, że nie powinna podchodzić do obcych psów, bo ich nie zna i nie wie, jak mogłyby się zachować. Niektórzy ludzie, chyba zapominają, że to też są żywe istoty, i że też czują i mają własne odruchy. 

Lottie chyba dopiero teraz sobie o tym przypomina, bo staję nagle w miejscu i jedynie patrzy na zwierzę z odległości. Jej wszystkie zmartwienia znikają jednak wtedy, gdy nowofunland o imieniu Simba rusza w jej stronę i liże ją po dłoni. Dziewczynka już wtedy nie myśli za wiele i wtula się w wielką kulę włosów, a ja mam wrażenie, że praktycznie w nich znika. 

- Ze mną się nie przywitasz? - głęboki głos Damon'a, który wydaję się nieco zachrypnięty, owiewa moje uszy. 

Kątem oka widzę, jak jedynie Lottie lekko speszona macha do niego rączką. Chyba chcę coś powiedzieć, ale Simba jej na to nie pozwala i zaczyna domagać się o jej uwagę - ewidentnie ją polubił. Nie wiem, czy to dobry znak. 

- Cześć, kruszyno. - Damon czochra blond włosy Lottie, a mi serce na moment staję, gdy do moich uszu dociera to urocze przezwisko. Na myśl, nasuwa mi się jedno kluczowe pytanie. 

Dlaczego on to robi? Czemu się tak zachowuje, choć ewidentnie staram się go odtrącać? 

Bo przecież się staram, prawda?

- Chodź Lottie, idziemy już do domku. - zwracam się do córki, która piszczy zadowolona, gdy głaszczę psa. - Chodź, kochanie. 

Łapie dziewczynkę za nadgarstek i próbuje odciągnąć ją od tego wielko psa, ale wydaje się to niewykonalne, bo sama Lottie, tego nie chcę. Od razu czuję się głupio z faktem, że dziewczynka ze mną nie współpracuje. Na pewno zrobiłam się też czerwona na policzkach, bo Damon zapewne będzie się zaraz śpieszył do pracy, a i tak spędził z nami już zbyt dużo czasu. Jego zawód jest zbyt poważny, żeby dzisiaj go przez nas zaniedbał. 

Właściwie, to jego wina, bo uczepił się nas, jak jakiś zepsuty rzep. 

Dobrze by było, gdyby się już odkleił. 

- Może pójdziemy jeszcze na kawę?  

Chyba się dzisiaj, kurwa, popłacze. Mam już serdecznie dość swoich myśli i tego, że Damon nie daje mi spokoju. Za wszelką cenę chcę organizować nasze spotkania, ale nie widzi tego, że próbuje go spławić - to strasznie wkurzające. Nie przyznam, że moje myśli krążą wokół niego, bo było by to głupie. Gdy jednak tylko udaje mi się od tych myśli odciąć, to on się zjawia i robi takie rzeczy, że żadna normalna kobieta nie odmówiłaby mu pójścia na randkę. 

Dlaczego jest on taki trudny? 

- Damon, ja... - zaczynam, ale mężczyzna przerywa mi niemal od razu. 

- Czemu? 

- Co? 

- Czemu chcesz mi odmówić? - precyzuje, a ja robię się momentalnie czerwona. - Dlaczego to robisz, Charlie?

Niemalże od razu zastygam, jakby ktoś przykleił mnie do asfaltu. To nieliczny moment, gdy nie wiem, co powinnam powiedzieć i zrobić. Naprawdę nie mam pojęcia. 

W głowie staram się ułożyć jakiekolwiek zdanie, ale wychodzi z tego papka. Gdy jednak udaje mi się coś skleić, to wydaję się to niestosowne. 

- Ja... - wydobywam jedynie z siebie i porywam córkę w ramiona. Nawet ona chyba poczuła presje tej sytuacji, bo nie słychać jej dziecięcego głosu. 

- Ty?

Wdech i wydech. 

- Damon, powinieneś już iść do pracy i....

- Dyżur zaczynam o dziewiętnastej. - wtrąca, a potem zerka na swój nadgarstek, na którym wisi złoty zegarek. - Jest dopiero piętnasta trzydzieści. Mam jeszcze sporo czasu, nie uważasz? 

Przełykam gęsto ślinę i przymykam oczy. 

Dziesięć...dziewięć...osiem....

- Możesz odpuścić? - warczę zrezygnowana, bo dobija mnie niemoc. Mam dość tego dnia, który przyniósł z sobą tyle nerwów. - Serio Damon, ja nie potrzebuje twojej uwagi. 

Mężczyzna uśmiecha się krzywo, a dłonią przejeżdża po krótkich włosach. Osoba poboczna, mogłaby wziąć nas za parę, która jest w trakcie kłótni - przeraża mnie to. 

- A co jeżeli, ja lubię ci ją dawać? 

Językiem przejeżdżam po dolnej wardze i uśmiecham się smutno, bo wydaje mi się to niedorzeczne. Nie chcę wpuścić go do swojego życia, a co gorsza do życia Lottie, skoro mam przeczucie, że on i tak odejdzie - taki człowiek jak on, nie interesuje się samotnymi matkami, które nie mają wyższego wykształcenia. 

- Przestań to lubić. - mówię wzruszając ramionami. Staram się choć trochę, grać obojętną na wszystkie emocje, które aktualnie buzują w moim ciele. - Zajmij się swoim życiem i nie angażuj się w moje, bo ja nie jestem tutaj sama. 

Damon odchyla głowę w tył, a z jego ust wydostaje się ochrypły śmiech, który zmieszany jest z nutą goryczy. Gdy jego głowa wraca do pierwotnej pozycji, to zaczyna mierzyć mnie od góry do dołu swoim badawczym spojrzeniem.

- Boisz się. - odpiera po chwili, a ja marszczę brwi w niezrozumieniu. - Boisz się tego, co może się wydarzyć, księżniczko. 

Wypuszczam z ust parsknięcie i teraz to ja, mierzę go spojrzeniem, bo nie dowierzam w słowa, które opuściły jego usta - kretyn, kretyn, kretyn, kretyn....

- Idź już lepiej leczyć ludzi, Lauder. - rzucam, a on uśmiecha się kpiąco. - Zostaw mnie w spokoju, żebym mogła bez skrępowania cię unikać. 

- Masz rację, pójdę już leczyć ludzi. - przyznaje, a ja rozszerzam usta w zdziwieniu. Przyznał mi rację? - Nie myśl jednak, że będziesz w stanie mnie unikać. - Damon pochyla się lekko, a ja czuję na sobie jego oddech. - Nie pozwolę na to. 

"""""""""""""""""

Ig : drzewko4_wattpad

Tik tok : Drzewko4

Doctor's LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz