ROZDZIAŁ JEDENASTY

23 3 0
                                    

Szok związał mi usta, nie pozwalając na krzyk

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Szok związał mi usta, nie pozwalając na krzyk. Nie miałam w sobie tyle powietrza by wydać z siebie jakikolwiek dźwięk. Powinnam się bać. Tak naprawdę, strach powinien płynąć przez moje ciało, wywołując wołanie o pomoc i nadzieję na ostatnią szansę i ratunek. Nadchodził mój koniec i taka byłaby prawidłowa reakcja.

Ale zamiast tego czułam ulgę. Zupełnie jakby tak właśnie powinno być. Jakby to, że zniknę z tego świata naprawi wszystkie błędy jakie zrobiłam w swoim życiu.

Przemijające ściany budynku zlały się ze sobą i przez sekundę widziałam coś innego.

Nigdzie nie było betonowych murów z gdzieniegdzie zapalonymi światłami. Zamiast tego pojawił się zerwany klif i bujna roślinność spływająca wzdłóż stromego zbocza. Szum strumienia gdzieś w oddali obił się o uszy. Wróciłam do momentu w który, miał wszystko naprawić. Stało się to, co powinno było się zdarzyć tamtego dnia i na tamtym dniu skończyć. Ponieważ taki był mój wybór. W ten sposób chciałam zapobiec zbliżającej się katastrofie.

Zacisnęłam mocno oczy, chcąc oddzielić obraz w mojej głowie od tego co powinnam widzieć. Może tak naprawdę śpię? Obudzę się z bolącym biodrem, leżąc na podłodze opatulona kołdrą.

— Jakie ty masz dziewczyno szczęście...

Nie poczułam zderzenia z biegnącą w dole ulicą. Zamiast tego moją skórę ogarnął lekki podmuch wiatru zakończony uściskiem rąk. Zaraz potem dotarła do mnie pogarda ukryta w słowach.

Otworzyłam oczy, ze zdziwieniem zdając sobie sprawę, że zamiast rozpłaszczać się na kostce brukowej, przed sobą miałam twarz Seneci. Czarne włosy, choć zwichrzone, dalej ciasno trzymały się związane. Anioł stał twardo na ziemi, trzymając mnie na rękach. Nie sprawiało mu to żadnego problemu. To nie tak, że trzymał prawie siedemdziesiąt kilogramów człowieka.

— Ale...

Zaczęłam, lecz momentalnie mnie puścił, dochodząc do wniosku, że skoro mogę mówić to na pewno mogę stać. Upewnił się jeszcze, że pierwsze trafię na chodnik nogami, nie twarzą.

— Ja wiem, że może być ci ciężko. Cała ta sprawa w bibliotece z twoją głową i to, że nie wiesz co się z tobą dzieje. Może być to kłopotliwe, ale nie widzę żadnego powodu, dla którego miałabyś rzucać się od razu z dachu — zaczął się rozwodzić, łapiąc się za grafitowe skrzydła i otrzepał je z kurzu, jaki wzniósł się przy lądowaniu.

— Daj mi...

— W tym momencie Mikael będzie musiał naliczyć mi dodatkowe wynagrodzenie, bo nie pisałem się na bajkowego superbohatera, którego wy, ludzie, tak namiętnie czcicie.

— SENECA — wykrzyknęłam, zirytowana do granic możliwości jego zupełną ignorancją i słabą dedukcją zdarzeń.

Anioł spojrzał na mnie zdumiony.

SKRZYDŁA ŚNIEGU I ZŁOTA #1Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz