34. Ulatujące zmartwienia

5K 530 48
                                    

Charlie

Zaciskam mocno usta, gdy wszyscy siadają przy stole i zaczynają jeść. Od wejścia zdążyłam poczuć się już komfortowo, ale teraz pojawiły się tutaj nowe osoby.

Z lekkim skrępowaniem nabijam pieczonego ziemniaka na widelec i przykładam go do usteczek córki. 

- A ty, co robisz w życiu, Charlie? - słyszę pytanie z ust starszej kobiety, która jest jedną z ciotek Damon'a.

Uśmiecham się delikatnie i poprawiam na krześle.

- Pracuję w bibliotece. - rzucam dosyć luźno, a ciemnowłosa kobieta kiwa głową.

- Myślałem, że okażesz się jakąś pielęgniarką. - zaśmiał się Elijah. 

Pokręciłam głową z rozbawieniem.

- Praca w szpitalu jest chyba dla mnie....zbyt obrzydliwa. 

- Wcale nie jest taka obrzydliwa. - wtrącił po chwili Damon, a ja mogłam poczuć, jak kładzie swoją dużą dłoń na moim udzie. - Może widok dużej ilości krwi albo złamań nie jest ciekawy, ale jeżeli mam być szczery, to nie obrzydza mnie już nawet przeszczep żył. 

- Synu, nie przy jedzeniu. - wtrąciła matka mężczyzny, a na jej twarzy pojawił się grymas. Od samego początku, ta kobieta wydawała mi się strasznie miła, co dodawało mi nieco otuchy. Odkąd tutaj weszłam, to traktowała mnie niczym bliską znajomą. 

- Żyjesz tylko tym szpitalem. - westchnął Elijah. - Lubisz coś jeszcze?

Damon zignorował pytanie brata, ale nikt się tym szczególnie nie przejął. Każdy skupił się na sobie bądź na krótkich rozmowach. Musiałam przyznać, że nie było tak źle, jak myślałam. Nie byłam wcale bardzo spięta, a rodzina mężczyzny nie rzucała mi nieprzyjemnych spojrzeń ani nie zasypywała pytaniami. Było to dosyć miłe, bo mogłam poczuć się swobodnie.

Stresowałam się tym, co mogą o mnie pomyśleć, ale teraz starałam się odgonić złe myśli. Chciałam, aby dobre sytuacje przejęły kontrole - na przykład takie, gdy widziałam, jak Damon próbuję nakłonić Lottie do zjedzenia kawałka fasolki szparagowej, choć dziewczynka wyglądała na niepewną. Na wszystkich spoglądała ostrożnie i trzymała się blisko nas. 

Po skończonym posiłku wszyscy pogrążyli się rozmowach, a obecne tutaj dzieci, wybiegły na ogród, który miał być ich ucieczką. 

- Może też na chwilę uciekniemy? - słyszę szept przy uchu, a przez mocne perfumy zaczyna kręcić mi się w głowie.

Patrzę na Damon'a z uśmiechem, gdy łapie go za dłoń. Mężczyzna szepcze coś do swojego brata, a potem kiwa głową w stronę matki. Gdy zdążył już wszystkich poinformować, że na chwilę odchodzimy od stołu, to całą naszą trójką kierujemy się do wyjścia na ogród.

Biorę głębszy wdech, gdy Damon zamyka za nami tarasowe drzwi, a Lottie mocniej ściska moją dłoń. 

- Jak się czujesz? - zagaduję Damon, a ja przegryzam dolną wargę.

- Bardzo dobrze, choć sama jestem z tego powodu zaskoczona. - parskam niczym rasowa wariatka. Po chwili jednak delikatnie pochylam się w jego stronę, żeby wyszeptać nieco prawdy. - Mam strasznie spocone ręce z stresu. 

Damon parska i składa pocałunek na naszych złączonych dłoniach. 

- Jesteś...jedyną kobietą, która by mi o tym powiedziała. - śmieje się, a moje policzki na pewno zmieniają kolor na dorodny róż. - Jesteś też chyba jedyną kobietą, którą chciałem tutaj naprawdę zabrać. 

Mój słodki pączusiu...przysięgam, że jeżeli Damon będzie dalej tak mówił, to rozpłynę się niczym kostka lodu. 

Piękna chwila pękła niczym bańka mydlana, bo Lottie dała o sobie znać piszcząc i prosząc o uwagę. Mimowolnie się na to zaśmiałam i pogładziłam jej dłoń. Wzrokiem omiotłam cały ogród, a oddech ugrzązł mi w piersi...Chryste.

Doctor's LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz