Wśród społeczności anielskiej wzrasta niepokój, gdy po raz kolejny podczas większych spotkań towarzyskich, dochodzi do ataków z użyciem materiałów wybuchowych. Mikael, jako głowa rządząca Ethelem, musi się jak najszybciej dowiedzieć kto za tym stoi...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Bez słowa stanęłam w wewnętrznym okręgu, który został przygotowany specjalnie na takie treningowe potyczki. Krok od granicy w niemalże idealne kółko zaczęli ustawiać się pozostali ćwiczący. Nic nie mówiąc, na swoim miejscu także stanęła trenerka. Wszyscy czekali na show, które zaraz miało się wydarzyć.
Stanęłam miękko w lekkim rozkroku, kurczowo łapiąc włócznie w odpowiednich odcinkach. Nie chciałam atakować pierwsza, nie byłam narwanym świeżakiem. Musiałam być przygotowana na każdy chytry krok Vahana i musiałam być pewna, że nie będzie dawał mi forów.
Zmarszczyłam brwi, skupiając swój wzrok na kapitanie. Spokojny wdech i wydech, napięłam każdy możliwy mięsień w gotowości by z sekundą, gdy Vahan się ruszy, móc zareagować.
Zerknęłam na jego twarz, spodziewając się podobnego przygotowania, jednak on, pomimo pozycji gotowej do ataku, uśmiechał się zadziornie, czerpiąc z tej sytuacji okropną satysfakcję.
Ten widok wybił mnie ze skupienia i dokładnie ten moment Vahan wykorzystał, by rozpocząć natarcie. W ostatniej chwili się zreflektowałam i złapałam go wzrokiem idealnie, by podeprzeć włócznię o ziemię i powstrzymać jego uderzenie. Odepchnęłam jego broń i przeniosłam ciężar ciała na drugą nogę, by móc obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni i wycelować tępy koniec włóczni w miejsce idealnie pod żebrami. Niestety nie sięgnęłam celu, gdy Vahan z łatwością odparł atak i przeleciał grotem włóczni milimetry od mojej szyi.
Osoby stojące na obrzeżach nawet nie próbowały sabotować tego pojedynku. Były przekonane, że Vahan zetnie mnie z nóg bez żadnego problemu. Lekko się myliły.
Po kilku minutach walki zaczęłam już odczuwać jej efekty. Mój oddech stał się krótszy, a mięśnie nie wytrzymywały już tej samej siły. Musiałam znaleźć jego słaby punkt, który udowodni, że jestem na jego poziomie. Pomimo tego, że nie było po nim widać zmęczenia tak jak po mnie, przynajmniej wiedziałam, że traktuje to poważnie, Po kilku zadanych ciosach, przestał się uśmiechać, a zaczął analizować. To była moja mała wygrana.
Przy ostatnim ataku, odepchnęłam się od ziemi i cofnęłam kilka metrów, starając się stworzyć między nami dystans. Miałam pewien plan, był ryzykowny, ale też warty zachodu.
Przykucnęłam, chcąc wziąć największy zamach, odbić się i biec najszybciej jak mogłam. Vahan widząc mnie zbliżającą się do niego jak wściekły byk, cofnął jedną nogę w tył, by móc wziąć całe uderzenie na siebie i mnie zatrzymać. Zwróciłam się w jego lewą stronę, udając, że zamachuję się na jego lewy bok. Gdy przechylił się na tą stronę, przestąpiłam prawą nogą w przód i odwracając się do niego plecami, obróciłam kilka razy włócznią, zanim wycelowałam ją w prawy bok. Drugi raz w ciągu tej samej walki używałam tego samego ruchu, ale tym razem miałam inny cel.
Następne co poczułam, to jak ląduję na twardym piachu, z grotem przy krtani.
Spojrzałam w górę, zauważając jak Vahan stoi z wyciągniętą jak struna ręką, trzymającą sztywno włócznie. Wygrał.