Rozdział 14

48 10 46
                                    

Beltia nie była pewna, czy wydany przez nią rozkaz padł słusznie. Początkowo wierzyła, że niszczycielska siła zmiecie Urynt i jego władcę z powierzchni Eserbert, po czym zakończy na dziś wykonywanie wyroków. Myliła się, choć działała tylko w oparciu o przepowiednię. Nie przewidziała, podobnie zresztą jak Nankutsu, że do niszczycielki dołączy istota dysponująca potężną mocą służącą niejednokrotnie do mordowania jej półboskich braci.

Co prawda, Belion ostał się przy życiu, mimo że wielokrotnie walczył z prastworem. Wiele razy też stawał oko w oko z którąś z bestii Ghotoma. Blizny nie bez powodu pokrywały jego ciało, lecz upamiętniały wielkie dokonania półboga z czasów, w których wyznawał wartości ich rodziców. Jednak gdy z całej rodziny zostali tylko we dwoje, Nieśmiertelny zagubił się we własnej rozpaczy, zaś Beltia nie wierzyła, by mogła dorównać bratu.

Żałowała, że nie słuchał jej próśb. Starała się go naprostować, lecz był starszy. Widział oraz przeżył znacznie więcej od niej. Jego zdaniem Beltia była zbyt młoda oraz niedoświadczona, a chociaż teraz nawet ona miała już swoje lata, wciąż dopatrywał się w niej naiwnej młódki, jaką dawno przestała być.

Chronił ją tak bardzo, iż w zaślepieniu skazał na samotność. Podczas gdy inne półboginie dawno złożyły śluby i stworzyły rodziny, Beltia ledwie wyrwała się spod opieki nadopiekuńczego brata. Jednak nawet gdy zasiadła jako władczyni na tronie oddzielnego miasta, Belion strzegł siostry i z uporem maniaka odpędzał zainteresowanych nią adoratorów. Jego zdaniem nikt nie był jej godzien.

Dziwiła się, że Eligor od czasu do czasu wciąż ją odwiedzał. Półbóg w Wardamash bywał rzadko, sporadycznie wręcz, lecz to on pomógł się jej tutaj urządzić, służył dobrą radą. Podobnie też to właśnie Eligor pocieszał ją w smutkach i wysłuchiwał w problemach. Jednakże zdaniem Nieśmiertelnej czynił to przez wzgląd na dawne wieki oraz przyjaźń z Belionem, a w zasadzie z mężczyzną, jakim ten był niegdyś.

Nigdy też nie dał Beltii do zrozumienia, iż liczył na więcej. Owszem, spoglądał w jej kierunku rozmarzonym wzrokiem, czasem uśmiechał się pod nosem, lecz ani razu nie przekroczył granic. Nawet nie nadmienił skromnie, aby cokolwiek między nimi miało zaistnieć. Traktował aż do bólu poprawnie jak młodszą siostrę przyjaciela, którą należało chronić. 

Długi czas władczyni Wardamash cichuteńko liczyła na gest, słowo bądź nikły komplement. Dziś po tamtych uczuciach i pragnieniach pozostał wyłącznie sentyment oraz miłe wspomnienia, jakie od czasu do czasu przywoływali podczas krótkich, pojedynczych spotkań. Zresztą dziś i tak była już w wieku, w którym nie doczekałaby się spełnienia matczynych instynktów, a Eligor miał prawo do potomka. 

Tymczasem niebo nad Uryntem ściemniało drastycznie. Przesłaniające je chmury były tak gęste i ciężkie, iż nie przebijały się przez nie najlichsze promienie zachodzącej Urby. Nawet błyskawice, których wyczekiwała, nie rozjaśniły burzowego firmamentu, gdyż nie wysłyszała bodajby cichutkiego grzmotu. Ciemność opanowała ziemie Beliona, a teraz chętnie wyciągała macki ku Wardamash.

– Wasza wysokość, co mamy robić? – Hugo wbiegł do komnaty, gdzie trwała. – Jakie rozkazy?

Nieśmiertelna nie zamierzała opuszczać królestwa ani kryć się po kątach, gdyż półboskie pochodzenie jej zdaniem determinowało konieczność stawienia czoła wrogowi. Uniosła wyżej podbródek, gdy spoglądała w kierunku, skąd wyczuwała ścierające się ze sobą energie. Wysokie i wąskie okiennice pozwalały jej oglądać ponury widok, choć w komnacie znajdowały się tylko dwie.

– Przeprowadźcie błyskawiczną ewakuację ludności.

– Ale, bogini – rzekł lekko zdyszany mężczyzna. Nie wątpiła ani trochę, że gnał tu do niej śpiesznie, przekraczając przy tym własne granice. – Cokolwiek tam jest, dotrze tu lada chwila. Nie zdążymy przecież...

Eserbert. Refleksy przeszłości - tom IIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz