17. Pierdolone serce

4.6K 445 26
                                    

Ostrzeżenie : Nie jestem lekarzem, a to książka na wattpad. Niektóre informacje mogą stanowić fikcję literacką, choć staram się czerpać jak najwięcej prawdziwych informacji. 

Damon

- Damon Lauder. - chrypie, a blondwłosy mężczyzna niechetnie ściska moją dłoń. Uścisk, jest jednak bardzo mocny. 

Gdy brat Charlie odsuwa się, ja jedynie witam się z jej siostrą skinieniem głowy. Cała ta sytuacja wydaje się nieco dziwna, ale nie chcę naciskać na kobietę, bo na tłumaczenia przyjdzie czas. Gdybym teraz zapytał ją o mamę, to zapewne nabrałaby do mnie dystansu, którego nie chcę.

Swoje spojrzenie ukradkiem przenoszę na Lottie, która dalej mocno wtula się w swoją mamę, a jej policzki są mokre od płaczu. Na ten widok, czuję dziwny uścisk w sercu - zdecydowanie bardziej, wolę widzieć ją roześmianą. 

Ubrana jest w luźne, materiałowe ogrodniczki, które są w kolorze bordowym. Na ramiona ma zarzuconą jedynie rozpinaną bluzę w szarym odcieniu. Jej włosy są w nieładzie, ale kolorowe spineczki dalej trzymają się na swoim miejscu.

- Możemy...możemy tam wejść? - Charlie pyta po chwili siostrę, gdy niezręczna chwila mija. Jestem wdzięczny, że brat kobiety nie ciągnie wojny na spojrzenia. 

- Nie mam pojęcia, nie chcieliśmy tam na razie wchodzić. - odpowiada jej Grace, a potem bierze głębszy wdech. - Cudem zrobili jej badania krwi i teraz czekają na wyniki.

- Z wejściem chcieliśmy poczekaj na ciebie. - dorzuca jej brat, po czym znów zjeżdża mnie od góry do dołu spojrzeniem. 

- A wiadomo już coś?

- Tak, jak mówiła Grace, czekamy na wyniki, a więcej nie wiemy. - blondyn wzrusza ramionami. - Pewnie wezwą jeszcze policję przez tą bójkę. Ta kobieta to istny problem. 

Przejechałem językiem po dolnej wardze i rozejrzałem się po korytarzu, chodziły tutaj jednak tylko pielęgniarki - do czasu. W końcu natrafiłem spojrzeniem na jednego z stażystów...jak on tam miał? Bob? Benson? A chuj wie. W myślach policzyłem do dziesięciu, bo oblała mnie fala zażenowania, bo miałem nadzieję, że spotkam kogoś bardziej kompetentnego.  

Po chwili krzyknąłem jednak w stronę rudego stażysty : 

- Dwójka! 

Już ostatnio, nie trudziłem się, żeby zapamiętać ich imiona i po prostu nadałem im cyfry albo przezwiska - nikt nie mówił, że będą mieć tu łatwo. 

Młody chłopak odwrócił się w moją stronę, a gdy zrozumiał, że wołam go właśnie ja, to otworzył szerszej oczy. Próbował coś powiedzieć, ale nie mógł skleić zdania - to są nasi przyszli lekarze?

- Niesiesz wszystkie wyniki osób z izby? - zagadałem, a palcem wskazałem na trzymane przez niego karty.

Chłopak przełknął ślinę.

- Większości. - przyznał. - Potrzebuję pan czegoś?

- Daj mi kartę z nazwiskiem Dawson. - poinstruowałem go, a chłopak zaczął szybko szukać odpowiedniej teczki. Podczas odczytywania odpowiedniego nazwiska, kilka teczek spadło na ziemie, a pudełko z próbką moczu prawie się wylało. - Dzięki, a teraz zejdź mi z oczu. - sarknąłem, gdy karta wpadła w moje ręce.

Stażysta dość szybko ruszył w stronę izby i nie oglądał się za siebie.

Gdy wziąłem się za przejrzenie wyników, to czułem na sobie palące spojrzenie dosłownie wszystkich. Starałem się tym jednak nie przejmować - musiałem się skupić, choć odczytywanie wyników szło mi bardzo szybko i bezbłędnie. 

Wziąłem głębszy wdech, a spojrzenie przerzuciłem po chwili na Charlie.

- Z wyników wychodzi ostre zatrucie alkoholowe. - wyjaśniłem. - Lekarz prowadzący zapewne zleci elektrolity, witaminy i unormuje poziom glukozy. Jeżeli stan by się pogarszał, to możliwe, że zaproponuje płukanie żołądka. - Starałem się powiedzieć to najbardziej zrozumiale, jak tylko potrafiłem. Gdy wszystko tak tłumaczyłem, to Charlie nawet nie zauważyła, że cały czas trzymałem rękę na jej plecach. - Oprócz tego w karcie jest napisane, że będą musieli zszyć kilka ran w okolicy łuku brwiowego i przedramienia. 

Jedną dłonią zamknąłem teczkę i zacisnąłem na niej dłoń. Wychodziło na to, że matka Charlie była jeszcze bardziej ciekawą osobą niż przypuszczałem. Czy to właśnie ona była tym, co blondynka ukrywała? Czy to właśnie jej matka ją wyniszczała? 

- Czyli jesteś kim z świata...medycyny. - odezwał się po chwili dość ochryple brat kobiety, który z tego, co pamiętałem, nazywał się Mateo. Mężczyzna ubrany był w dość luźne ciuchy, a jego włosy były w nieładzie. 

- Pracuje w tym szpitalu. - powiedziałem twardo. - Jestem chirurgiem i to ja, przyjąłem Grace na oddział.

- Cudownie. - odpowiedział z ironią w głosie, po czym odwrócił się w stronę wejścia na izbę. - Chociaż będziesz umiał się jakby co posklejać. - szepnął pod nosem, a ja modliłem się, żeby nie parsknąć. 

Czyli Mateo był typem "opiekuńczego braciszka" - świetnie. 

- Charlie, Grace chodźcie, pójdziemy do niej. - powiedział stanowczo do sióstr i sam wszedł już na izbę. Tuż za nim podążyła Grace z swoim mężem, jednak Charlie stała bez ruchu. 

- Nie idziesz? - zagadałem. 

- Nie wiem czy chcę, żeby Lottie tam wchodziła. - wyjaśniła cicho, a w jej głosie słychać było smutek. - Tam leżą poturbowani ludzie, a moja mama...nie chcę nawet wiedzieć, jak ona teraz wygląda. 

Staliśmy tak przez chwilę i nie odzywaliśmy się. Przez głowę przechodziło mi więcej niż tysiąc myśli, co było niemalże irytujące. Gdy do głowy wpadła mi pewna myśl, zaczęły pojawiać się też pojedyncze obawy - Damon czy nie angażujesz się zbyt szybko? - ta myśl kontrastowała jednak z tym, co właściwie czułem, bo coraz to większe zaangażowanie, wydawało mi się właściwe.

Kierujmy się więc, pierdolonym, sercem, bo chociaż może raz, wyjdzie mi to na dobre. 

- Mogę ją przypilnować, a ty w tym czasie wejdziesz do mamy. - zaproponowałem, a dziewczyna gwałtownie odwróciła się w moją stronę. Patrzyła na mnie podejrzliwie, a jej usta delikatnie się rozszerzyły się. Wydawała się niepewna tego pomysłu. - Przysięgam, że jej nie porwę i nie opuszczę piętra tego szpitala. Zabiorę ją jedynie do pokoju specjalistów, bo mam tam jakiś sok i ciastka. 

Charlie zastanawiała się chwile, ale nie chciałem tego komentować, bo jednak miałem zająć się jej maleńką córkę, a rzecz biorąc, byliśmy dla siebie obcy. Poznaliśmy się jedynie ponad tydzień temu. To nie był zbyt długi czas, choć chciałem mieć go znacząco więcej. 

- Dobrze... - westchnęła jednak po chwili, a kciukiem otarła delikatnie mokry policzek. - Masz nie opuszczać szpitala i odbierać telefon, a jeżeli coś się jej stanie to utnę ci ja...

- Dobrze, spokojnie. 

Charlie wzięła jeszcze jeden głębszy oddech, a potem delikatnie postawiła córkę na ziemi. Lottie posłała mi lekki uśmiech, a po łzach, nie było już prawie śladu. Dopiero też wtedy zauważyłem, że w rączce trzyma niedużego pluszaka w kształcie żyrafy.

- Proszę cię Damon, opiekuj się nią.

- Chodź, pszczółko. - szepnąłem i wystawiłem dłoń w stronę małej blondyneczki. 

Lottie odwróciła się w stronę mamy, a gdy ta skinęła głową, dziewczynka szybko podała mi swoją malutką rączkę. 

- Przyjdziemy tutaj za chwilę. - odezwałem się do kobiety i zacząłem stawiać powolne kroki, żeby Lottie mogła nadążyć. 

""""""""""""""""""""""""

Ig : drzewko4_wattpad

Tik Tok : Drzewko4

Doctor's LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz