rozdział 38.

70 3 0
                                    

Kiedy dowiedziałam się, że to Victor anonimowo zgłosił próbę gwałtu na komendę, poczułam mieszankę wdzięczności i irytacji. Victor często był naszym "chłopcem na posyłki", a jego lojalność była niezaprzeczalna, ale tym razem wolałabym, żeby to zrobił ktoś z nas, ktoś bliższy. Niemniej jednak, jego szybka reakcja mogła pomóc nam w złapaniu napastnika.

Ekipa z Madrytu przebywała nadal w Nowym Yorku, co mnie nie dziwiło. Niedługo miał się odbyć wyścig, w którym najwyraźniej mieli brać udział. To tłumaczyło ich obecność i ciągłe napięcie, jakie panowało wokół nas.

Był to jeden z tych dni, które wydawały się przeciągać w nieskończoność, pełen niepokoju i nerwowego oczekiwania. Obudziłam się wcześnie rano, wciąż czując ciężar wczorajszego wydarzenia. Theo spał obok mnie, jego ramiona wciąż obejmujące mnie mocno, jakby chciał mnie chronić nawet we śnie. Delikatnie wysunęłam się z jego objęć, starając się go nie obudzić, i wstałam, by udać się do łazienki.

Woda pod prysznicem była kojąca, choć na chwilę pozwoliła mi zapomnieć o wszystkim. Gdy wróciłam do sypialni, Theo już nie spał. Siedział na krawędzi łóżka, przetarł oczy i uśmiechnął się do mnie, choć w jego spojrzeniu widziałam troskę.

― Dzień dobry, skarbie ― powiedział cicho.

― Dzień dobry ― odpowiedziałam, podchodząc do niego i całując go w czoło. ― Jak się spało?

― Dobrze, a tobie? ― zapytał, obejmując mnie w talii.

― Mogło być lepiej ― przyznałam, siadając obok niego. ― Musimy jakoś przetrwać ten dzień.

Theo skinął głową, a jego spojrzenie stało się bardziej zdeterminowane.

 ― Przejdziemy przez to razem, Vera. Pamiętaj, że nie jesteś sama.

꧁꧂


Śniadanie było ciche, przerywane jedynie krótkimi rozmowami i spojrzeniami pełnymi zrozumienia. Moi rodzice, Elizabeth i mój ojciec, starali się utrzymać normalność, choć wiedziałam, że w środku martwią się o mnie. David również był bardziej cichy niż zwykle, a jego żarty były rzadsze i mniej spontaniczne.

꧁꧂

― Vera, ostatnie dni są trudne ― odezwała się Vic, kiedy siedziałyśmy na balkonie ― Ale zbliża się wyścig. Deat Race'y, największe wyścigi na cały świat. Po nich są zawsze grube imprezy, że aż prawie policja przyjeżdża ― dziewczyna zachichotała, opierając się o barierkę balkonu. 

― Dla ciebie to jest łatwo mówić ― powiedziałam, drapiąc się po szyi i patrząc na Vic. ― Ty zawsze byłaś pewna siebie, gotowa na każdą imprezę i wyzwanie.

Vic spojrzała na mnie z łagodnym uśmiechem, jej oczy błyszczały w porannym słońcu. ― Vera, wiem, że ostatnie dni były trudne. Ale musisz pamiętać, że jesteśmy tu wszyscy razem, żeby cię wspierać. I nie martw się o wyścig. Wiem, że sobie poradzisz.

― Może masz rację ― westchnęłam. ― Po prostu czuję się trochę zagubiona. Wydarzenia ostatniej nocy... ― urwałam, nie chcąc wracać myślami do tamtego koszmaru.

― Hej, posłuchaj mnie ― Vic podeszła bliżej i położyła rękę na moim ramieniu. ― To, co się stało, było straszne, ale nie pozwól, żeby cię to zdefiniowało. Jesteś silna, Vera. Wiem, że to trudne, ale musisz się trzymać.

Spojrzałam jej w oczy i zobaczyłam w nich determinację, która była mi tak dobrze znana. Vic była jedną z najsilniejszych osób, jakie znałam, i jej wsparcie dawało mi siłę. Przytaknęłam, biorąc głęboki oddech.

Twist of fate - At the turn of loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz