Wśród społeczności anielskiej wzrasta niepokój, gdy po raz kolejny podczas większych spotkań towarzyskich, dochodzi do ataków z użyciem materiałów wybuchowych. Mikael, jako głowa rządząca Ethelem, musi się jak najszybciej dowiedzieć kto za tym stoi...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Stojąc w kolejce do muzeum, zdałam sobie sprawę, że przez ostatnie wydarzenia nabyłam kolejny dziwny nawyk. Dziwny tik nerwowy. Pojawiał się, kiedy stałam w miejscu, bez perspektywy na to jak mogę zaradzić chaosowi, który się w mojej głowie z dnia na dzień powiększał.
Patrzyłam w jeden punkt w drewnianej podłodze, odbiegając myślami od świata zewnętrznego. Tylko to, co było wewnątrz mojego umysłu się liczyło. A w nim tylko pytania.
Co robić. Co robić. Co robić. Co powinnam zrobić.
I kiedy słowa w mojej głowie zaczynały przypominać bardziej bełkot, bez ładu i składu, dołączała się do tego także motoryczna część. Obracałam palcami wokół własnych paznokci, jakbym liczyła, jak wiele razy zadałam sobie te same pytania. Czy kiedykolwiek na któreś pojawiła się odpowiedź? Nie.
Czy liczyłam, że na tej wystawie znajdę choć część odpowiedzi? Tak.
Omiotłam wzrokiem stojące przy wejściu banery i przeliczyłam ile jeszcze czekało przede mną ludzi. Ku mojemu zdziwieniu, miałam przed sobą jeszcze przynajmniej trzydzieści minut czekania, a za mną utworzyła się kolejka na kolejną godzinę.
Kolejne skupisko ludzi. Anioły nie mogły mi zarzucić, że nie słucham ich poleceń.
Zainteresowanie wystawą konsekwentnie wzrastało, patrząc na to, że przy zwykłym wejściu do ograniczonej części wystawy, ustawiła się linia ludzi na cały dzień. Tylko ci co zapłacili dużo wcześniej za specjalne wejściówki, mogli wejść do sali. I właśnie taka imienna wejściówka spoczywała w mojej torebce.
Przechodząc przez bramki wstępu, zwróciłam szczególną uwagę na osoby sprawdzające bilety. Zero specjalnej energii. Byli ludźmi. Zero aniołów, a także zero Nefilim. Zwykłe ludzkie przysposobienie ludzi z obsługi klienta. W mojej głowie licznik potencjalnych ofiar wzrósł o kolejne niewinne osoby. Poczucie winy jednak lekko się zmniejszyło, jak przyuważyłam rodzinkę z dwójką dzieci, która wykłócała się o swoje wejście na lewych wejściówkach. Ich głosy niosły się przez dziesiątki osób w kolejce. Matka wyzywała obsługę, a biedni pracownicy byli o krok od zawołania policji. Gdyby jej się coś stało, zdecydowanie nie byłoby mi źle. Chyba faktycznie moja moralność zaczynała się robić elastyczna.
We wnętrzu budynku trasa oglądania zabytkowych artefaktów i dzieł sztuki opowiadających o życiu w tamtych czasach była oznaczona odpowiednio naklejkami ze strzałkami i opisem. Pod moimi stopami przewinęła się nalepka z „życiem społecznym", a wtem oczom ukazał się szereg gablot. Ich szklane obudowy lśniły od czystości, a przyciemnione światło nadawało pewnej tajemniczości. W swoim krótkim człowieczym życiu widziałam je po raz pierwszy. W swoich anielskich wspomnieniach — doskonale wiedziałam, do czego część z tych rzeczy służyła. Nie musiałam patrzeć na plakietki. Potrafiłam nazwać przyrządy, a w mojej głowie pojawiały się poszczególne sytuacje z ich wykorzystaniem. Czułam się jak w turystycznym busiku, a przed moimi oczami rozgrywały się sytuacje z przeszłości. Mijałam wystawę porcelany i specjalnie zdobionych waz i misek, typowych dla tamtego miejsca. Sharon dostawała wiele od swojego ludu w prezencie, ale używała tylko tych, które zostały wykonane mistrzowską ręką któregoś z nefilim.